Fot. Katarzyna Widmańska
Olywer był człowiekiem wybitnym i doskonałym. Na pewno w swoim mniemaniu, ale powątpiewania ze strony innych brały się wyłącznie z zazdrości
Inni, szczególnie ci, którzy nie dostrzegali różnicy między pospolitym Oliwierem a Olyverem, to mięczaki i prostaki. Olyver zaś był twardym gościem, szczególnie ceniącym sobie twardość swojego korzenia. Korzeń to podstawa – mawiał, gdy rzesza wpatrzonych w niego niewiast przybrała już słuszną liczbę – to nasza duchowość, którą trzeba pielęgnować w sobie. Wszyscy jesteśmy doskonali, bo odzwierciedlamy doskonałość kosmosu.
Trzeba tylko otworzyć się na nią i dać prawo do tego, byśmy sami stali się kosmosem – ciągnął, dyskretnie sprawdzając czy doskonale wyprasowany trencz doskonałej firmy doskonale podkreśla doskonałość jego sylwetki. Ale energię kosmosu jeszcze bardziej w sobie ukorzenić, ta męska musi znaleźć tę żeńską – tu omiatał rzęsami pociągniętymi bezbarwną odżywką – i wtedy to już jest prawdziwa nirwana. Chętnych na nirwanę wydawało się trochę być, choć ich wiek i dystans do siebie mieścił się poza normą.
ten piątek Doskonały Olyver wkroczył na przeciętną imprezę przeciętnych w jego przekonaniu mieszkańców Ziemi. Dostrzegał pojedyncze spojrzenia, zbudowane w pewnej triadzie: najpierw było spojrzenie na niego, a potem ten spoglądający spoglądał na drugiego spoglądającego i delikatnie rozchylał usta w półuśmiechu. Niektórzy ściskali usta, by nie wybuchnąć. Ale dla Olyvera nie miało to żadnego znaczenia. Jezusowi też było ciężko, a jak zmienił ludzkość – myślał. Zauważył jednak pewną prawidłowość. Kiedy jego twarz przybierała uśmiech, który podpatrzył u Bradleya Coopera, taki, w którym prezentował również swoje doskonałe szóstki, tym wrażenie napięcia śmiechowego potęgowało się. Gdy zaś zapozował na ściance, dalej w Cooperowskim stylu, pewna grupa stojąca nieopodal zaczęła dosłownie wyć. „Noż kurwa mać”.
„Mistrz Korzenia mówił, że im bliżej doskonałości kosmicznej, tym trudniej wśród przeciętniaków, ale to już jest przegięcie. Muszę zintensyfikować dietę korzenną, szczególnie zwiększyć ilość pietruszki, która oczyszcza krew ze złogów złej energii” – postanowił. Nie wiedział biedaczysko, że to pietruszka była przyczyną jego zguby. A dokładnie jej górna część. Zielona nać bowiem usadowiła się na perlistobiałej czwórce, utrwalając swoją czwórkową pozycję przy każdym uśmiechowym suszeniu zębów. Kiedy więc Olyver raczył zebrany tłum klawiaturą uśmiechu, nać krzyczała jeszcze głośniej: jestem tu, jestem. Czyniąc z jej właściciela flagową już postać kampanii, promowanej wśród znajomych hasłem wyborczym: ” Nieważny jest Korzeń, liczy się Nać”.