Dominika Rostocka – projektant wnętrz i architekt to kolejna Bohaterka cyklu raportu „Biznes się nie poddaje”. To właśnie wytężonej i solidnej pracy, zawdzięcza wręcz przyspieszenie swej marki a nowe pomysły czekają na realizację.
Proszę przybliżyć czytelniczkom i czytelnikom swoją firmę i markę.
Od dziecka kochałam rysować. Świat barw i kształtów pociągał mnie chyba bardziej niż świat lalek i zabawek. Z wyborem studiów nie miałam problemów, bo juz od najmłodszych lat wiedziałam, że będzie to Architektura. Studiowałam na wydziale Architektury i Urbanistyki na Politechnice w Krakowie. Czasem bywa tak, że trakcie studiów ludzie przekonują się, że obrany kierunek to jednak nie to i rezygnują, zmieniają kierunek. U mnie było wręcz na odwrót. Spotkałam na swojej drodze fantastycznych wykładowców akademickich, którzy tylko dolali benzyny do ognia mojej miłości do architektury i sztuki.
Jestem im za to bardzo wdzięczna. Dlatego dziś mogę powiedzieć, że w sumie to nie pracuję. Ja po prostu budzę się i idę do biura rozwijać swoje hobby (śmiech). Mogę opowiedzieć o kolejnych etapach rozwoju, ale w przypadku architekta, jeden obraz wart więcej niż 1000 słów, jest uzasadniony i odeślę do moich mediów społecznościowych. Udało mi się zrealizować kilka prestiżowych projektów. Bywało, że moja wizja była bardziej przekonywująca, niż wizje koleżanek i kolegów z prestiżowych biur z Londynu, Paryża czy Moskwy więc myślę, że coś mi się powiodło. Zdarzyło się, że zadzwonił nawet telefon od reprezentanta rodziny królewskiej więc chyba moje prace się podobają. Wiem natomiast, że nie powiedziałam jeszcze ostatniego słowa (śmiech).
Skąd pomysł na działalność właśnie w tej, przyznajmy, niełatwej branży z dużą konkurencją?
Jestem architektem. Kocham to, co robię i jest to bardziej hobby, niż praca. Nie wiem czy potrafiłabym robić coś innego. Nie wiem czy to jest bardziej czy mniej trudna branża od innych. Myślę, że nie ma łatwych branż. Wszystkie są trudne, tylko każda ma swoją specyfikę i swoje trudności. Jedna z istotnych trudności w pracy architekta polega na tym – jak mawiał Norman Foster, ikona współczesnej architektury, że „jako architekt tworzysz w teraźniejszości, mając świadomość przeszłości i w perspektywie przyszłość, która jest właściwie nieznana”. Podpisuję się pod tym stwierdzeniem.
Z jakich dokonań i osiągnięć swojej firmy jest Pani najbardziej dumna?
Architekt podobnie jak bankier, nie może pochwalić się swoimi najbardziej prestiżowymi projektami, gdyż klienci chcą pozostać anonimowi i wyraźnie zastrzegli to sobie w umowie już na samym początku współpracy. Ogólnie mogę powiedzieć tak, udało mi się zaprojektować kilka unikalnych perełek, wnętrze luksusowego jachtu, prywatnego odrzutowca, odrestaurować wnętrze willi, w której zatrzymywał się Winston Churchill. Kończę pracę nad absolutnie wyjątkowym projektem neorenesansowej willi a teraz, jeśli wszystko pójdzie dobrze, mam szansę pracy przy projekcie rezydencji, w której jak wskazują historyczne źródła, była świadkiem wydarzeń historycznych. Bywali tam członkowie brytyjskiej rodziny królewskiej, rodzina cesarza Wilhelma II i co ciekawe, najprawdopodobniej nadawała w latach 30-tych Enigma.
Mam klientów, małżeństwo w średnim wieku. Dziesięć lat temu zaprojektowałam im apartament na Wilanowie wraz z meblami. Niedawno nabyli nowy piękny apartament i postanowili sprzedać stary. Było mi niezmiernie miło, że znów powierzyli mi zaprojektowanie ich rodzinnego gniazda. Jednak było mi podwójnie przyjemnie, gdy opowiedzieli w szczegółach, jak przebiegała sprzedaż wcześniej projektowanego mieszkania, która trwała 15 minut, mimo, że oczekiwana cena była wygórowana. Nabywca po obejrzeniu mieszkania zaproponował dużo wyższą cenę, niż oczekiwali, ale uzależnił jego kupno od sprzedaży mu również wszystkich mebli. Wprowadzając się do apartamentu, nowy właściciel nie zmienił nic. Dokonał jedynie kosmetycznego odświeżenia ścian i zachował dokładnie te same kolory. Po kilku miesiącach sprzedał apartament, uzyskując cenę jeszcze wyższą, niż zapłacił.
Co Panią motywuje do nowych działań i rozwiązań, co napędza do działania każdego dnia?
Lubię nowości. Nowe wyzwania. Nowe dziedziny projektowania, których jeszcze nie próbowałam. Projekt wcale nie musi być duży czy prestiżowy, aby mnie pochłonął. Ostatnio miałam olbrzymią frajdę, projektując etykietę dla butikowej serii 287 butelek whisky. Zaproponowana przeze mnie nazwa, jak i design etykiety, spotkały się z ciepłym przyjęciem koneserów whisky. Projekt wypadł na tyle dobrze, że zaproponowano mi kontynuację serii.
O czym Pani marzy zawodowo?
Marzenia i plany zatrzymam dla siebie. Może innym razem opowiem już nie o planach, ale o ich realizacji.
Po więcej informacji o działalności marki Dominiki J. Rostockiej zapraszamy tutaj:
https://www.dominikarostocka.com/
https://www.instagram.com/dominika.j.rostocka/
Zdjęcia pochodzą z archiwum Dominiki J. Rostockiej
Materiał powstał w ramach projektu BIZNES SIĘ NIE PODDAJE!
Facebook
RSS