Choć przemysł odzieżowy jest wart miliardy, to na ten element rzadko zwraca się uwagę. Tymczasem naukowa analiza wykazała, że klientki mogą być mniej chętne do kupna kreacji, gdy manekin jest zbyt perfekcyjny
Manekin sklepowy ma prosty cel – pokazać, jak ubranie prezentuje się na standardowej osobie. Ale czy na pewno standardowej? Przecież manekiny prawie zawsze są wzorowane na idealnych ciałach, by bardziej przykuwać wzrok. Przez dekady nikomu to niby nie przeszkadzało, ale też mało kto o tych „ludzkich wieszakach” myślał.
Tym ciekawsze są wyniki świeżego badania kanadyjskiego University of British Columbia skupione właśnie na tym, jak konsument odbiera manekina. Uczestników badania poddano bardzo zróżnicowanym testom, zależnie od ich nastroju, samooceny i produktu prezentowanego na manekinie.
Efekt może być zaskakujący, ponieważ i u kobiet, i u mężczyzn zauważono niechęć do ubrań prezentowanych na zbyt wyidealizowanych manekinach. Pełna sylwetka z twarzą i włosami odstręczała te osoby, które miały niższą samoocenę. I to bardzo znacząco!
Współautor badania prof. Darren Dahl uważa, że to skutek dysonansu pomiędzy wizerunkiem samych siebie a manekinów. – Kiedy manekin jest uosobieniem perfekcji, uświadamia osobom czującym się nieatrakcyjnie, że nie pasują do takiego wizerunku – tłumaczy prof. Dahl. W rezultacie taka osoba rzadziej decyduje się na kupno prezentowanego ubioru.
Co ciekawe, nie trzeba jednak wiele, by ten negatywny odbiór ograniczyć. Manekin pozbawiony włosów, bez twarzy lub w ogóle bez głowy traci takie oddziaływanie. Wtedy przestaje być przedmiotem porównania, ponieważ mniej przypomina człowieka.
Autorzy badania sugerują korzystanie z manekinów częściowych, tzn. prezentujących konkretne partie tułowia, a nie całą postać. Jednocześnie zauważyli, że znacznie rzadziej negatywna reakcja występuje, gdy osoba – nawet z kompleksami na punkcie wyglądu – przed oglądaniem manekina jest chwalona za aparycję. Podbudowana samoocena, nawet chwilowo, likwiduje dysonans.
Źrodło: UBC.ca
Facebook
RSS