Fot. K. Widmańska
Nie lubię takich sytuacji. Oj, nie lubię. Przychodzi ktoś z gotową propozycją nowej fryzury, a w mojej głowie tkwią dwa pewniki: że ta osoba decyzję już podjęła i że jest to dla niej fatalna decyzja
Najczęściej pojawia się w niej jedno magiczne słowo: GRZYWKA. Mieć czy nie mieć? Oto jest pytanie. Zwłaszcza, że w temacie grzywki moda jest wyjątkowo niedemokratyczna. Zarządza, że w tym sezonie to tak, a w przyszłym już kategorycznie nie. I na pytanie, dlaczego, odpowiedź zawsze jest jedna: BO TAK. A tymczasem są osoby, którym grzywka powinna być tak jednoznacznie zabroniona, jak alergikom na laktozę – cappucino.
Przyszła. Usiadła. „Grzywka” – zarządziła. Cholera – pomyślałem – każda opcja: na pudla, czyli na oczy, asymetryczna czy z małym przedziałkiem, to zła opcja. Jej po prostu nie pasuje. Miała okrągłą twarz, którą grzywka jeszcze poszerzy. Plus duże okulary, duże usta, ostre rysy. Znaliśmy się od lat, więc spokojnie mogłem pozwolić sobie na sugestię, że może raczej nie. Jednak coś we mnie było na tak, mimo braku jakiegokolwiek argumentu.
– Ok. Tylko czesz ją na szczotce albo prostownicy, żeby nie była jak kurtyna w Słowackim. Masz naturalny wicherek, który trzeba jakoś stłamsić.
Zrobiłem. Wyszło nawet dobrze, choć całym sobą byłem przekonany, że to nie był dobry pomysł.
Spotkaliśmy się trzy tygodnie później. Wyglądała jakoś inaczej.
– Oskar. Ta grzywka to jakiś krok milowy. Nikomu się nie podoba. Ani mężowi, ani mamie, ani psiapsiółką.
– No i? – nie widziałem korelacji między druzgocącą krytyką a uśmiechem na twarzy.
– Bo to mi pokazało, że oni na mnie patrzą, ale mnie nie widzą. Mają w dupie to, że JA CHCIAŁAM GRZYWKĘ. Najważniejsze to jak wyglądam, gdzie pracuję, z kim się zadaje. Odkryłam, że jestem wśród ludzi, choć tak naprawdę mnie nie ma. Mówię, ale mój głos nie jest słyszany. I taka dumna z mojego odkrycia odebrałam telefon. Dzwoni mąż: „Chodźmy dzisiaj na pizzę. Tak za mną chodzi od samego rana”. I ja słyszę samą siebie jak mówi: „Kochanie, zjemy dzisiaj leczo z czerwonej fasoli. Pizza cię tuczy i ma gluten.” Odłożyłam telefon. Podeszłam do lustra i popatrzyłam na grzywkę. Już wiedziałam, że to nie była dobra odpowiedź.
– Słuchaj – oddzwoniłam po chwili. – Gdzie ta pizza?
– I niech zgadnę: z podwójnym serem?
Facebook
RSS