Naukowcy z University of Westminster w Londynie udowodnili, że podczas zakupów i wyprzedaży poziom endorfiny skacze nam do takiego samego, jak podczas stosunku seksualnego. Oznacza to, że kupując nowe buty czy płaszcz, odczuwamy podniecenie
Agnieszka ma 35 lat. Nie pali, nie pije alkoholu, poza jednorazowymi wypadami z jakiejś konkretnej okazji. Nie ma nałogów. Poza jednym. Jednego dnia potrafi ruszyć w wyprawę po warszawskich galeriach handlowych i przepuścić dwie wypłaty. A zarabia całkiem nieźle, jest analitykiem w dużej międzynarodowej firmie. – Najczęściej kupuję sukienki. I szpilki. Dobrze skrojone, w różnych fasonach, na różne okazje. Mam ulubiony butik z niezwykłymi rzeczami. Potrafię podczas jednej wizyty kupić dwie, trzy rzeczy. Po wyjściu ze sklepu czuję się jak bogini, samopoczucie pogarsza się, kiedy, żeby przeżyć do końca miesiąca, potrzebuję karty kredytowej – opowiada kobieta.
15 milionów zakupoholiczek
Nic dziwnego. Według naukowców, jak informuje University of Michigan , zwyczaje polowania i zbieractwa, funkcjonujące w społeczeństwach pierwotnych, przetrwały do dziś i są kontynuowane w centrach handlowych na całym świecie.
Okazuje się, że naukowcy, przyglądając się zwyczajom zakupowym widzą wyraźną analogię do zwyczajów naszych przodków. Nasze wyprawy do centrów handlowych przypominają im wyprawy łowieckie i zwyczaj zbieractwa, stanowiące podstawę utrzymania społeczeństw pierwotnych.
Dziś aż 32 proc. z nas poświęca na jeden wypad aż 3 godziny. 13 proc. potrzebuje jeszcze więcej czasu – wynika z badań SMG/KRC MillwardBrown przeprowadzonych dla Silesia City Center. Oznacza to, że na jeden wypad na zakupy poświęcamy aż 25 razy więcej czasu niż na łóżkowe igraszki. Dziś średnia to 7-10 minut – wyliczyło Penn State Erie.
Liczba zakupoholików stale rośnie. Ciągłe wyprzedaże służą temu zjawisku. Kto choć raz nie poddał się zakupowemu szaleństwu? Co więc robić, gdy zakupy stają się celem życia, a pieniądze rozpływają zdecydowanie szybciej niż docierają na konto? Pewnie mało jest takich osób. Niestety, zwykła błahostka na poprawę nastroju po ciężkim dniu w pracy czasami, jak u Agnieszki, zmienia się w spory problem. Według „Daily Mail” w Wielkiej Brytanii 15 mln kobiet jest uzależnionych od zakupów. W Polsce sytuacja nie jest aż tak dramatyczna, ale liczba zakupoholików stale rośnie. Wbrew pozorom, zaburzenie to nie dotyczy jedynie młodych kobiet i nastolatków. Również mężczyźni uzależniają się od zakupów. Wśród kobiet najsilniejsze objawy występują zaś w wieku 30 – 40 lat. Kobiety kupują przede wszystkim odzież, obuwie, biżuterię, kosmetyki. Mężczyźni zaś, oprócz ubrań, „polują” głównie na elektronikę i płyty CD.
Zakupoholicy wolny czas najchętniej spędzają w centrach handlowych, a ich mieszkania wypełnione są niepotrzebnymi rzeczami, kupionymi pod wpływem impulsu. Zakupy są dla nich lekiem na wszystko. I nawet gdy portfel zieje pustką, ich życiowym motto jest zdanie wypowiedziane przez boską Marylin.
A pokus i okazji do wydawania pieniędzy przybywa. Atakują na każdym kroku. Sklepom w przyciąganiu klientów wtórują same galerie. Wiele z nich staje się na potrzeby klientów gigantycznymi parkami rozrywki, gdzie można nie tylko wydać pieniądze, ale i zjeść, odpocząć, obejrzeć wystawę, pobawić się z dziećmi, posłuchać występu znanej gwiazdy muzycznej. I poczuć się jak w bajce. Oczywiście za odpowiednią opłatą.
Wszystko przez te wyprzedaże…
Inspekcja Handlowa zbadała promocje i orzekła, że co czwarta z nich jest zorganizowana tylko po to, by sprytnie sprzedać towar, zarabiając przy okazji na kliencie. Sprzedawcy mają wiele sposobów na to, żeby klient wydał odpowiednio dużo pieniędzy i wyszedł ze sklepu z poczuciem, że zrobił właśnie interes życia. Najczęściej stosowanym przez sprzedawców chwytem jest wywieszenie na wystawie ogromnego napisu z informacją o 20-, 30-, 50-, a nawet 70 proc. zniżce, a przy towarze metki z przekreśloną wyższą ceną, a pod nią tą właściwą – okazyjną. Gdyby klienci znali cenę wcześniejszą, tą sprzed wyprzedaży, zorientowaliby się, że ta przekreślona jest identyczna jak poprzednia (ok. 6 proc. zbadanych przypadków), jest wyższa niż ta, kiedy towar pojawił się w sklepie (ok.1,5 proc.), albo ta wcześniejsza cena nigdy nie obowiązywała lub też nie obowiązywała bezpośrednio przed promocją (ok. 24 proc.).
Bardzo częsta jest też sytuacja, kiedy właściciele sklepu ogłaszają wyprzedaż z powodu likwidacji sklepu. Takie informacje potrafią wisieć miesiącami, albo sprzedawcy ogłaszają je w tym samym sklepie kilka razy w roku.
To, na co dajemy się często nabierać, to złudzenie, że kupując jakiś produkt, dostajemy coś gratis. Handlowcy zachwalają, że dostajemy czegoś 20 proc. więcej – szamponu, soku – ale mało kto z kupujących zwraca uwagę, że cena takiego produktu, po części gratisowego, jest wyższa niż tego, w którym tych gratisów nie ma. Darmowy produkt dołączany do produktu podstawowego (odżywka do szamponu, szklanka do butelki alkoholu, miseczka do płatków) wcale nie jest darmowy, bo w takim przypadku cena również jest wyższa. Według IH w ponad 9 proc. przypadków towary z produktem gratis są droższe niż bez niego.
Kolejny pomysł to wielopaki. Jeśliby przeliczyć jednostkową wartość każdej butelki, wody czy puszki piwa połączonej w jednym opakowaniu, okaże się, że ten sam produkt kupowany pojedynczo jest tak naprawdę tańszy. Najbardziej niemiłą niespodzianką jest chwila, gdy cena w kasie różni się od tej widniejącej na półce czy metce. To też zdarza się dość często.
Koszmar z własną historią
Choć zakupoholizm zaliczany jest do zaburzeń nowoczesnych, pierwsze wzmianki o nim pochodzą już z początku XX wieku. W 1915 roku uzależnienie to opisał niemiecki psychiatra, Emil Kraepelin. Zakupoholiczki to więc nie tylko kobiety współczesne. Do tego grona zaliczały się między innymi Maria Antonina, Jacqueline Kennedy Onassis, a nawet księżna Diana.
Współcześnie zaburzenie to określane jest jako uzależnienie od kupowania, znane także jako kompulsywne kupowanie, oniomania, shopoholizm, kupnoholizm. Według badań Faber i O’Guinn z 2007 roku w USA cierpiało na nie od 3 do 18 mln osób. Centrum Medyczne Stanford w USA szacuje, że 1 na 20 osób jest zakupoholikem.
Niestety, nie jest to tylko, jak twierdzi wielu, kaprys kupowania, z którego łatwo można zrezygnować. Psychologowie ostrzegają, że znaczna część wydawanych pieniędzy nie służy już zaspokajaniu potrzeb, lecz staje się coraz częściej protezą służącą do poprawiania nastroju. Bardzo często może to być pierwszy sygnał innych zaburzeń psychicznych, np. nerwicy czy depresji.
Zakupy rozbudzają zmysły
Zakupy stymulują i to dosłownie. Dla 97 proc. kobiet wypad na shopping skuteczniej poprawia humor niż seks. Ten wybrało aż 6 proc. mniej pań – wynika z sondażu Grupy IQS. Oznacza to, że dla większości Polek zakupy przestają być przykrym obowiązkiem, a stają się podobnie jak dla mieszkanek USA, Wielkiej Brytanii czy Kanady, czystą przyjemnością. – Do zakupów podchodzimy coraz bardziej spontanicznie, nie zawsze je planując. Często wypad do centrum handlowego podyktowany jest naszym nastrojem i staje się odskocznią od codzienności. Dziś aż 22 proc. osób odwiedzających centrum handlowe robi zakupy spontanicznie, wpadając do sklepu i po prostu kupując to, co wpadnie im w oko – mówi Dominika Musialik, marketing manager Silesia City Center.
Co ciekawe, niekoniecznie chcemy mieć świadków naszych zakupowych szaleństw. Aż 91 proc. z nas preferuje samotne zakupy. Lubimy też poszaleć między regałami ze znajomymi – z koleżanką lub przyjaciółką na zakupy wybrałoby się 72 proc. Polaków. Nie lubimy za to zakupów z partnerem lub współmałżonkiem. Śledcze oko żony lub męża nie przeszkadza 68 proc. Wszystko z powodu ilości pieniędzy, które zostawiamy w centrum handlowym. Pod tym względem nasze wydatki wzrastają. Dziś aż 8 proc. Polaków podczas jednego wypadu na shopping zostawia w galerii 400 zł. Najczęściej na ubrania, biżuterię i sprzęt – wynika z badań ankietowych Silesia City Center. Nic więc dziwnego, że wolimy to robić bez świadków.
– Polacy lubią robić zakupy w nieskrępowany sposób. Bez współmałżonka, dzieci i ochroniarza chodzącego krok w krok za nami po sklepie. Wolimy także nie mieć świadków, którzy komentują nasze często bardzo spontaniczne i drogie zakupy. Już dziś 5 proc. z nas w ogóle nie kontroluje swoich wydatków podczas zakupów, a 11 proc. przyznaje wprost, że często robi zakupy dla swojej własnej przyjemności, nie oglądając się na komentarze przyjaciółek, męża czy syna – mówi Musialik.
Skoro seks, to sexy bielizna
Zdaniem naukowców z University of Westminster naszemu zakupowemu podnieceniu winne są hormony, które uaktywniają się podczas zakupów. Może dlatego też w badaniach First Magazine 4 na 10 kobiet mając do wyboru seks lub zakupy, wybrałoby to drugie. Ale to nie jedyne tego typu korelacje. Naukowcy coraz częściej określają zakupy jako substytut seksu. Ponad 50 proc. z 12 tys. Brytyjczyków przebadanych przez psychologa dr Arica Singmana odczuwało podniecenie na myśl o zakupie nowego produktu. Aż 19 proc. badanych zostało przez naukowca określonych, jako „zakupomaniacy”, z tej grupy 95 proc. stanowiły kobiety, dla których szczególnym zakupowym afrodyzjakiem są kosmetyki.
– Polacy podobnie jak Brytyjczycy czy Niemcy lubią swój hedonistyczny zakupoholizm, pod warunkiem, ze nie przybiera on skrajnej postaci. W naszej kulturze zdarza się on po raz pierwszy i dotyczy w dużej mierze kobiet poniżej 35 roku życia, czyli osób z grupy młodych, zdolnych, otwartych i lubiących luksus. To właśnie takie kobiety stanowią dziś aż 60 proc. klientek centrów handlowych. Są to kobiety dobrze zarabiające, dynamiczne, na wysokich stanowiskach. Dla nich zakup nowych butów, perfum czy torebki to nie planowany zakup, a przyjemność, którą mogą sprawić sobie same – śmieje się Musialik.
Polowanie jak lekarstwo
– Zakupoholizm jest w swoim mechanizmie podobny do innych nałogów: hazardu, alkoholizmu czy narkomanii – mówi Sławomir Wolniak, ordynator Kliniki Psychiatrycznej i Terapii Uzależnień Wolmed w Dubiu k. Bełchatowa. – Początkowo „upolowanie” wybranego towaru jest sposobem na złe samopoczucie, czy odreagowanie stresu – podkreśla psychiatra. – Wiąże się to z reakcją chemiczną mózgu, który reaguje na poczucie przyjemności zwiększoną dawką endorfin, zwanych hormonem szczęścia. Chwilowe zmniejszenie napięcia emocjonalnego przynosi ulgę i odprężenie. Typowymi symptomami uzależnienia do zakupów są na przykład niekontrolowane zakupy, nierzadko niepotrzebnych przedmiotów, obsesyjne myśli o zakupach, gniew w momencie braku możliwości zakupu czegoś w sklepie, wyrzuty sumienia, częste wydawanie wszystkich oszczędności – wylicza.
– Na rozwój tego uzależnienia może mieć wpływ fakt, że niektórym osobom wydaje się, iż mają więcej pieniędzy niż w rzeczywistości, a co za tym idzie wydają więcej niż mogą sobie pozwolić. Polacy nie potrafią oszczędzać – wyjaśnia Paweł Majtkowski, ekspert Związku Firm Doradztwa Finansowego i Expandera.
Według badań CBOS 63 proc. polskich gospodarstw domowych nie ma oszczędności. Zwiększa się za to kwota, jaką wydają, szczególnie na dobra luksusowe. Coraz bardziej powszechny jest brak kontroli nad swoimi wydatkami. Osoby uzależnione od zakupów często wydają wszystkie pieniądze, a nawet więcej niż posiadają. Stosunkowo łatwy dostęp do kart kredytowych, spłat ratalnych i małych pożyczek stwarza pokusę zaciągania tego typu zobowiązań. Łatwo można jednak w ten sposób namnożyć długi i wpaść w pętlę zadłużenia. Wyjście z niej nie jest zaś proste. – dodaje Majtkowski.
Dagna Starowieyska