Maski ochronne to coraz częściej temat debaty o ochronie przed koronawirusem. WHO wciąż postuluje zakładanie ich w przestrzeni publicznej przez kichające i kaszlące osoby oraz opiekunów chorych. Ale rozważa też zalecenie noszenia masek przez wszystkich w miejscach publicznych, szczególnie w pomieszczeniach. Specjaliści zwracają też uwagę na aspekt psychologiczny takiego działania: niewykluczone, że powszechne zasłanianie twarzy chroni przed… lękiem.
Amerykańskie Centra ds. Kontroli i Zapobiegania Chorób (CDC) zalecają obecnie, by nosić, szczególnie w miejscach publicznych, w których trudno jest zastosować odpowiednią odległość od innych osób (np. w sklepach czy aptekach), materiałową ochronę na twarz. Tego rodzaju ochronę CDC określa jako „dobrowolny i dodatkowy” sposób ochrony zdrowia. Jednocześnie zastrzega, że zarówno specjalistyczne maski ochronne, jak i maski chirurgiczne, powinny być zastrzeżone dla pracowników opieki zdrowotnej.
Burzę w temacie masek wywołał wywiad z Georgem Gao, który kieruje chińskim Centrum Kontroli i Prewencji Chorób. Rozmowę przeprowadzili dziennikarze tygodnika „Science”. Gao powiedział im, że jego zdaniem Europa i USA popełniają wielki błąd, że „ludzie nie noszą masek”.
Warto wiedzieć, że maskom poświęcony był jeden niewielki akapit w całej rozmowie, Gao zaś podkreślił na początku wywiadu, że społeczne dystansowanie się jest najistotniejszą strategią zapobiegania rozprzestrzeniania się zakaźnych chorób układu oddechowego. Potem zaś mówił dziennikarzom w odpowiedzi na pytanie, czego inne kraje mogą nauczyć się od Chin w podejściu do COVID-19.:
„Po pierwsze, skorzystaliśmy z niefarmakologicznych strategii, bo nie ma żadnych specyficznych inhibitorów ani leków i nie ma szczepień. Po drugie, musisz zapewnić izolację wszystkich zakażonych. Po trzecie, osoby z bliskiego kontaktu zakażonych powinny być w kwarantannie: dotarcie do wszystkich tych osób z bliskiego kontaktu i zapewnienie, że są w kwarantannie i izolowane, zajmuje nam mnóstwo czasu. Po czwarte: zawiesić wszelkie zgromadzenia. Po piąte ograniczyć przemieszczanie się, co wiąże się z lock-downem”.
Z kolei dyrektor ds. sytuacji nadzwyczajnych Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) dr Mike Ryan powiedział w ubiegłym tygodniu, że mogą zaistnieć sytuacje, w których powszechne noszenie masek spowolni rozwój epidemii, ale na razie należy je przeznaczyć przede wszystkim dla personelu medycznego.
Nie wykluczył, że istnieje możliwość, że wirus przenosi się również drogą powietrzną, a nie tylko kropelkową. Jednak wciąż konsensus naukowców jest taki, że do zakażenia dochodzi przede wszystkim wtedy, gdy osoby mające symptomy choroby COVID-19, czyli kaszląc i kichając, przenoszą wirusa na innych ludzi bądź zakażają powierzchnie.
To właśnie tego rodzaju sytuacje narażają na największe ryzyko zakażenia, co potwierdzają niedawne laboratoryjne badania przeprowadzone w Massachusetts Institute od Technology (MIT).
Wynika z nich, że kiedy osoba zakażona kicha i kaszle, patogeny mogą być rozsiewane na sporą odległość: podczas kaszlu do sześciu metrów, a na skutek kichania – nawet 8 metrów.
– Musimy zachować chirurgiczne maski dla ludzi, którzy są na pierwszej linii, ale pomysł, by zasłaniać czymś (…) usta, by chronić (innych) przed kaszlem czy kichaniem, sam w sobie nie jest zły – twierdzi Ryan.
WHO na razie jednak zachowuje wstrzemięźliwość co do możliwości przenoszenia się koronawirusa drogą powietrzną w wydychanym aerozolu. W analizie opublikowanej 29 marca można przeczytać, że transmisja wirusa w wydychanym aerozolu została udowodniona podczas pewnych czynności medycznych, które wymagały wspomaganego oddychania.
Wciąż też podnoszony jest w pracach naukowych nie do końca zbadany problem przenoszenia nowego koronawirusa przez osoby zakażone SARS-CoV-2, ale niemające objawów tego zakażenia.
Maska ochronna … przed lękiem
Nie można wykluczyć, że autorytety medyczne zmieniają nastawienie do powszechnego noszenia masek nie tylko z uwagi na to, że może to chronić przed zakażeniem czy przenoszeniem koronawirusa. Maski mogą też chronić przed… niepokojem i poczuciem bezradności.
W publikacji NEJM z 1 kwietnia grupy naukowców z Bostonu, która traktuje o kwestii powszechnego noszenia masek w szpitalach w dobie pandemii czytamy: „Wiemy, że noszenie maski poza placówkami opieki zdrowotnej daje małą, jeśli jakąkolwiek ochronę przed infekcją. Publiczne władze zdrowotne określają, że istotna ekspozycja na COVID-19 to utrzymywany przez co najmniej kilka minut (a są opinie, że musi to być powyżej 10 lub nawet 30 minut) kontakt twarzą w twarz w odległości nie większej niż 6 stóp (ok. dwa metry) z pacjentem wykazującym objawy COVID-19”.
Autorzy tej pracy wskazują, że ryzyko „złapania” COVID-19 podczas przejścia obok zakażonego pacjenta w przestrzeni publicznej jest zatem minimalne. „W wielu przypadkach pragnienie powszechnego noszenia masek ochronnych to reakcja na lęk przed pandemią” – uważają.
„Jest też jasne, że maski pełnią role symboliczne. Maski to nie tylko narzędzia, to talizmany, które mogą pomóc w zwiększeniu subiektywnego poczucia bezpieczeństwa (…) Choć tego rodzaju reakcje nie muszą być ściśle logiczne, wszyscy podlegamy lękowi i niepokojowi, zwłaszcza podczas kryzysu. Można argumentować, że lepiej radzić sobie z lękiem i niepokojem twardymi danymi i edukacją niż marginalnie korzystną maską ochronną, szczególnie w obliczu globalnego braku masek, jednak trudno jest dotrzeć z tym przesłaniem do klinicystów w gorączce obecnego kryzysu. Rozszerzenie procedur noszenia masek najbardziej może przyczynić się do zredukowania transmisji niepokoju, niezależnie od tego, jaką rzeczywistą rolę maski mogą odgrywać w powstrzymywaniu rozprzestrzeniania się COVID-19” – czytamy w NEJM.
Autorzy dodają, że największa potencjalna wartość powszechnego stosowania masek może kryć się w tym, że da pracownikom medycznym poczucie pewności i zaufania w przyjmowaniu i wdrażaniu metod ochrony przed zakażeniem o solidniejszych podstawach naukowych.
O symbolicznym znaczeniu masek w dobie pandemii mówi też lekarz, filozof i psychoterapeuta prof. Andrzej Leder. W rozmowie w „Dużym Formacie” dzieli się refleksją: „Właśnie pojawia się mnóstwo rytuałów, wywodzących się z praktyk naukowo uzasadnionych, które są bardzo chętnie przyjmowane, bo pozwalają opanować lęk. Nawet jeżeli ich skuteczność jest wątpliwa. Dobrym przykładem są maseczki, które na początku epidemii znikły, a teraz są bardzo drogie. One podobno, poza warunkami szpitala, nie są zbyt skutecznym sposobem chronienia się, a jednak ich nakładanie stało się właśnie takim rytuałem, który mocno ma zbliżyć nas do ratunku”.
Jednocześnie nie ma niczego złego w uszyciu maski dla siebie i bliskich i nie ma zakazu ani przeciwskazań do noszenia masek w przestrzeni publicznej, o ile nosi się je prawidłowo i przestrzega innych zasad ochrony przed zakażeniem. Te zasady to:
– Unikanie jakichkolwiek kontaktów z innymi ludźmi, o ile nie jest to konieczne.
– W trakcie takich kontaktów zachowywanie bezpiecznego dystansu wynoszącego co najmniej dwa metry.
– Częste i dokładne mycie rąk ciepłą bieżącą wodą z mydłem.
– Unikanie dotykania twarzy, szczególnie oczu i ust.
– Stosowanie płynów dezynfekcyjnych na ręce w sklepach, pracy, transporcie publicznym.
Jak zrobić sobie maskę
Potrzebna do tego jest gęsto tkany bawełniany materiał w kształcie kwadratu o wymiarze boku 40 cm, gumka o długości 50 cm, materiał na filtr (np. ściereczka fizelinowa lub materiał z filtrów do odkurzacza), gruby papier i ołówek (potrzebne do wykroju), nożyczki, igła i nici.
Trzeba pamiętać, by nie nosić masek wilgotnych (paradoksalnie narażają nas wtedy na zakażenie bardziej, niż gdybyśmy ich nie nosili), i by umiejętnie je zdejmować (tak, by nie przenieść potencjalnych patogenów z maski na twarz). Nie można też masek nosić dłużej niż kilkadziesiąt minut.
Sposób szycia maski pokazuje poniższa infografika.
Justyna Wojteczek, zdrowie.pap.pl, Redakcja
Infografika PAP
Źródła:
– Wywiad z G. Gao opublikowany w tygodniku Science
– Zalecenia CDC
– M. Klompas et al: Universal Masking in Hospitals in the Covid-19 Era, w: NEJM,, DOI: 10.1056/NEJMp2006372,
– Wypowiedzi WHO za depeszami PAP
Facebook
RSS