Piękna, prawie doskonała. Z Igrzysk Paraolimpijskich w Londynie przywiozła kolejne medale. Lubi swój uśmiech, wolałaby mieć ciut mniejsze mięśnie. W czasie podróży na zawody nałogowo czyta książki i ogląda „Gotowe na wszystko”. A kiedy chce na chwilę zapomnieć o tenisie, biegnie nad morze
„Sportowiec musi być trochę wariatem”. W twoim przypadku też tak jest?
Natalia Partyka: Najlepszych sportowców od tych przeciętnych odróżnia to, że są troszkę „zafiksowani” na punkcie swojej dyscypliny. Za młodu więcej niż inni ćwiczą, więcej pracują, ciągle myślą o sporcie – w moim przypadku o tenisie stołowym.
W snach też grasz w tenisa?
Zdarza mi się (śmiech). Właściwie przytrafia mi się to co drugą drzemkę. I co tu dużo mówić… Normalne to chyba nie jest (śmiech). Nie można się uwolnić od sportu nawet w nocy, tak dobrze nie ma!
Gdyby nie tenis stołowy, to jaką dyscypliną chciałabyś się zajmować?
Właściwie, ciężko mi to sobie wyobrazić, ale wzięłabym się pewnie za jakiś sport indywidualny, bo do zespołowych chyba się nie nadaję. Owszem, umiem współpracować, ale wolę, kiedy wszystko jest w moich rękach i nie jestem uzależniona od innych osób.
Podobno lubisz wydawać pieniądze na książki, które czytasz potem w podróży. Co wzięłaś na pokład samolotu lecącego na Olimpiadę w Londynie?
Miałam ze sobą książkę, ale przyznam szczerze, że zamiast czytać, oglądałam seriale (śmiech). Nadrabiałam zaległości.
Jaki serial najbardziej lubisz?
Mój zdecydowany faworyt to „Grace Anatomy”, a od niedawna zaczęłam namiętnie oglądać „Gotowe na wszystko”.
Do której z bohaterek jesteś najbardziej podobna?
Do wszystkich czterech naraz (śmiech). Lubię mieć wszystko zaplanowane i jestem raczej odpowiedzialną osobą.
Najbardziej szalona rzecz, którą ostatnio zrobiłaś?
Ostatni rok był w moim przypadku stosunkowo nudny, ponieważ pracowałam nad tym, by dobrze wypaść w eliminacjach. Jak byłam mała, ciągle dyndałam na drzewach. Od siódmego roku życia zaczęłam trenować, więc nie miałam czasu na nic głupiego. Dzień miałam tak wypełniony treningami, że do głowy mi nie przyszło, żeby coś zbroić.
Zajmowanie się sportem „na poważnie” już od najmłodszych lat, pomaga rozwinąć dobre cechy czy wręcz przeciwnie – ogranicza i zabiera dzieciństwo?
Są plusy i minusy, jak we wszystkim. Chcąc być w czymś bardzo dobrym, trzeba zacząć wcześnie ćwiczyć – to podstawowa zasada w sporcie. Rzeczywiście jest tak, że sporo rzeczy umyka. Nie ma się co oszukiwać. Nieraz było tak, że po szkole miałam ochotę zobaczyć się z koleżanką, ale trzeba było iść na trening. Wtedy nie mogłam tego zrozumieć, ale, na szczęście, rodzice dbali o to, bym systematycznie ćwiczyła, a potem ta systematyczność weszła mi w krew. Na pewno ucierpiało moje życie towarzyskie. Przez sport straciłam sporo znajomości, a moimi przyjaciółmi siłą rzeczy stali się inni tenisiści, z którymi spędzałam najwięcej czasu na zgrupowaniach. Dosyć szybko musiałam nauczyć się samodzielności. Pojawiły się zwycięstwa, porażki. Na pewno dla mojego rozwoju był to plus.
Facebook
RSS