Jej projekty kojarzą się ze stonowaną modą bankietową, bo przez lata tworzyła suknie dla pierwszych dam na oficjalne spotkania. Teresie Rosati nieobce jest jednak odważne myślenie o modzie. Jako pierwsza wprowadziła na wybieg modelkę w ciąży, a kobiety ubiera w śmiałe dekolty
Rok 1996, w miesiąc po tym, jak pani mąż został ministrem spraw zagranicznych okazało się, że do Polski przybywa z wizytą Elżbieta II. Czy w pani szafie wisi kreacja zaprojektowana na spotkanie z królową?
Teresa Rosati: Niestety, nie, komuś ją podarowałam. Doskonale pamiętam te kreacje na oficjalne powitanie na lotnisku i potem na dziedzińcu Pałacu Prezydenckiego, bo wtedy zaczęła się moja prawdziwa przygoda z profesjonalnym projektowaniem. Okazało się, że ówczesna czołowa postać świata mody, która miała przygotować zestawy strojów dla mnie, kompletnie nie znała zasad protokołu oficjalnego. Zaproponowano mi coś w kolorze wściekłego amarantu i turkusu, rozkloszowanego na dole, przed kolano. To był strój wysoce niestosowany na spotkanie z takim gościem.
I jak pani wybrnęła z tej sytuacji?
Nie miałam wyjścia, musiałam zaprojektować coś sama. Nie chciałam urazić osoby, która wymyśliła dla mnie kreacje, więc podsunęłam swoje szkice. Miałam w małym palcu protokół dyplomatyczny, ponieważ taki przedmiot był wykładany w Szkole Głównej Planowania i Statystyki, gdzie skończyłam studia. Poza tym, ogromną wiedzę dało mi życie u boku męża dyplomaty.
Ile rzeczy pani wtedy zaprojektowała?
Trzeba było przygotować kilka kreacji od spotkania na lotnisku po wieczór w Teatrze Wielkim. Mój mąż dostał nominację na ministra spraw zagranicznych, kiedy nasze rzeczy były jeszcze w Genewie. Praktycznie musiałam kompletować stroje od zera.
Czy wtedy po raz pierwszy uszyto stroje według pani projektów?
Niezupełnie, pierwsze szkice ubrań rysowałam, a potem na ich podstawie szyłam ubrania jako dwunastolatka.
Po wizycie królowej Elżbiety II zdecydowała się pani na poważnie zająć projektowaniem. Dlaczego zaczęła pani od eleganckiej mody koktajlowej?
Okazało się, że na rynku jest luka i duże zapotrzebowanie na tego typu kreacje. Dużą wiedzę na ten temat dały mi podróże i wrodzony zmysł obserwacji. Wydawało mi się, że wszystkie kobiety maja taki fotograficzny typ pamięci jak ja. Potem odkryłam, że to dar. Mam w pamięci materiały i kroje sukienek, które nosiła moja mama. Co więcej, często dokładnie pamiętam fasony kreacji z filmów, ale ich fabuły już nie…(śmiech). Później odkryłam, że posiadam umiejętność dobierania materiałów.
Rozmawiała Joanna Jałowiec