Chętnie podróżuję w miejsca, które nie uległy jeszcze globalizacji, które są z jakiegoś powodu wyjątkowe, ale szybko mogą przestać takie być. Kuba wydawała mi się jednym z takich miejsc, głównie ze względu na niewpisujący się w globalne trendy system polityczny. Pomyślałam, że jeszcze kilka lat i będzie wyglądała tak jak inne kraje Karaibów – egzotycznie, ale i globalnie – więc warto jak najszybciej zobaczyć ją taką, jaka jest teraz.
Kuba zazwyczaj kojarzy się ze starymi samochodami, portretami Che i Fidela, siermiężnym socjalizmem, a niektórym również z białym piaskiem na plaży, drinkiem z palemką i wcale nie bardzo tanim all inclusive. Nie jestem amatorką spędzania urlopu w formule all inclusive, a po przeczytaniu książki „podróżniczej” o Kubie zaczęłam się zastanawiać, czy w ogóle chcę tam jechać, tym bardziej, że było to kilka tygodni po tym, jak Irma niemal zmiotła z powierzchni ziemi niektóre miejscowości i całą populację flamingów. Adventure Club potrafił jednak zachęcić; pojechałam i przekonałam się, że byłam na zupełnie innej Kubie niż ta z obiegowych opinii i takiej sobie podróżniczej literatury.
Z kubańskim socjalizmem zderzyliśmy się już na lotnisku, kiedy wymienialiśmy nasze euro i dolary na jedną z dwóch oficjalnych kubańskich walut – tę dla cudzoziemców (kubańskie peso wymienialne – CUC), za którą można kupić więcej, ale i drożej. (Akurat na Kubie warto wymieniać na lotnisku…)
Pierwsze chwile w Hawanie to oczywiście pojawiające się na niemal wszystkich zdjęciach lśniące, pięknie odnowione i utrzymane samochody do wożenia turystów i te w nieco gorszym stanie, którymi jeżdżą nieliczni posiadacze używający ich do własnych celów. Zapierająca dech w piersiach stara architektura – zarówno budynki utrzymane w zaskakująco wysokim standardzie, jak i te średnie w stanie typowym dla uboższych krajów oraz te bardzo zrujnowane, ale zamieszkałe i na swój sposób również zadbane. W oczy rzuca się brak sklepów – gdzieniegdzie widać tradycyjne sklepy ze sprzedawcą za ladą i z zupełnie pustymi półkami, takie, jak niektórzy z nas pamiętają z czasów PRL, a także zakratowane okienka, w których można kupić różne rzeczy od alkoholu po ubrania, za walutę dla Kubańczyków czyli kubańskie peso niewymienialne (CUP).
Ten, kto pamięta wczesne lata 80-te w PRL może mieć pewne skojarzenia z tamtymi czasami, ale skojarzenia te są naprawdę luźne. W PRL tłum był szary, pół miasta nosiło podobne ubrania, bo w sklepach było tylko kilka modeli, a oprócz pustych sklepów w miastach były równie puste, nieliczne i raczej smutne restauracje i kawiarnie. Na Kubie tłum jest barwny, różnorodny, energetyczny… Tłum, na którego twarzach wypisane jest coś, co trudno było znaleźć u ludzi za „komuny”. Dlatego nie ma sensu wgłębiać się w analizy i komentowanie systemu politycznego tego kraju – to jest coś dalekie od czarno-białości, coś czego na pewno nie zrozumiemy na tyle, by móc to oceniać, jeśli tam nie mieszkamy, jeśli nie jesteśmy stamtąd, jeśli nie czujemy – tak, czujemy, bo sama książkowa znajomość nie wystarczy – wszystkich uwarunkowań nie tylko ekonomicznych, ale również historycznych, emocjonalnych i światopoglądowych. Bo Kuba jest bardzo złożona, choćby przez swoją historię, która sprawiła, że jest niesamowitym tyglem ludzi wywodzących się z bardzo różnych krajów, kultur i ras, ludzi którzy w różny sposób i w różnym charakterze trafili do tego kraju, a ich przodkowie nierzadko przypłynęli tu statkami przewożącymi w nieludzkich warunkach niewolników z Afryki. Ludziom tym rządzący pozostawili pełną swobodę wyznawania ich religii, co raczej nietypowe dla krajów o takim systemie politycznym, a co sprawia, że różnorodność Kuby jest jeszcze wyraźniej widoczna.
I ta różnorodność ludzi urzekła mnie w Kubie najbardziej, sprawiła, że w przeciwieństwie do większości turystów nie polowałam z aparatem na ciekawe ujęcia samochodów, lecz zajęłam się fotografowałam ludzi. Ludzi w ich codziennych sytuacjach, zazwyczaj chętnie i naturalnie pozujących, choć można było też spotkać takich, którzy w zdjęciach z cygarem doszukali się sposobu na biznes.
Bardzo zabawne były okoliczności jednego z takich portretów: wybraliśmy się do hamburgerowni dla Kubańczyków czyli rodzimej wersji McDonalda, w której można było płacić CUP-ami lub CUC-ami po oficjalnym przeliczniku, a więc niewspółmiernie taniej w porównaniu z lokalami dla turystów, a kanapki były duże i smaczne. W pewnym momencie podeszła do nas kobieta o egzotycznej urodzie i w słowiańskim języku zapytała nas, czy mówimy po czesku. Wyjaśniliśmy, że to polski, a ona kontynuowała rozmowę… po czesku. Okazało się, że studiowała w Pradze i pracowała tam jako modelka. Podzieliła się z nami swoją zdobytą tam wiedzą i tam, w barze udzieliła nam praktycznej lekcji, jak ładnie chodzić, w jaki sposób poruszać się tak, jak modelka na wybiegu. I oczywiście chętnie zapozowała do zdjęcia.
Na Kubie barwni i energetyczni są nie tylko ludzie – tam wszystko jest barwne i energetyczne. Nawet w środku dnia, na przykład gdy nadejdzie niespodziewany deszcz, można wejść na drinka do któregoś z niezliczonych klubów, a z dużym prawdopodobieństwem napotkamy tam muzykę na żywo i jest również całkiem prawdopodobne, że będzie to muzyka grana na przyzwoitym, a nawet bardzo dobrym poziomie. Bo Kubańczycy są muzykalni. I roztańczeni. Gdy przechodzą ulicą obok klubu, z którego muzyka jest słyszana na zewnątrz, często zaczynają poruszać się w jej rytm tanecznym krokiem. I jak się nimi i ich krajem nie zauroczyć? Kulminację tych klubowych klimatów przeżyliśmy na słynnych schodach w Trynidadzie, gdzie wieczorami tańczy się salsę. Być na Kubie i nie spędzić tam choćby jednego wieczoru z kubańskim cygarem, przy tygielku canchanchara, jednym, drugim, trzecim…, to tak, jakby nie być na Kubie…
Miasta, historyczne miejsca, zabytki, ekscentryczne artystyczne dzielnice, kluby i muzyka to jedno oblicze Kuby. Drugie, równie różnorodne i zachwycające to przyroda. Tropikalny klimat sprzyja rozwojowi bujnej zieleni, a ciepłe morze jest rajem dla miłośników podwodnych krajobrazów. Zielone wzgórza , wodospady, plantacje tytoniu i kawy – w takiej scenerii można wędrować całymi dniami, podziwiając nie tylko przyrodę nieożywioną i roślinność, ale też piękne kolorowe ptaki, wśród których największą atrakcją są stada flamingów.
Przepiękne plaże, różniące się nieco charakterem, można znaleźć w każdej części wyspy. Są tam wielkie kompleksy wypoczynkowe i kameralne domki nad brzegiem morza. Kojarzona głównie ze zbrojnym incydentem Zatoka Świń jest miejscem, gdzie można zatrzymać się na noc w uroczym domku tuż przy plaży, by obserwować zmieniający się wraz z prądami kolor wody, a o świcie oglądać rybaków wyruszających na poranny połów. Atrakcją były olbrzymie, gęste ławice malutkich rybek, które o poranku pojawiły się tuż przy brzegu. Okolice Zatoki Świń to miejsce popularne również wśród nurków.
Wycieczka z Adventure Club nosi tytuł Toda La Cuba i chyba jest to formuła najbardziej warta zastosowania w przypadku podróży na tę karaibską wyspę. Być na Kubie i nie zobaczyć jej różnorodności, jej miast, z których każde ma nieco inną, bogatą historię i inny charakter, jej przyrody i kultury – to tak, jakby nie być na Kubie. Piękne plaże i Hawana to tylko jej malutki wycinek, a na uwagę zasługuje naprawdę cała Kuba.
Trasa podróży wiedzie od Hawany, przez skały Valle de Vinales, plantacje tytoniu, rozlewiska Zapatas, wpisane na listę światowego dziedzictwa kultury UNESCO zabytkowe centrum Cienfuegos, Trynidad również wpisany na listę UNESCO, ze swoją niepowtarzalna atmosferą i lokalnym drinkiem canchanchara, który tylko tam smakuje tak wyjątkowo, Dolnię Cukrowni, Sancti Spiritus, Las Tunas, Bayamo i Camagüey z labiryntem uliczek, w którym łatwo się zagubić i który swoim skomplikowaniem miał chronić miasto przed atakami piratów. Na trasie znajdą się też miejsca historyczne, w tym miasto Santa Clara związane z osobą Che Geuvary, a także miejsca kojarzone z Ernestem Hemingwayem, Fidelem Castro i innymi historycznymi postaciami i zdarzeniami. Nie opisuję tych miejsc, je trzeba zobaczyć, a ich historii najlepiej posłuchać na miejscu, mając je przed oczyma lub u stóp.
Kuba nie jest banalna, nie jest globalna i na pewno nie jest taka, jak ją sobie wyobrażałam, zanim tam pojechałam. Kuba z Adventute Club, to Toda La Cuba z całą jej różnorodnością i bogactwem. Bo choć nie jest krajem o atrakcyjnych wskaźnikach ekonomicznych, na pewno jest bogata czymś, co warto zobaczyć, zanim utonie w fali globalizacji.
Wycieczki na Kubę z Adventure Club odbywają się kilka razy w roku poza porami, kiedy w regionie występują huragany.
Szczegółowy opis trasy, informacje o kosztach, świadczeniach, terminach i sposobie zgłaszania się można znaleźć na: http://www.adventure-club.eu/wyprawy/ameryka-polnocna/kuba
Tekst i zdjęcia: Anita Doroba
Facebook
RSS