Płeć nie jest czymś biologicznym, z czym się rodzimy, ale tym wytworem kulturowym, który kształtujemy w zależności od kultury i obyczajów, w których się wychowujemy. Tak twierdzi Judith Butler, twórczyni znanej na całym świecie „queer theory”. A coraz więcej rodziców decyduje się wychowywać dzieci „bezpłciowo”
Gdy na świat przyszło pierwsze dziecko państwa Laxton, przez pół godziny po porodzie nie zapytali położnej o jego płeć. Beck Laxton i Kieran Cooper po narodzinach Sashy postanowili, że nie będą ujawniać światu płci swojego dziecka.
Chłopiec czy dziewczynka?
Jak tłumaczą, nie chcieli, żeby jego rozwój ograniczały stereotypy. Dopiero po pięciu latach opublikowali w internecie film, w którym Sasha zdradza, że jest chłopcem. – Jeśli Sasha chce się ubierać w dziewczęce ubrania, to w porządku. Ma samochodziki i klocki lego, ale też lalki. Sukienki zakłada w domu dla zabawy, nie każemy mu w nich wychodzić. Nie zmuszamy go do niczego – tłumaczy matka Sashy.
Beck podkreśla, że ujawniła płeć Sashy tylko dlatego, że chłopiec idzie w tym roku do szkoły. Twierdzi, że „neutralne płciowo” wychowanie miało dobry wpływ na chłopca – mały Sasha jest radosny i bez problemu nawiązuje przyjaźnie.
Ta historia brytyjskiej pary i ich dziecka nie jest odosobniona. Świat co chwilę obiegają podobne, z dziećmi bez płci w rolach głównych. Oto przykład amerykańskiej: Storm ma 4 miesiące, duże niebieskie oczy i słodki uśmiech, ale nie wiadomo, czy to on, czy ona. W tym przypadku rodzice postanowili również wychowywać je bezpłciowo i, aby uniknąć wpadek, nie zdradzili nikomu, poza najbliższą rodziną, jakiej jest płci. – Kiedy pojawia się dziecko, pierwszym pytanie jest zawsze: chłopiec czy dziewczynka? – mówi matka. – Jeśli naprawdę chcesz kogoś poznać, to nie pytasz się, co ma między nogami – dodaje ojciec. Inspiracją dla Amerykanów była książka z 1978 roku „X: A Fabulous Child’s Story” opowiadająca o dziecku imieniem X, które nie ma płci.
Para ze Stanów jest głęboko przekonana, że w ten sposób zwalnia swoje dziecko z ograniczeń, jakie społeczeństwo narzuca na kobiety i mężczyzn. Rodziców, którzy podejmują decyzje za własne dzieci, nazywają odpychającymi. W ich domu każdy ma prawo głosu i sam decyduje o sobie. Dla przykładu 5-letni Jazz i 2-letni Kio – starsi bracia Storm/-a – najlepiej wiedzą, kiedy chcą ściąć włosy, w co się ubierać, jakimi zabawkami bawić. Mama pozwala im na szukanie ubranek zarówno w działach dla chłopców jak i dziewczynek. Starszy syn nosi warkocze. Młodszy natomiast uwielbia kolor różowy.
Kim jestem?
Dzieci wychowywanych w poczuciu wolności w kwestii płci jest coraz więcej. – Tożsamość płciowa zwykle kształtuje się około 3. roku życia, więc maluch nie wie, jak to jest iść jedną czy drugą drogą – twierdzi dr Scott Leibowitz, psychiatra z bostońskiego szpitala dla dzieci. Niektórzy twierdzą, że to nic innego, jak ucieleśnienie poglądów na to, że nie rodzimy się z płcią, a „nabywamy” ją w procesie socjalizacji. Najbardziej znanym nazwiskiem przekonującym do tej teorii jest Judith Butler – jej poglądy przedstawione na początku lat 90′ zapoczątkowały tzw. „queer theory”. Badaczce chodzi o to, że płeć nie jest czymś biologicznym, z czym się rodzimy („sex”), ale tym wytworem kulturowym, który kształtujemy w zależności od kultury właśnie i obyczajów, w których się wychowujemy („gender”) .
Judith Butler zanegowała podział na „sex” i „gender” twierdząc, że kategoria „gender” zawłaszcza całkowicie kategorię sex i zajmuje jej miejsce. Jeżeli zarówno kategoria „sex” jak i „gender” są wynikiem produkcji władzy, to tożsamość płciowa nie zawiera w sobie żadnej prawdy, a kategorie te są jedynie technologią władzy.
Punktem wyjścia dla Judith Butler jest krytyka feminizmu jako ruchu, który próbował ściśle samookreślać się przez wyznaczanie granic własnego głosu. Feministki, definiując się w sposób ograniczający (poprzez klasę, przynależność kulturową itd.) automatycznie wykluczały inne kobiety, które nie realizowały pewnego wprost lub pośrednio zakładanego wzorca (na przykład białe heteroseksualne kobiety wykluczały kobiety homoseksualne czarne itp.). Butler dopatrywała się w tym niepokojącego echa znanych w tradycyjnym społeczeństwie twardych podziałów na płeć (męską i żeńską), które wyznaczały hierarchię. Wniosek z tego płynął taki, że feminizm zamiast podkreślając indywidualizm i otwierać – unifikował i zamykał.
Butler, radykalizując opozycję między płcią kulturową (gender) a płcią biologiczną (sex), stwierdziła, że płeć to konstrukcja, której nie należy traktować wiążąco, ale którą należy rozpatrywać z perspektywy danego czasu i historii. Badaczka zdaje się mówić, że naszą gender definiuje nie to, czym jesteśmy, ale raczej to, co robimy, jak się zachowujemy, co – w sposób performatywny – chcemy pokazać innym.
Fantazja płci
Aby pokazać, jak tworzy się „gender”, Butler wprowadziła koncepcję matrycy heteroseksualnej. Pojęcie to zakłada, że istnieje logiczna ciągłość pomiędzy płcią w sensie biologicznym, płcią w sensie kulturowym i seksualnością, co oznacza, że kategoria „gender” wynika z płci biologicznej lub jest jej konsekwencją, a orientacja heteroseksualna ma tę jedność pomiędzy biologią a kulturą potwierdzać. Butler twierdzi, że są dwa sposoby naturalizowania tej jedności, mianowicie, paradygmat naturalistyczny oraz ekspresywny.
Najważniejsza wydaje się być tutaj teza o performatywności tożsamości, która mówi, że system heteroseksualny, w którym żyjemy, tworzy ideał prawdziwej kobiety i prawdziwego mężczyzny, w którym kobieta jest tym, czym nie jest mężczyzna, a mężczyzna tym, czym nie jest kobieta. Para ta jest oczywiście heteroseksualna. Dziś wielu socjologów mówi o tożsamości płciowej, wyjaśniając niejako zachowania transseksualistów. Według Judith Buler, tożsamość płciowa jest fantazją realizowaną na ciele. Tzw. akt tożsamości płciowej zawiera się w komunikacie „jestem kobietą”, „jestem mężczyzną”, ale ten repertuar zawiera się również w całym repertuarze gestów, póz, zachowań, ubiorów i stylów.
Performatywność jest procesem ledwo uchwytnym i przez to niezauważalnym. Butler na jego trop wpadła obserwując występy drag queens, transwestytów oraz motywy cross – dressingu w kinematografii, które wskazują na to, iż tożsamość płciowa jest rodzajem imitacji, zyskując status rzeczywistości – przede wszystkim przez niezmienne oraz regularne powtarzanie gestów i wywołuje wrażenie naturalności tego zachowania.
Sztuczny ideał?
Ponieważ ideały mężczyzny i kobiety są jedynie ideałami i to bez oryginału (czy ktoś widział prawdziwego mężczyznę i prawdziwą kobietę?), nikt nie jest w stanie ucieleśnić tych ideałów, czyli powtórzyć norm w sposób doskonały.
„Queer” nie oznacza jednak wolności wyboru tożsamości na jaką się ma w danej chwili ochotę. Gdyby to było możliwe, tożsamość płciowa byłaby fikcją, a przecież nie jest. Stawiając tezę o performatywności, Butler nie mówi, że każdy mężczyzna może być kobietą i vice versa lub, że każdy heteroseksualista może stać się homoseksualistą i na odwrót. Pokazuje, że nikt nie jest w stanie powtórzyć ideału mężczyzny lub kobiety dokładnie, że każdy znajdzie u siebie coś „niekobiecego” lub „niemęskiego” .
Ten wątek poruszył Neil Jordan w filmie „Gra pozorów” (1992). W sensacyjną treść filmu (walki i zamachy bojowników IRA) wpleciony został związek dwóch mężczyzn, gdzie jeden nie zdaje sobie sprawy z tego, że jego partner jest homoseksualistą i transseksualistą. Fabuła w skrócie wygląda następująco: Ferguson (terrorysta z ugrupowania IRA) zakochuje się w Dil (dziewczynie mężczyzny, którego wcześniej zamordowali właśnie bojownicy IRA). Kiedy Ferguson dowiaduje się, że Dil jest transwestytą, reaguje obrzydzeniem, później jednak stara się ją ratować przed niebezpieczeństwem. Oswaja się z tą prawdą, nader szokującą, a ich przyjaźń (niektórzy krzykną: o dziwo!) umacnia się. Na koniec trafia do więzienia, tam wyznaje jej miłość i czeka, kiedy będzie mógł z nią być.
Kiedy Neil Jordan przystępował do realizacji „Gry pozorów”, niewiele osób wierzyło, że kolejna produkcja o członku IRA odniesie sukces. Mimo zaangażowania Stephena Rei i Foresta Whitakera wróżono filmowi klęskę. Tymczasem, pomysłowość reżysera przeszła oczekiwania wszystkich – film nie tylko odniósł sukces kasowy, ale i zdobył uznanie krytyków, w tym pięć nominacji i jednego Oscara.
Ela Prochowicz