Fot. Katarzyna Widmańska
Ławeczka nad Wisła powoli staje się kultowa. Znam już chyba wszystkie okoliczne staruszki. I gołębie mnie też powoli rozpoznają, bo celują we mnie jakby mniej
Energia dalej mnie energetyzuje, cudza namiętność – roznamiętnia, a czułość – rozczula. Dużo myślę o sobie, swoim życiu, swoim dzieciństwie. Patrzę na dzieci i widzę samego siebie z Dębicy te ileś lat temu. Wiem, a raczej czuję, jak to co słyszymy od innych, jest ważne i na nas wpływa.
– Dzień dobry, pan znowu dzisiaj? – na mój widok zaprezentowała nawet szóstki w uzębieniu. Miała z trzydzieści kilka lat, zawsze psychologiczną książkę pod pachą i dwójkę latorośli, lokowanych na placu zabaw zaraz po przyjściu. Mimowolnie zerknąłem na tytuł – To o tym, jak się lepiej dogadywać. Wie pan, piszą, by mówić tak z serca, to co się czuje. Szczególnie dzieciom. Nie ściemniać, tylko to co jest tak naprawdę w głębi.
– Dokładnie – mnie też ponosiła energia zmiany – gdyby więcej osób to zrozumiało, świat byłby lepszy.
Oddawaliśmy się słodkim dywagacjom, gdy podbiegła do nas pięcioletnia na oko Oliwia. – Mamo, mamo. Maciek mi zabiera zabawki. Wiaderko już wziął, a teraz grabki i konewkę. Czekałem. Naprawdę czekałem, jak moja ławkowa sąsiadka w praktyce zrealizuje porozumienie bez przemocy, które trzymała pod pachą.
– Tłumaczyłaś mu? Prosiłaś?
– Taaaaa – Oliwia ryczała coraz bardziej.
– Nie płacz kochanie nie warto. Bo widzisz, nic z tym nie zrobisz. Możesz płakać, tłumaczyć, krzyczeć. Po dobremu z nimi i po złości. Nic nie działa. Tak to już jest. Oni wszyscy to prawdziwe skurwysyny.
Facebook
RSS