Absolwentka polonistyki na Uniwersytecie Warszawskim, autorka popularnego vloga „Mówiąc Inaczej” subskrybowanego przez 170 tysięcy osób!
Paulina rozwiewa wątpliwości językowe i pokazuje, że nauka poprawnej polszczyzny może być doskonałą rozrywką! W książce opartej na formacie internetowego vloga znajdziesz jeszcze więcej nowych, zabawnych i prostych sposobów na zapamiętanie zasad poprawnej polszczyzny.
„Nie idź po najmniejszej linii oporu i weź tą książkę na tapetę – bynajmniej, nie pożałujesz!”
Jeśli w powyższym zdaniu nie znalazłeś co najmniej trzech błędów, ta książka jest dla Ciebie!
JAK CIĘ WIDZĄ, TAK CIĘ PISZĄ
„Nie nazywajcie mnie ekspertem od języka, bo nim nie jestem. Nie nazywajcie mnie Miodkiem w spódnicy czy Bralczykiem z cyckami, bo stawianie mnie na równi z wybitnymi językoznawcami jest sporym nadużyciem. Język jest dla mnie ważny. Lubię uczyć się języka, dowiadywać się na jego temat nowych rzeczy. Lubię, gdy ktoś kiwa głową z uznaniem, kiedy wypowiadam się o języku. Lubię otrzymywać wiadomości od widzów, w których dziękują mi za pomoc, bo dzięki mnie poprawili oceny albo wygrali konkurs. Wtedy czuję, że to, co robię, ma sens, mimo że nie jestem ekspertem i wybitnym językoznawcą”.
EksMagazyn: Kim jest Paulina Mikuła?
Paulina Mikuła: To jest bardzo trudne pytanie i nie lubię na nie odpowiadać. Jeśli już jednak muszę, to mówię, że jestem youtuberką, która nagrywa vlog o języku polskim. Jestem też absolwentką polonistyki, która połączyła swoje wykształcenie z pracą. I nawet nieźle jej to wychodzi.
Wychodzi, chociaż specjalizacja na studiach nie była nauczycielska czy pedagogiczna, a medialna. Tymczasem ty po studiach zajmujesz się właśnie nauczaniem…
Tak, chociaż nigdy nie chciałam pracować w szkole, zawsze chciałam pracować w mediach. I ta specjalizacja mi to umożliwiła. Wszystko zresztą zaczęło się w Agorze, która wspólnie z wydziałem polonistyki zorganizowała konkurs na staż. Ja ten konkurs wygrałam, odbyłam staż, a po pewnym czasie dostałam moją pierwszą pracę – w dziale YouTube. W ten sposób zaczęła się moja przygoda z YouTube’em. Tyle, że najpierw byłam po drugiej stronie, byłam koordynatorem innych youtuberów. W 2013 roku, który był dla polskiego YouTube’a przełomowy, pojawiło się mnóstwo bardzo ciekawych kanałów. Zazdrościłam ich twórcom i w końcu przyszedł taki dzień, że postanowiłam się z tym wyzwaniem zmierzyć sama. Postanowiłam spróbować i przekonać się, czy ja też potrafię nagrywać i czy ktoś chce to oglądać. Nagrałam pierwszy odcinek, a dalej poszło samo.
A czemu wybrałaś akurat tematykę poprawnej polszczyzny?
To jest z kolei związane z moim wykształceniem, choć, jak powiedziałam, nie jestem po specjalizacji językoznawczej. Zagadnienia związane z tą tematyką miałam w programie jedynie na pierwszym roku studiów, natomiast zawsze mnie to bardzo interesowało. Znajomi, moja rodzina, wiedząc, że studiuję to, co studiuję, codziennie zadawali mi mnóstwo pytań – jak to słowo napisać, jak to wyrażenie odmieniać? Stwierdziłam, że to są codzienne Polaków problemy. Dlaczego więc mam nie dzielić się z nimi swoją wiedzą i nie opowiadać o poprawnej polszczyźnie publicznie, właśnie na kanale na YouTube?
Jakie pytania zadawali najczęściej? I jakie zadają dziś?
Najczęściej chyba pada pytanie „Jak mówimy: będę jeść czy będę jadł?”…
A odpowiedź brzmi?
Obie te formy są jak najbardziej poprawne. Tyle że pierwsza nie zdradza płci mówiącego, a druga zdradza. Bardzo często Polacy mają też problem z datą…
Odmiana roku?
Owszem, ciągle żyjemy w tym „dwutysięcznym szesnastym”. Często też słyszymy „Dziś jest drugi styczeń” a nie „drugi stycznia”. Ostatnio odkryłam, że wiele osób błędnie łączy rzeczownik „chłopaki”. Dlatego, że „chłopaki” w liczbie mnogiej mają rodzaj niemęskoosobowy, a więc powinniśmy mówić „chłopaki grały”, a nie „chłopaki grali”.
A jest coś w zasadach poprawnej polszczyzny, z czym się nie zgadzasz? Zasada, która wydaje ci się nienaturalna?
No właśnie z tymi „chłopakami” mam problem… (śmiech). Myślę, że pozostanę przy tym błędnym łączeniu i nadal będę mówić „chłopaki grali”. Nie podoba mi się też odmiana słowa „puf”. Mamy „ten puf”, a nie „tę pufę”, choć to właśnie ta druga forma jest częściej stosowana. Tymczasem „puf” ma rodzaj męski. I jeszcze jedno: całe życie myślałam, że mówi się „nie jeździj”, na przykład „na sankach”. Dopiero na studiach dowiedziałam się, że według zasad poprawnej polszczyzny powinno się mówić „nie jeźdź na sankach”. I to też mi zupełnie nie odpowiada (śmiech).
Vlog „Mówiąc Inaczej” powstał już blisko trzy lata temu. Najpierw produkowałaś i publikowałaś jeden odcinek tygodniowo. A teraz? Jak dużo odcinków powstaje?
Tak, tak zaczynałam. Wtedy jednak sporo pracowałam zawodowo i nawet jeden odcinek tygodniowo okazał się zbyt dużym obowiązkiem. Zmniejszyłam więc nieco liczbę produkcji. Dopiero dzisiaj, kiedy nie mam już innych zawodowych obowiązków i działam jedynie jako vlogerka, powoli wracam do zasady jeden odcinek na tydzień. Raz wychodzi, raz nie wychodzi, o tym decyduje już życie (śmiech).
Tak jak o tematach?
Tak, tu też jest bardzo różnie. Najczęściej widzowie przesyłają mi pytania, na które odpowiadam w programie, a czasem pytania zadają mi znajomi. Tak było niedawno, gdy przyjaciel zapytał mnie, „dlaczego mówi się, że ktoś jest sam jak palec, przecież palców na jednej dłoni mamy pięć?”. I już miałam gotowy temat na odcinek. Ale nie mogę powiedzieć, że mam jedno podstawowe źródło tematów.
Sama dbasz o całokształt czy masz kogoś, kto pomaga ci w kwestiach technicznych?
Było różnie. Pierwszą serię nagrałam ze znajomymi, dwojgiem profesjonalistów. Później pomoc zaoferował mi przyjaciel, tym razem amator. Z nim nakręciłam kolejne dwie serie. Ostatnie dwa odcinki nagrałam i zmontowałam w pełni samodzielnie. I raczej będę chciała iść w tym kierunku, dlatego, że to jest ogromna niezależność. Kiedy kończę nagrywać, nie muszę oglądać całego materiału jeszcze raz, bo doskonale wiem, gdzie było dobrze, a gdzie była jakaś wywrotka. I dzięki temu całość idzie mi o wiele szybciej niż wtedy, kiedy pracuję z realizatorem. Z pomocy kogoś, kto czuwa nad jakością dźwięku i obrazu, na pewno jednak będę korzystać przy nieco trudniejszych formach. Takich jak na przykład wywiad.
Tymczasem wydałaś książkę „Mówiąc inaczej”, swoją pierwszą książkę, która do księgarń trafiła w kwietniu. Czego po niej mogą się spodziewać twoi odbiorcy?
Będzie sporo nowości, na pewno książka nie jest zapisem tego, co pojawiło się na moim kanale. Te same będą tylko uwagi na temat najczęściej popełnianych przez Polaków błędów, ale tu przecież nic nowego nie wymyślę (śmiech). Poza tym czytelnicy znajdą w niej dział poświęcony ortografii, interpunkcji, wulgaryzmom, bo ten temat Polacy uwielbiają, będzie też trochę o dykcji. Nie mogłam sobie odmówić krótkiej części filozoficznej, o tym, że z jednej strony język to narzędzie do wyrażania siebie, a z drugiej jest on pewnego rodzaju klatką, która nas ogranicza i zniekształca nasze myśli. Ta książka to taki poradnik, ale napisany moim językiem. Mam wrażenie, że czytelnicy – zwłaszcza ci, którzy znają mój kanał – czytając ją, będą słyszeli w głowie mój głos.
Dlaczego nie lubisz porównań choćby do profesora Miodka?
Bo profesor Miodek to wybitny językoznawca, a ja nie jestem językoznawcą, a już na pewno nie jestem wybitna. Dlatego te porównania są dużym nadużyciem. Wybitni językoznawcy potrafią na wiele zawiłych pytań odpowiedzieć o dowolnej porze dnia i nocy, a ja, postawiona w takiej sytuacji, miałabym pewnie nie tylko duże obawy, ale i duże luki merytoryczne. Dlatego umieszczanie mnie w tej samej szufladce co wybitnych językoznawców, uważam za mocno niesprawiedliwe i dlatego szybko z tej szufladki uciekam.
Z Autorką rozmawiała Julia Głowacka.
Opracowanie: Agnieszka Słodyczka
Fot. Adrian Błachut
Fragment:
Wulgaryzmy kontra przekleństwa
Skoro tyle stron poświęciłam językowi potocznemu, to przejdę teraz do wulgaryzmów, ponieważ na co dzień pojawiają się dość często (a może nawet zbyt często). Kiedy nagrałam materiał o wulgaryzmach, ktoś zarzucił mi, że błędnie utożsamiam używanie wulgaryzmów z przeklinaniem, ponieważ „przeklinać” oznacza „rzucać na kogoś klątwę, złorzeczyć”. To się oczywiście zgadza, ale według Wielkiego słownika poprawnej polszczyzny PWN słowo „przeklinać” ma kilka znaczeń:
1.Rzucać klątwę, np. „Ktoś przeklina kogoś”.
Rozumiem, że ma to miejsce wtedy, gdy ktoś mówi na przykład tak: Obyś jutra nie
doczekała!.
2.Uznawać coś za bardzo złe, złorzeczyć, np. „Ktoś przeklina coś”.
Według mnie takie przeklinanie pojawia się w zdaniu: Przeklinam dzień, w którym zdecydowałam się brać udział w tym projekcie!.
3.Używać przekleństw, kląć.
W tym trzecim przypadku najprawdopodobniej chodzi o używanie słów typu: „cholera”, „jasny gwint”, „kurka wodna”. Moim zdaniem większość Polaków uzna, że dotyczy to także używania słów wulgarnych, obelżywych, np. „kurwa”, „chuj”, „kutas” czy „ja pierdolę”. Dlatego potocznie wypowiadanie tych wulgaryzmów nazwiemy przeklinaniem.
Nie ukrywam, że w pewnym momencie życia zaczęłam się poważnie zastanawiać, czy to ja od dziecka tkwiłam w błędzie i znów nie zauważyłam, że robię (a właściwie mówię) coś źle, czy może inni zwyczajnie przesadzają, trzymając się kurczowo książkowych definicji. Niektórzy komentatorzy, co jeszcze wzmagało mój niepokój, bardzo ostro wypowiadali się na temat zatrważająco niskiego – według nich – poziomu mojej inteligencji, skoro mam czelność twierdzić, że mówienie „kurwa”, „chuj”, „ja pierdolę” lub „zajebiście” to przeklinanie. Dla nich przeklinanie równa się złorzeczeniu, rzucaniu klątw.
Rozróżnienie na przekleństwa i wulgaryzmy ma sens, nie przeczę, i zaraz do tego wrócę, ale nie da się ukryć, że większość Polaków używanie słów niecenzuralnych, używanie wulgaryzmów nazwie przeklinaniem i trudno będzie im z tego zrezygnować, choćby z wygody. Łatwiej powiedzieć: „Nie przeklinaj!” niż „Nie używaj wulgarnych słów!”, zwłaszcza w sytuacji nieoficjalnej, gdy towarzyszą nam silne emocje.
A teraz o rozróżnieniu. We wstępie do Słownika polskich przekleństw i wulgaryzmów Macieja Grochowskiego znajdziemy (oprócz wyróżnienia trzech sensów przeklinania, o których napisałam wyżej) następującą definicję:
Przekleństwo to jednostka leksykalna, za pomocą której mówiący może w sposób spontaniczny ujawniać swoje emocje względem kogoś lub czegoś, nie przekazując żadnej informacji. Na przykład: Przez pół nocy nie spałem, cholera jasna, bo sąsiadom z góry zachciało się imprezy. Mamy przekleństwo? Mamy. Czy jest wulgarne? Nie.
To teraz wulgaryzmy. Oto definicja słownikowa:
Wulgaryzm to jednostka leksykalna, za pomocą której mówiący ujawnia swoje emocje względem kogoś lub czegoś, łamiąc przy tym tabu językowe.
I właśnie to językowe tabu stanowi tu istotną różnicę. „Kurka wodna” nie łamie tego tabu, zaś „ja pierdolę, kurwa” już tak.
Teraz przyszedł czas na moim zdaniem najważniejszy wniosek:
Nie da się więc wulgaryzmów i przekleństw oddzielić grubą kreską. Trzeba pamiętać, że przekleństwa bywają niewulgarne („niech to szlag”, „psiakrew”) oraz że istnieją wulgaryzmy niebędące przekleństwami („zajebiście” albo „Ale bym opierdolił kebsa!”).
Czy jest szansa na to, że przeciętny Kowalski zacznie stosować rozróżnienie na wulgaryzm i przekleństwo w życiu codziennym, zwłaszcza gdy targają nim emocje? Raczej nie, i przyznam, że mnie też będzie trudno się odzwyczaić od wrzucania wszystkiego do jednego worka o nazwie „przeklinanie”, co podczas lektury tej książki być może da się zauważyć.
Kontakt w sprawie książki:
Justyna Mroczek
Biuro Prasowe
Znak Literanova tel. 12 61 99 522 kom. 609 809 121
mroczek@znak.com.pl