Somalię znamy tylko z reklam organizacji humanitarnych i filmu „Black Hawk Down”. Tyle że w tym filmie nie pokazano Somalii, a jedynie spektakularny urywek z krwawego epizodu. W dodatku zmanipulowany dla lepszego efektu, jak to zwykle bywa w Hollywood. Tymczasem w Mogadiszu są dziś wielkie bohaterki. To kobiety, które „ciągną ten wózek”.
Niektórzy lubią relacjonować royal wedding i komentować widzom ton głosu Harry’ego lub niepasujący do munduru zarost. Co jest z pewnością formą dziennikarstwa, na którą jest zapotrzebowanie. Inni wybierają się w miejsca zapomniane przez resztę świata, by i je opowiedzieć. Na to, na szczęście, zapotrzebowanie też jest. Paweł Smoleński nie pierwszy i, najpewniej, nie ostatni raz zabiera nas w kolejną podróż w głąb jednej z najbardziej niezagojonych ran na mapie świata.
Mogadiszu. Miasto, o którym od słynnego nalotu USA z 1993 słuchamy najwyżej przy okazji akcji humanitarnych lub wzmianek o ofiarach zamachów. I choć to jedne z najbardziej krwawych zamachów, do jakich dochodzi na świecie, znamy je tylko z 15-sekundowych wstawek w serwisach informacyjnych. Mogadiszu to nie Paryż, tam 500 ofiar nie zasługuje na 30 sekund czasu antenowego. Szkoda, że wiemy o tym miejscu tak mało. Na szczęście są tacy ludzie jak Smoleński, którzy nie boją się tam jechać i dać szerszy obraz. No, boją się, ale jadą mimo to. Dzięki temu możemy przeczytać wchodzący na rynek wydawniczy reportaż „Królowe Mogadiszu”. Obraz o niezwykłym miejscu, w którym bez kobiet nie byłoby nawet resztek normalności.
Wyniszczona trwającą od dwudziestu pięciu lat wojną domową, sterroryzowana samobójczymi atakami terrorystycznymi, doświadczona klęską głodu Somalia od lat plasuje się w czołówce państw, w których panują najtrudniejsze warunki życia. Zagraniczni dziennikarze nie ruszają się nigdzie bez uzbrojonych po zęby ochroniarzy, ale miejscowi muszą radzić sobie sami. Niektórzy – tak jak Baszir, właściciel hoteli, w których zatrzymują się wszyscy zagraniczni goście w Mogadiszu – wierzą, że w Rogu Afryki jeszcze będzie lepiej. Wielu straciło nadzieję; poddali się, żyją z dnia na dzień, troszcząc się tylko o to, by zdobyć kolejną porcję khatu, narkotyku, który żuje dziewięćdziesiąt procent somalijskich mężczyzn.
Kobiety nie mogą sobie pozwolić na rezygnację – mają dzieci. W kraju legendarnej królowej Arawello, która przed wiekami odsunęła mężczyzn od władzy, kobiety wciąż walczą o przetrwanie dla swoich rodzin. Wyplatają koszyki i maty z resztek starych worków wygrzebanych na wysypisku śmieci. Pracują w policji, zakładają organizacje wspierające uchodźców. Sprzedają khat na rogach ulic. W kolorowych czadorach, czasem przymierające głodem, ale wciąż piękne jak modelki. Królowe Mogadiszu.
Facebook
RSS