Fot. Katarzyna Widmańska
Byliśmy w samolocie. Listopadową chlupę zostawiliśmy za oknem, a pod ciężarem antychłodowych ciuchów czekał na swoje pięć minut podkoszulek z palmą. Zanim jednak doszedł do głosu, gawędziliśmy sobie z Wojtkiem o pewnym zjawisku imprezowosocjologicznym, który w skrócie można by nazwać „Misiu, tobie już wódeczki wystarczy. Ostatni kielich”
Zjawisko to występuje dosyć powszechnie w polskim społeczeństwie, choć jeszcze efekty badań nie zostały opublikowane w biuletynie naukowym. Polega ono z grubsza na tym, że przychodzi para na imprezę i z każdym jego kieliszkiem, ona zmienia się z partnerki życia na krytyczną mamusię, czyniąc z dorosłego chłopa wagi żywej bezwolnego Misiaczka, który bez polecenia z ust Kici zapewne zapomniałby oddychać. „Misiu nie żryj tyle chipsów. Brzuchol ci rośnie”. A Misiu, dwa razy większy od Kici, zamiast wskazać na swoją pełnoletność w dowodzie i brak papierów dowodzących powieszania zmysłów, a więc spełniający warunki do samodzielnego podejmowania decyzji co do ilości spożywanych tuczących badziewi, zamienia się w małą myszkę: „Kiciu, to już naprawdę ostatni”. Zaś na widok rozdziawionych paszcz współtowarzyszy biesiady, zastanawiających się tylko, jak pozbyć się Kici i nalać Misiowi kolejnego zakazanego kielicha, Misiu idzie w zaparte: „widzicie, jak ona mnie kocha i o mnie dba. Zależy jej, bym trochę zrzucił”. Ale jak tylko Kicia zniknie na chwilę z horyzontu, siłą odkurzacza pochłania wszystko to, co Kicia mu zabrania.
Ileż to przykładów misiowokiciowych nam się nasuwało. Właściwie co impreza, to kolejny. Zdarzały się Misie, które po latach oddychania chmielem, odkrywały, że „właściwie piwo to im nigdy nie smakowało”. Były też takie, których obecny poziom piłki nożnej na tyle żenuje, że już nie oglądają polskiej reprezentacji, błagając matkę naturę, by wyłączyła grzejniki w pokoju, bo Kicia zobaczy koszulkę z Lewandowskim i będzie chryja. No i jest jeszcze liga de lux, która odkryła, że gry komputerowe są dla matołów, a oni – dzięki swoim Kiciom – teraz gustują w malarstwie holenderskim, szczególnie tym nurcie z końca XVI wieku.
Dlatego jak już wyłożyliśmy zamarnięte gnaty na ciepłej kanaryjskiej plaży i zobaczyliśmy nieco starszawą panią zwracającą się na pana w swoim wieku: „Pimpuś, gdzie ty się podziewałeś”, bez słowa uznaliśmy, że to kolejna odsłona misiokoci, tym razem w wydaniu senior. Pozostało czekać, jak Pimpuś odwróci się i zacznie przepraszać, że żyje. Pimpuś owszem odwrócił się, po czym wyszeptał czule: „Piżdziaweczko, szukałem dla ciebie najlepszej Margarity, bo ty potem taka niegrzeczna się robisz”.