Fot. Szymon Boczek
Lubię wykonywać ręcznie elementy stylizacji potrzebne do zdjęć. Jedna modelka, która pracowała ze mną przy kilku sesjach, śmieje się ze mnie, że co sesję przynoszę coraz cięższe rekwizyty. Miedziane druty i łańcuchy przymocowane często klejem do papieru – to mój żywioł – mówi Wero Wysoczyńska – niebieskowłosa stylistka i reżyserka pokazów mody
Jak rozpoczęła się twoja przygoda z modą?
Wero Wysoczyńska: Dla mnie moda to coś zupełnie naturalnego. Ta przygoda nigdy się nie rozpoczęła, moda od zawsze ze mną była. Od kiedy pamiętam wyglądałam zupełnie inaczej, miałam inne pomysły na to jak założyć spodnie czy bluzkę. W gimnazjum zaczęłam nosić bluzy do góry nogami, potem było już tylko gorzej (śmiech). Farbowanie włosów, kolczyki, tatuaże… Wróciłam z pobytu w Berlinie i miałam czerwonego irokeza. Możliwe, że wyglądałam wtedy odrobinę punkowo, dlatego zwracałam na siebie uwagę. Punkiem nigdy jednak nie byłam. Moda nie jest dla mnie przygodą, bo towarzyszy mi od zawsze. Była, jest i będzie.
Jak wyglądała twoja pierwsza stylizacja?
To była pierwsza sesja, którą pamiętam, właściwie pomoc przy sesji. Pracowałam wtedy jako bardzo „nieopierzony” człowiek w agencji reklamowo-marketingowej. Naszym klientem był właściciel odzieżowego sklepu. Realizowaliśmy dla niego kampanię wizerunkową. Nie miałam zielonego pojęcia jak w praktyce wyglądają sesje zdjęciowe, co powinno robić się najpierw, co później, i jak przebiega sam proces robienia zdjęć. Po raz pierwszy zobaczyłam wszystko na własne oczy. Byłam zdumiona, ze klient pytał mnie o to, jak wystylizowałabym daną sylwetkę. Usłyszałam, że bardzo chciałby, aby klienci jego sklepu ubierali się właśnie tak jak ja. To było bardzo miłe. Praca od razu przypadła mi do gustu, dlatego postanowiłam zostać w tej branży. Ludzie, oglądając moje portfolio, widzą jaki mam styl i im się to po prostu podoba. Zgłaszają się do mnie sami i to jest najlepsza rzecz jaka mogła mi się przytrafić. Praca z moimi klientami jest wolna od ograniczeń. Akceptują to co proponuję.
Mówisz o sobie, że darzysz projekty modowe szczególnym uczuciem. Skąd to zamiłowanie i jak realizujesz tę pasję?
To prawda. Pasja, życie prywatne i praca zawodowa. Wszystkie te dziedziny bardzo się ze sobą łączą dlatego, że żyję modą, żyję z mody i żyję w modzie. Większość moich znajomych jest skupiona wokół tego środowiska. Ludzie, z którymi raz pracowałam, często do mnie wracają. To naturalne, że po jakimś czasie się zaprzyjaźniamy. Jestem typową babą – kocham ciuchy. Chętnie wybieram się na zakupy do ciucholandów, sklepów, czy butików polskich projektantów. Swoją pasję realizuję na wielu płaszczyznach. Modę traktuję jako sztukę użytkową, dlatego samo obcowanie z nią sprawia mi niezwykłą radość. Realizuję się przez tworzenie stylizacji, które są wizualnym odzwierciedleniem mojej estetyki.
Z jakiej stylizacji jesteś najbardziej dumna?
Nie mogę powiedzieć, że jestem najbardziej dumna. Jestem najbardziej zadowolona z tego, co widzę. Jest dobrze, kiedy estetyka obrazka odpowiada mi w 110 proc.. Jest taka sesja – to publikacja, która ukazała się w magazynie w Stanach Zjednoczonych. Była realizowana z Dominiką Jarczyńską. Charakteryzuje się czystymi kadrami i formami. Jestem przewrażliwiona na punkcie geometrycznym, lubię minimalizm, ale taki z małym „twistem.” Zapomniałam o najważniejszym! O mojej pierwszej międzynarodowej współpracy, której efekty mnie zachwycają. To kampania dla marki L’oreal, zrealizowana przy współpracy z Leatitią Guenaou. Na pewno zapamiętam ją na długo. Sesja będzie towarzyszyła wrześniowym pokazom trendów w Paryżu.
Praca przy pokazach mody to nie lada wyzwanie. Wyobrażam sobie, że przed pokazem panuje ogromny chaos. Jak udaje ci się go okiełznać?
Tak, to ogromny stres. Czasami jestem odpowiedzialna nawet za kilkaset osób – modelki, garderobiane, fryzjerów, makeupistów, stylistów, osoby techniczne. Najważniejsze jest to, żeby ludzie mieli pewność co należy do ich obowiązków i jakie mam wobec nich oczekiwania. Staram się dbać o to, żeby wyrażać się jasno. Kiedy ludzie są dobrze poinformowani współpraca jest bardziej efektywna. Cierpliwość i spokój to cechy, które przychodzą z doświadczeniem. W warunkach ekstremalnego stresu zawsze coś może pójść nie tak. Najważniejsza jest szybka reakcja, bo kryzysowe sytuacje są częste.
Pamiętasz tę najtrudniejszą?
Pamiętam bardzo dużo takich sytuacji, ale wolałabym o nich nie mówić. Jest takie powiedzenie: „Co się dzieje na backstage’u zostaje na backstage’u”.
Wolisz pracę przy sesjach zdjęciowych czy przy pokazach mody?
Sama się nad tym zastanawiałam. Kiedy robię dużo pokazów to bardzo chciałabym robić sesje, dlatego, że jest to spokojniejsze zajęcie. Mam dużo czasu, aby się zastanowić, przemyśleć co będzie dobrze wyglądało na danej modelce. Teraz, kiedy mam cztery dzień po dniu, marzę o zrealizowaniu pokazu. To dla mnie typowe. Zawsze chcę mieć to, czego w danej chwili nie mam.
Metamorfoza odmienia nie tylko od zewnątrz, ale przede wszystkim od wewnątrz. Zgodzisz się z tym stwierdzeniem?
Jestem przekonana, że metamorfozy zmieniają coś w środku. Nie musi być to zmiana bardzo głęboka. Ważne jest, żeby zauważyć to, że ludzie odbierają nas inaczej niż my sami widzimy się w lustrze. Wystarczy, że zaczniesz od różowej szminki. Następne będą nowe kolczyki, spodnie w pelikany… Potem nawet różowa bluzka nie będzie stanowić wyzwania. Wspomniałam o różu tylko dlatego, że sama jestem wierna czerni. Najważniejsza jest zmiana podejścia, trzeba otworzyć się na nowe kolory, wzory… To otworzy nowe możliwości i sprawi, że kolejne modowe decyzje przyjdą łatwiej.
Stylizacja to…
…to co mamy w środku – tylko na zewnątrz. Często spotykam się z tym, że ludzie oczekują ode mnie kreatywności, natomiast nie podoba im się kreatywność, którą wyrażam sobą. Mówię teraz o tatuażach, których mam bardzo dużo, o kolczykach, które wiszą mi na twarzy, czy o niebieskich włosach. Ludzie nie do końca to rozumieją. Cholera, tu nie ma co rozumieć! Wystarczy zdać sobie sprawę, że to wybór estetyczny. To, że mam tatuaże, nie znaczy, że siedziałam w więzieniu. To, że mam kolczyki, nie znaczy, że lubię się okaleczać. To po prostu mój styl – taka jestem, to mi się podoba.
Co zrobić, żeby zawsze wyglądać olśniewająco?
Nie da się. Dlatego, że to, co na siebie ubierasz jest tylko i wyłącznie twoim dopełnieniem. Kontynuacją twojego uśmiechu, tego co masz w oczach. Jesteś na kacu, zmęczona, czy masz gorsze dni, wszystko cię wkurza, skończyło ci się mleko do kawy – niestety, nie ma fizycznej możliwości żebyś wyglądała olśniewająco. Kropka.
Rozmawiała: Kinga Pinas