Po śniadaniu w restauracji sąsiadującej z muzeum kolei, opuszczamy Queenstown, które żegna nas skąpane w unoszącej się mgle i wyruszamy dalej na południe Tasmanii. Okrążamy Park Narodowy Cradle Mountain, zatrzymując się nad jeziorami urzekającymi czystą, błękitną wodą i nie mogąc uwierzyć w to, że natura jest tu w stanie malować takimi kolorami, które nie śniły się najlepszym specjalistom od Photoshopa. A jednak.
Dalsza droga upływa nam wśród drogi między oddalonymi od siebie znacznie farmami i wypalonymi słońcem pastwiskami pełnymi owiec, rzadziej krów. Nasza wyprawa kończy się w niewielkim jak na europejskie standardy, bo blisko 100-tysięcznym mieście Hobart – najbardziej znanym miłośnikom żeglarstwa zakątku wyspy, które jest jednocześnie jej stolicą.
Tutaj jest w końcu chwila na delektowanie się tak kuchnią przepełnioną owocami morza, jak i kawiarnianym, a po zmierzchu – knajpianym życiem na najsłynniejszej ulicy miasta – Salamanca Market. Jutro wracamy na północ i z Devonport wypłyniemy w nocny rejs, który zabierze nas ponowni na kontynent.
Facebook
RSS