Dziś jeździectwo to hobby nie tylko elit. Uroki jazdy wierzchem odkrywa klasa średnia, szkółek jeździeckich zaczęło przybywać. Skąd ta pasja Polaków, a właściwie Polek, do koni?
Gdzie byłaby ludzkość, gdyby nie towarzyszył jej koń? Niewątpliwie rozwój cywilizacji wyglądałby inaczej. Koń pomagał człowiekowi uprawiać ziemię, pokonywać większe odległości; na jego grzbiecie toczyliśmy bitwy, chociaż tu można dyskutować, czy wojny naprawdę pomogły cywilizacjom (jedne imperia poszerzały terytoria, inne jednak upadały).
Kiedyś posiadanie konia zaświadczyło o statusie materialnym; dziś do tego zwierzęcia podchodzimy inaczej, nie jest już tanią siłą roboczą, od tego mamy maszyny rolnicze. Konia szanujemy za coś innego – piękno, szlachetność i relacje, które potrafi nawiązywać z ludźmi. Kontakt z koniem stał się pasjonującym hobby, które Polacy bardzo lubią. A właściwie Polki. I widać to w stadninach i szkółkach jeździeckich.
Jeździectwo nie jest już sportem dla elit. Klasa średnia kocha konie, stać ją na taką wyjątkową pasję, która jest dziś jedną z popularniejszych rozrywek.
Od „Pana Wołodyjowskiego” do „Gry o tron”
„Lach bez konia, jak ciało bez duszy” – mawiano dawno temu w Europie. Tak, to o nas. Byliśmy z tej relacji bardzo dumni. Czasy się jednak zmieniły, nie ma szwoleżerów i ułanów, ale koń z nami został.
Konie kochają rodzimi i zagraniczni celebryci, jedni chodzą na wyścigi konne, inni wolą jazdę konną po bezkresach. Znakomity aktor Daniel Olbrychski, wyborny jeździec i wielki przyjaciel koni, wjeżdżał kiedyś wierzchem do knajp w Kazimierzu Dolnym. Zwierzęta te pokochali inni znani Polacy: Michał Żebrowski, Jan Englert, Piotr Adamczyk. Słabość do nich mieli reżyserzy, chociażby Andrzej Wajda, w którego filmach często pojawia się biały koń.
Wychowaliśmy się nie tylko na opowieściach o wodzach, którzy na koniach prowadzili do zwycięstwa swoje wojska, ukochanej klaczy Józefa Piłsudskiego Kasztance, ułanach przybywających pod okienko. W pamięci starszego pokolenia zostały sceny z „Pana Wołodyjowskiego” (przejmująca scena z Basią, którą gonią wilki), „Czarnych chmur”, „Karino”, wielu westernów. Młodsze pokolenie oglądało te zwierzęta we „Władcy Pierścieni”, serialu „Hannah Montana”, „Grze o tron”, „Wikingach”.
Lecznicza wartość konia
Dziś koń nie jest już kojarzony z hrabianką, która wyrusza na przejażdżkę po polach zasnutych mgłą. Wierzchem może jeździć każdy, bo stadniny i szkółki jeździeckie są w całej Polsce. Pasja ta wciąż jest tańsza niż na zachodzie Europy – godzina jazdy z instruktorem to w Polsce średnio 100-120 zł (wyjście do kina z dzieckiem nie jest wcale tańsze, zwłaszcza jak pociecha zażyczy sobie duży kubełek popcornu), w Europie to już ponad 50 euro. Ale „konioluby” płacą, bo nie ma drugiego takiego zwierzęcia jak koń – jest wierny, potrafi słuchać, wyczuwa nastrój, leczy smutki. Kiedy świat ogłosił koniec pandemii COVID-19, szkółki jeździeckie stały się bardzo popularne.
– Moja córka miała pięć lat, kiedy przeszła skomplikowaną operację nóg, rehabilitacja była żmudna i bolesna. W końcu ortopeda zasugerował, żeby skorzystać z hipoterapii – opowiada Izabela z Warszawy, mama 11-letniej dziś Julii. – Po roku zapomnieliśmy o operacji, Julka stanęła na nogi, ale pasja do koni jej została. Hipoterapia okazała się starzałem w dziesiątkę. Dziś Julka jeździ trzy razy w miesiącu, ma swoją ukochaną klacz. Kontakt z koniem był dla niej najlepszym lekarstwem. Na hipoterapię chodziło wiele dzieci, ale chłopców w tym gronie nie było. Ciekawe, prawda?
Najważniejsze jest dobro zwierzęcia
– Bo chłopiec/mężczyzna to eksplozja testosteronu. A kontakt z koniem wymaga empatii. Oczywiście nie twierdzę, że chłopcy nie są empatyczni, ale to dziewczynki mają więcej wrażliwości. Nie dziwi więc fakt, że na koniach uczą sie jeździć przede wszystkim one. Dziś jeźdźcem jest przede wszystkim kobieta – przekonuje Małgorzata Michalak pracująca w stajni przy Pałacu Mortęgi Hotel&SPA na Warmii i Mazurach. – Mężczyźni pracują z koniem raczej siłowo. I to widać – koń, na którym jeździł wcześniej mężczyzna, będzie zachowywać się inaczej, kiedy potem wsiądzie na niego kobieta.
Kobiety z natury są cierpliwsze i spokojniejsze, opiekuńcze. Ktoś może uznać to za stereotyp, jednak właśnie te cechy liczą się w kontakcie z tym zwierzęciem; na obozy jeździeckie przyjeżdżają głównie dziewczynki.
– Najpierw była bajka „My little Pony”, moja Amelia mogła ją oglądać na okrągło. Na urodziny dostawała kucyki i wszystko, co wiązało się z tą bajką. Aż któregoś dnia Amelia powiedziała, że chce mieć prawdziwego kucyka. Oczywiście nie kupiliśmy jej zwierzaka, zapisaliśmy ją do szkółki jeździeckiej – mówi Hania, mama 14-letniej Amelii (rodzina mieszka w Rzeszowie). – Zaczynała od krótkich przejażdżek na kucyku, potem była już duża klacz. Dziś nasze wakacje są „w siodle”, jeżdżę ja, jeździ mąż. Jeżeli wybieramy Polskę, to zawsze takie miejsce, gdzie w pobliżu jest szkółka albo stadnina. A tych u nas nie brakuje i wciąż powstają nowe.
Ale nie tak łatwo jest założyć stadninę. To może być dochodowy biznes, tyle że na początek trzeba sporo zainwestować – zakup jednego konia to wydatek 25-30 tys. zł (rzecz jasna można zapłacić i więcej).
– Koń, na którym ludzie będą uczyć się jeździć musi mieć „dobrą głowę”, to określenie z języka jeździeckiego. Tak mówimy o koniu, który jest spokojny i cierpliwy, któremu nie przeszkadza zmiana jeźdźca. Koń, który lubi relacje z ludźmi i chce ich uczyć, wybacza błędy, ale też wymaga od jeźdźca. – tłumaczy Małgorzata Michalak.
Zwierzę, które będzie uczyć ludzi, musi lubić dotyk na całym ciele. Zanim jednak go wybierzemy i kupimy, trzeba najpierw zainwestować w sporą działkę (mimimum to hektar). Konie muszą mieć miejsce do wybiegania się i wypasu. Stajnia też nie może być mała (konie mają wrodzoną klaustrofobię), a żeby taką zbudować potrzebne będzie stosowne pozwolenie od gminy. Do tego magazyny na siano, słomę, paszę, akcesoria do pielęgnacji zwierząt (te sporo kosztują, bo mówimy chociażby o odpowiednich szczotkach). Żeby w ogóle pracować z koniem musimy kupić „rząd koński” – czaprak, popręg, puśliska, strzemię, kantar, uzdę, wodze, wędzidło. A do tego jeszcze wykwalifikowana instruktorów.
Jednak opieka nad tym zwierzęciem nie sprowadza się tylko do podania paszy czy czyszczenia.
– Najważniejsze jest dobro konia – uważa Małgorzata Michalak. – Ten koń będzie potrzebował więcej białka i tłuszczu, tamten wręcz przeciwnie. Kolejna rzecz to suplementy diety – trawa jest zazwyczaj uboga w selen, a konie bardzo potrzebują tego pierwiastka. Zwierzętom trzeba regularnie czyścić kopyta – kiedy ludziom wpadnie drobny kamyk do buta chodzenie z nim będzie bolesne; nie inaczej jest z końmi.
Raj dla konioluba
W stajni przy wspomnianym wcześniej Pałacu Mortęgi Hotel&SPA koni jest kilka – to Barbie i Prima, dwie zimnokrwiste klacze; Grantina i Makata, które są „profesorkami” i uczą ludzi jazdy konnej czyli pracują „pod siodłem”; mniejsza klacz Queen, nazywana Pusią; Saga i Safira, mama i córka; najmłodsza Penelopa i trzy kuce szetlandzkie, w tym Gabi, ukochana przez dzieci.
Mniejsze kuce w Mortęgach nie wożą ludzi, ale można z nimi spacerować, a jest gdzie. Pałac i towarzyszący mu kompleks (zabudowania folwarczne, młyn, powozownia – wybornie odrestaurowane) znajduje się na uboczu i to wielki atut. Kto nie chce uczyć się jeździć konno, może wybrać się do XIX-wiecznego parku urządzonego w stylu angielskim, odpocząć nad stawem i złowić tu karpia, którego przyrządzi pałacowa kuchnia.
Na gości koniolubnych czekają instruktorzy jazdy konnej (można też uczyć się skoków i ujeżdżania), ale też wyjazdy w mazurskie lasy i na bezdroża. Najmłodsze dzieci mogą korzystać z „oprowadzanek” na kucyku (tak zazwyczaj zaczyna się przygoda z końmi), starsze – uczyć się jazdy konnej na lonży. Wiosną i latem do dyspozycji koniolubów jest odkryta ujeżdżalnia, Mortęgi mają też krytą ujeżdżalnię (o wymiarach 34×48 m). Marzy się komuś przejażdżka bryczką? W Mortęgach i to jest możliwe – do dyspozycji jest bryczka reprezentacyjna na specjalne okazje, wagonetka i maratonówka.
Na koniach pojeździmy dziś wszędzie, wszystko zależy od tego, jaki krajobraz nam się podoba – mogą to być Sudety, Bieszczady, albo właśnie mazurskie łąki. Popularne są też obozy jeździeckie w Chorwacji, Hiszpanii, a dla tych, którzy szukają oryginalnych destynacji – ekspady na koniach w Kirgistanie.
Konie są wrażliwe na ludzkie emocje
Czy zwierzęta mają swoje prawa? Dyskusja o dobrostanie zwierząt toczy się od kilkudziesięciu lat, w jej trakcie przyjmowano rozmaite konwencje i rekomendacje ustanawiające standardy ochrony zwierząt. Nasze podejście do zwierząt jest dziś bardziej humanitarnie, zwierzę to nie rzecz. Za jego skrzywdzenie jest konkretny paragraf.
W pracy z końmi pojawił się trend “jeździectwo naturalne” (z anielskiego – “natural horsemanship”). To wspólna nazwa dla różnych metod szkolenia koni. Polegają one przede wszystkim na łagodnym podejściu do koni i rozumieniu psychologii tych zwierząt.
Zanim więc zakrzykniemy staropolskie „na koń”, przeczytajmy, co o koniach mają do powiedzenia naukowcy: „Konie, co udowodniono naukowo, są bardzo wrażliwe na ludzkie emocje, w szczególności te pozytywne (…). Są zdolne do cross-modalnego rozpoznawania ludzkiej radości, kojarzeniu radosnego głosu z odpowiednią ekspresją twarzy. Gdy słyszą radość wyrażaną przez człowieka – ich tętno spada i są bardziej zrelaksowane, niż podczas wyrażania przez człowieka gniewu. Reagują inaczej, gdy słyszą śmiech, niż gdy w głosie mówiącego słychać gniew. Dodatkowo konie są mniej czujne, gdy człowiek komunikuje raczej pozytywnie, niż negatywne, informacje emocjonalne (poprzez wyraz twarzy, postawę i wokalizację). Są w stanie rozpoznać ludzi ze zdjęć i dostosować swoje zachowanie do wyrazu ich twarzy. Wreszcie są w stanie wykryć nasz stan psychiczny tylko w wyniku obserwacji naszego zachowania” (całość można przeczytać na stronie ratujkonie.pl.
I naprawdę nie ma przesady w tym, że koniom puszcza się muzykę klasyczną. O takie ciekawostki można zapytać w stadninach, warto.
Facebook
RSS