Choć jej projekty zmieniły świat mody na całym świecie, sama nie zmienia się od lat prawie wcale. Nie wyprowadziła się z rodzinnej dzielnicy Tokio, wciąż nosi skórzaną ramoneskę. Zbyt zajęta jest ciągłym stawianiem wyzwań przed sobą i odbiorcami.
W świecie mody to nazwisko wbiło się w świadomość w 1981 roku, gdy 39-letnia wtedy Rei zorganizowała swój pierwszy pokaz mody w Paryżu. Zachód nie umiał jej zrozumieć, kreacje były nie tyle piękne czy brzydkie, co przykre, niepokojące, przygnębiające. Wszystkie utrzymane w czerni, poszarpane, pocięte, nieskładne. Wtedy przylgnęło do niej określenie „hiroszimskiego szyku”, odnoszące się oczywiście do post-apokaliptycznego skojarzenia z eksplozją atomową.
Jednocześnie w tym samym okresie Kawakubo miała w Japonii już ponad setkę sklepów, a jej marka Comme des Garçons (tłum. Jak chłopaki) – choć droga i niszowa – zarabiała grube miliony każdego roku. Na „wyznawców” Kawakubo mówiono „kruki”, ponieważ smukłe, czarne szaty wywoływały niepokój i stały się znakiem rozpoznawczym trudnego do przyjęcia, a jednocześnie zupełnie innego od pozostałych stylu.
Historyczka estetyki
Sam pomysł na wejście do świata mody był u Kawakubo wypadkową życiowych wyborów. Na studia wybrała tokijski Keio University, gdzie pracował jej ojciec. Tam ukończyła studia w zakresie historii estetyki i zaczęła pracę w marketingu wielkiego koncernu tuż po studiach, w 1964. Nie zagrzała tam miejsca, po trzech latach zdecydowała, że zostanie stylistką. I tu jednak czegoś brakowało. Konkretniej, brakowało ubrań, które spełniałyby jej niezwykłe oczekiwania jako stylistki.
Dlatego w 1969 zaczęła szyć samodzielnie pod marką Comme des Garçons, choć nawet za dobrze tego nie umiała. Rzemiosło nie było dla niej pierwszorzędne, chodziło o osiągany ostatecznie efekt. Niewykończone krawędzie, dziury, fałdy – to stało się częścią rozpoznawalnego dziś na całym świecie stylu.
Od 1973 marka działała już oficjalnie, jednak przełom przyniósł właśnie wspomniany już pokaz w Paryżu z 1981. Od premiery w stolicy Francji już każdego roku Kawakubo miała pewne miejsce jako kreatorka, zawsze z nową i przemyślaną koncepcją.
Ciągła dekonstrukcja
Drobna Japonka zawsze do Paryża przyjeżdżała z taką samą „stylówką”: w prostej czerni. Nie udzielała wywiadów, nie miała parcia do mediów, zamiast tego dawała swoim pracom mówić za nią. I choć ludzie masowo kręcili nosem, że nikt tego nie założy, to rok w rok jej pokazy przyciągały tłumy osób chętnych zobaczyć, co też przywiezie tym razem.
– Kiedy Kawakubo projektuje kolekcję, to zakrawa na gruby absurd, nie tylko dla przeciętnego człowieka. Jednak kiedy widzisz jak każdego sezonu ktoś stawia przed sobą takie wyzwania, to wiesz już po co jesteś w biznesie modowym – dla takich ludzi jak ona – stwierdził Alexander McQueen.
Faktycznie, Kawakubo jest wyjątkowo krytyczna, tak dla swojej twórczości, jak dla ogólnie przyjętych wzorców estetyki. Wielokrotnie w pracy twórczej przyznawała otwarcie, że nie jest zadowolona z ostatnich lat swojej pracy. Jeden z takich pokazów szczerości miał miejsce na początku lat 80.
– Trzy lata temu efekty mojej pracy przestały mnie satysfakcjonować. Poczułam, że powinnam robić coś dosadniejszego, bardziej bezpośredniego. W modzie musieliśmy wyzwolić się z wpływów trendów lat 20. i 30. XX wieku. Uciec od ludyczności. Zdecydowałam, że zaczynam od zera, dosłownie od niczego, by tworzyć rzeczy, których nikt wcześniej nie tworzył, z silnym wizerunkiem – przyznała w jednym z niewielu wywiadów Kawakubo.
Jej prace to ciągłe eksperymenty z formą, inspiracjami, tworzywami. Od tektury po kompozyty, od popkultury i anime po modę poprzednich stuleci. Zawsze w nowej formie, zwykle dekonstruującej pierwowzory. Jej kreacje wielokrotnie zniekształcają osobę noszącą, są asymetryczne.
I choć nie dominuje w nich już czerń, jak w latach 80., to nawet w tych niebywałych, kuriozalnych eksperymentach widać wyjątkową dyscyplinę i jednoznaczną koncepcję. Co ciekawe, Kawakubo traktuje swoje projekty chłodno – nie stawia ich ponad użytkownika czy tło, w jakim się znajdują.
– Kiedy chcę się wyrazić, to nie poprzez ciuchy. Chodzi o całe środowisko, otoczenie, w którym ubiory zaistnieją i pozostaną. To równie wartościowe, jak same ubrania. Dlatego zawsze mam to na uwadze. Jako całość otoczenie jest nawet ważniejsze niż jakiś element ubioru, ponieważ przestrzeń nadaje znaczenie i tworzy efekt końcowy – przyznaje japońska kreatorka.
Z tego też powodu 77-letnia dziś Rei zajmuje się nie tylko modą, ale i wnętrzami czy reklamą. Sama projektuje salony swoich marek (do Comme des Garçons dołączyła w 2004 Dover Street Market) czy planuje kampanie reklamowe.
50 lat chwały
Jak sama przyznała, nie widzi siebie jako ikony. Jednak kogo by nie zapytać – Kawakubo niezaprzeczalnie nią jest. Inspiruje wielu młodszych od siebie, wytycza nowe granice w modzie i je przekracza.
Eksperymentuje, choć stoi to niemal w sprzeczności z jej prywatnym wizerunkiem. Rei od dekad nie prawie zmienia fryzury, nosi się skromnie i minimalistycznie – prawie zawsze w czerni. Zasadniczo odsuwa siebie samą od wizerunku swojej twórczości. Nie ona jest ważna, ale to, co robi.
Podobnie nie cierpi wywiadów, mówić za nią mają przecież ubrania. Udziela ich tylko w towarzystwie męża, Adriana Joffe. Trudno nawet powiedzieć, czy zna angielski, ponieważ nie chce się nim nigdy posługiwać publicznie. Cicha, wycofana i niepozorna, przywiązana do swoich korzeni. Choć jej firma od lat ma siedzibę w Paryżu, jej to nie obchodzi. Mieszka gdzie mieszkała, w tokijskiej dzielnicy Aoyama, niedaleko pierwszego swojego salonu. W lokalnym biurze firmy pojawia się pierwsza, wychodzi ostatnia.
Kawakubo powoli będzie wycofywać się również z rynku. Niewątpliwie jej marka pozostanie, a twórczość będzie funkcjonować nadal, jednak wiek i nawyki sprawiają, że już w 2017 zapowiedziała, że nie przygotuje już osobiście żadnej muzealnej/galeryjnej wystawy swojej mody ani nie zamierza pojawiać się na takich wydarzeniach.
Niezależnie od wieku był to krok poniekąd słuszny, bo i czy można wystawić się lepiej niż zrobiła to w 2017? Wówczas, jako jedna z zaledwie dwóch żyjących osób, otrzymała przywilej prezentacji swego dorobku życia w nowojorskim Metropolitan Museum of Art. To tylko jedno z wielu rozlicznych wyróżnień, jakie otrzymała. W 2019, na półwiecze pracy artystycznej, otrzymała wyjątkowo prestiżową Isamu Noguchi Award, przyznawaną za innowacyjność i poświęcenie na rzecz wymiany kulturowej.
Zdjęcia: Noguchi Museum, Rhododendrites, Sarah Stierch
Facebook
RSS