Nie da się zatrzymać rozwoju tzw. sharing economy. Można jednak wpływać na otoczenie regulacyjne. Na co warto zwrócić wtedy uwagę i na czym polega ta ekonomia współpracy?
Sharing economy, a więc ekonomia współpracy zawiera wszystkie nowe rodzaje działalności związane z wykorzystaniem nowych technologii do wymiany dóbr i usług pomiędzy zainteresowanymi podmiotami. Chodzi przede wszystkim o te przedsięwzięcia, które miałyby szansę zaistnieć, gdyby nie było platform internetowych czy mediów społecznościowych. Jednym z aspektów związanych z ekonomią współpracy jest dostrzeżenie, że nie zawsze musimy kupować i posiadać, żeby móc z jakichś dóbr korzystać. Czasem najkorzystniejszą opcją może się okazać wspólne użytkowanie. Przykładem może być możliwość wypożyczania rowerów i właściwie darmowe przemieszczanie się po mieście.
Takie możliwości pojawiają się też w usługach finansowych. Etyk biznesu, dr hab. Bolesław Rok, profesor Akademii Leona Koźmińskiego w Warszawie podaje przykład polskiej spółki browarniczej, która na platformie crowdfundingowej ogłosiła subskrypcję na akcje i w ciągu kilku dni zebrała od internautów kapitał inwestycyjny na rozwój swoich działań. Coraz częściej pojawiają się też zupełnie nowe możliwości pozyskiwania kredytów indywidualnych, da się m.in. wziąć pożyczkę społecznościową. Ludzie od wieków pożyczali pieniądze od rodziny czy od znajomych. Wtedy jednak zasięg takich pożyczek był mały. Teraz, dzięki nowym technologiom, możliwości się znacznie się poszerzyły.
Prof. Rok przyznaje, że sharing economy ma wiele plusów – to chociażby budowanie więzi społecznych i zaufania między ludźmi. Bo w portalach crowdfundingowych przekazujemy – czasem całkiem bezinteresownie – pieniądze komuś, kogo nie znamy, w serwisie CouchSurfing – możemy przenocować za darmo u kogoś obcego, a zaglądając do Wikipedii – zdajemy się na wiedzę i rzetelność wikipedystów. W sharing economy przechodzimy z modelu B2C (Business-to-Consumer, czyli biznes-klient) na model Peer-to-Peer. A w tym modelu jedni obywatele są dostarczycielami usług, a drudzy – klientami. Te nowe formy usług mogą być jednak zagrożeniem dla tradycyjnego biznesu i sposobem na eliminację pośredników.
Nie wszyscy są zadowoleni z nowego rynku usług. Już teraz pojawiają się protesty, a ci, którzy korzystają z nowych aplikacji i usług mogą być uznawani przez wyznawców tradycji za zdrajców, którzy nie stosują się do starych zasad działania. Jak sobie poradzić z tym problemem? Czasem władze próbują sobie radzić z nowymi inicjatywami systemem zakazów. Np. od maja br. w Berlinie obowiązuje zakaz krótkoterminowego wynajmu prywatnych mieszkań turystom. Zakaz ten ma – zdaniem lokalnych władz – sprawić, że ceny wynajmu mieszkań nie będą rosły.
Etyk biznesu zaznacza, że dla nowego rodzaju działalności powinny powstać przejrzyste reguły – żeby nie było tak, że wygra ten, kto mocniej rozpycha się łokciami. Prof. Bolesław Rok uważa, że ważnym zadaniem władz jest właśnie przygotowanie odpowiednich przepisów: chodzi o zapewnienie sprawiedliwego opodatkowania, sprawiedliwych warunków zatrudnienia, a także o ochronę konsumentów i usług. Bo na razie – zdaniem ekonomisty – biurokracja za nową gospodarką nie nadąża.
Źródło: www.naukawpolsce.pap.pl
Facebook
RSS