Choć to tylko niepozorne miasteczko postawione wzdłuż linii kolejowej (i biegnącej równolegle Route 66), w Gallup stykają się zupełnie różne kultury. Stąd przydomek „Serce Kraju Indian”.
Po poranku w Wielkim Kanionie i wczesnym popołudniu w Holbrook, kolejnego dnia wyprawy zdążyliśmy dojechać jeszcze tylko w jedno miejsce, za to zupełnie wyjątkowe. Choć to nasz jedyny przystanek na trasie w Nowym Meksyku, wybraliśmy ten punkt nieprzypadkowo. Gallup to co prawda nieduże miasteczko, przy którym Albuquerque wydaje się wielką metropolią, za to ma unikalne położenie.
Spotkanie trzech narodów
Miejscowość znajduje się na końcu wielkiego rezerwatu Nawaho, a na początku terenów historycznie zamieszkiwanych przez dwa inne ważne narody rdzennych Amerykanów: Hopi oraz Zuni. Choć dla białych osadników wszyscy oni byli po prostu „Indianami”, to nawet pierwsi przyjeżdżający tu podróżnicy byli w stanie docenić różnorodność tego punktu na styku trzech historycznych kultur. Do dziś zresztą w Gallup ponad jedna trzecia mieszkańców należy do któregoś ze wspomnianych narodów lub się z niego wywodzi.
Jako miasteczko Gallup nie ma historii równie bogatej co zamieszkujące okolicę narody, ośrodek powstał w 1881 roku. Podobnie jak wiele innych na pokonywanej przez nas trasie, swoje utworzenie zawdzięcza budowie linii kolejowej między Pacyfikiem a Atlantykiem. Z kolei rozrost – jak i w innych miasteczkach – to zasługa Route 66.
Co wyróżnia Gallup na tle innych miejscowości, to wyjątkowe przywiązanie właśnie do korzeni rdzennych ludów. Władze miasta oddały ściany artystom tworzącym murale podkreślające motywy kulturowe Nawaho, Hopi i Zuni, dlatego przechadzając się można natrafić na ciekawe ścienne malowidła. Ba – co nam przypadło do gustu szczególnie – nawet kosze na śmieci w Gallup stały się płótnem dla malarzy, co doskonale dekoruje przestrzeń.
Choć mieszka tu ponad 20 tysięcy osób, to zwarte centrum jest stosunkowo niewielkie. Główną ulicą pozostaje do dziś właśnie Route 66 (nie ustanowiono innej nazwy dla miejskiej części drogi), gdzie można znaleźć i stację kolejową, i centrum kulturalne, i oba miejskie muzea.
Co ciekawe, mniejsze Rex Museum – podobno bardzo solidne pod względem materiałów źródłowych – powstało w budynku stworzonym pierwotnie jako dom uciech dla pracowników kolei. Przy Route 66 mieszczą się dość widowiskowe, bardzo rozbudowane sklepy z pamiątkami. Motywem przewodnim jest Dziki Zachód.
Stolica westernów
Skąd ten Dziki Zachód? Nie chodzi tylko o indiańskie narody, ale też o historię amerykańskiego kina. Już od końca lat 20. XX wieku właśnie w Gallup bazę miały ekipy filmowe. Półpustynne, pagórkowate i miejscami skaliste okolice miasteczka stanowią wyjątkowo wdzięczną scenografię. Można tu stosunkowo łatwo przemieszczać sprzęt, a jednocześnie krajobraz umożliwia kadrowanie gór, otwartych przestrzeni czy wąwozów.
W latach 40. i 50. XX wieku (zresztą aż do lat 80.!) do Gallup zjeżdżały największe gwiazdy kina. I nie przesadzamy. Nazwiska pokroju Ronalda Reagana, Humphreya Bogarta, Johna Wayne’a, Kirka Douglasa, Gregorego Pecka, Katharine Hepburn czy Doris Day znają przecież wszyscy! A wszystkie te gwiazdy spały w jednym miejscu, hotelu El Rancho. Ten kultowy i dziś zabytkowy hotel znajduje się przy centralnym wylocie na autostradę, również przy Route 66.
Widowiskowo oświetlony hotel był ostatnim punktem naszej wycieczki, ponieważ nocą musieliśmy dotrzeć do Albuquerque. Następnego dnia czekała nas wyjątkowo długa droga przez Teksas, już bez zwiedzania. Jak na ironię, po drodze wydarzył się wypadek i momentalnie autostrada stanęła w korku długim na kilkanaście mil. Gdy byliśmy bliscy rozpaczy przed widmem nieprzespanej nocy na pustkowiu, z pomocą nieoczekiwanie przyszła ona: Route 66. Przecież, skoro mamy terenowe auto, możemy zjechać z autostrady i uciec bokiem – wąską, ale przejezdną historyczną drogą. I to był cudowny wybór, za który R66 kochamy jeszcze bardziej! Teksasie, nadjeżdżamy!
Facebook
RSS