Fot. Katarzyna Widmańska
– Oskar, się podziało. Hanka wściekła. Jej matka oszalała, egzorcysty szuka. Kot się prawie wykończył
Zapaliłem papierosa, a paczkę schowałem w kieszeni. Wszystko wskazywało na to, że jeszcze się przyda. Zapowiadała się dłuższa opowieść.
– Na kawalerskim dostałem od chłopaków feromony. Jeden z nich akurat je rozprowadzał przez internet i wiesz, taki żarcik, że dla Hanki, jak mi się przestanie podobać. Przyniosłem do domu i wrzuciłem do szafki. Zapomniałem. Mieszkamy z teściami, tzn. my na górze, oni – na dole domu. Teść jest ok, taki „modelowy Janusz”. Ale teściowa – jak z horrorów. I jeszcze, żeby łatwiej ją sobie zwizualizować jako wiedźmę, to uwielbia koty, szczególnie jednego: Stefanka. Czasem żartowałem do teścia, że to do Stefanka, a nie do niego, powinienem mówić: „Tato”, ale jakoś teścia ta błyskotliwa uwaga nie wprowadzała w radosny stan. I oczywiście co niedziela wspólny obiad, na którym królowały dwa tematy: kościelne i kocie. Chłopie, o kanonizacji papieża to ja po tych obiadach wiem więcej niż niejeden biskup. Teściowa nawijała, Stefanek wpierdzielał najlepsze kawałki, teść – kątem oka patrzył na mecz; Hanka robiła dobrą minę do złej gry a ja – umierałem z nudów. Czekałem tylko na koniec miesiąca, kiedy to musiałem wyjechać służbowo na „caaaały” tydzień i jakoś tak to w firmie zorganizowali, że dwa obiady mi z grafiku rodzinnego wypadły. W okolicach środy głos Hanki zaczął znamionować kłopoty: „Ja wiem, że ty nie lubisz mojej mamy ale tym razem przegiąłeś na całego. Ona ma słabe serce. Taki numer wywinąć. Pa”. Odłożyła słuchawkę i klasycznie nie odbierała telefonu. Wróciłem w niedzielę, jakoś tak wypadło, że po obiedzie a w domu cisza. Stefanek w kociej klatce, teściowa zapłakana, tylko teść jakoś „uchachany”.
– Rafałku – teściowa rzuciła mi się w ramiona. Musiała być chyba w dużej rozpaczy, bo jakoś nie skalkulowała, że jej waga dwukrotnie przekracza moją i takie przytulenie z jej strony może spowodować nie tylko psychiczną traumę, ale i zwyczajne fizyczne uszkodzenie – takie nieszczęście, takie nieszczęście! Dobrze żeś ty przynajmniej cały i zdrowy się uchował w tym opętanym domu.
– Mamo, ale co się stało?
– Hanka nic Ci nie mówiła? W Stefanka wstąpił szatan. Opętało go. Ja mu cielęcinkę kroję a ten za przeproszeniem gwałci Figurę Najświętszej Panienki. Krzyczę: „Stefan bój się Boga” ale on nic, tylko wiesz takie ruchy w przód i tył – tu galaretowaty brzuch mamusi zaczął rytmicznie falować. – Schowałam ci ja tę figurkę a on się zabrał za św. Teresę od Krzyża – mimowolnie spojrzałem na bogatą kolejkę gipsowych świętych, zgromadzoną pod telewizorem.
– Mamo, a św. Antoniego też? – Hanka wzrokiem właśnie strzelała mi w kolano.
– Zlituj się. Stefan jest opętany, ale jeszcze tego by brakowało, gdyby się gejem okazał. Zadzwoniłam do księdza proboszcza, a on że egzorcystę trzeba znaleźć i to jak najszybciej. Ale zanim przyjedzie, to mam kota zamknąć w klatce, zapalić świeczki i modlić się. Wołam Stefana i wołam. Sprawdziłam wszystkie figurki święte, oblepione kocią sierścią, ale samego kota nie ma. Sprawa wyższej konieczności – pomyślałam – i otworzyłam drzwi do waszej części.
– Mamusia ma klucze? Przecież przysięgała.
– Ty mię teraz nie mam tematami zastępczymi, szatana tu mamy. Więc weszłam do was i słyszę ciche: miau, miau. Myślę, że ma Stefan poczucie winy i dlatego tak pomiałkuje. Gdzie tam. Siedział w waszej szafce i wylizywał jakiś płyn, „pheromone” czy coś. Oczy mówię ci miał szatańskie, tak mu się świeciły. Zobaczył mnie i hyc na św. Ritę. Rafałku, gdyby coś mi się stało, to tu ci zapisałam telefon do tego księdza. Ja to się nie liczę, ale proszę cię ratuj Stefana.