Obudź się! To nie dzieje się naprawdę! Cała drżę, odsłaniam zasłonę, by lepiej widzieć. Ufff, po co ten cały stres. Przecież to pora śniadania, każdy ma prawo do posiłku! Czy to moja wina, że najsmaczniejsze kąski znajdują się na drzewie obok mojego domku. Jeszcze raz szczypię się w policzek. Ok, nie zwariowałam. Nie tym razem! Patrzę i oczom nie wierzę, ale wiem, że nie śnię. Olbrzymi słoń stoi metr od mojego okna. De facto dzieli nas tylko moskitiera…
Spotkania pierwszego stopnia z dziką przyrodą od zawsze mnie fascynowały. Możliwość obcowania z afrykańskimi zwierzętami oraz obserwacja ich codziennych zwyczajów od razu wywołały dreszcz emocji. Jadę! Jadę na moje pierwsze safari! Nawet krwiożercze komary nie odbiorą mi radości z tego wyjazdu! Gdybym tylko wcześniej wiedziała, ile przygód czeka na mnie w ten weekend…
Komu w drogę, temu… słoń!
Park Narodowy Liwonde jest jednym z najliczniej odwiedzanych miejsc w Malawi. Chociaż to tylko 580 kilometrów kwadratowych, rezerwat jest jednym z najciekawszych punktów na mapie tego małego kraju. Łatwo tu dotrzeć, nie można go przeoczyć. Park mieści się około 160 km na północ od Blantyre i 6 godzin jazdy od Lilongwe, stolicy kraju. Przyciąga on wszystkich miłośników przygód i przyrody! Jego idealne położenie, przy ujściu rzeki, sprawia, że możemy liczyć na różne atrakcje m.in. safari oglądane z łodzi, pieszo lub to z pokładu auta z napędem 4×4.
Decydujemy się na jedną z najlepszych opcji. Będziemy nocować w samym sercu parku. Każdemu w ciemno polecam zakwaterowanie w Mvuu Lodge lub bardziej budżetowym Mvuu Camp (ciekawostka: mvuu w lokalnym języku Chichewa oznacza „hipopotam”). Wjazd do parku (zarówno dla samochodów jak i łódek) znajduje się w Liwonde, miejscowości u podnóży parku.
W parku mieszka wiele dzikich zwierząt m.in. liczne stada słoni, bawołów, antylop, hien czy lampartów. Natomiast szeroka, majestatyczna rzeka jest domem dla mnóstwa ryb, hipopotamów i krokodyli. Miłośnicy ptaków również odnajdą się w tym parku, ponieważ to tutaj mieszka ponad 400 gatunków tego rodzaju zwierząt. Wszystkie (ale to wszystkie!) wymienione zwierzęta chciałabym spotkać podczas tego wyjazdu!
W ostatniej chwili udaje nam się wjechać do parku! Jeszcze pół godziny i jego bramy będą zamknięte dla wszystkich pojazdów. Po zmroku, tylko pracownicy rezerwatu mają prawo wjazdu. Ktokolwiek się spóźnił, zostanie odprawiony z kwitkiem. Przy wjeździe strażnik zwraca uwagę abyśmy pod żadnym pozorem nie zatrzymywali się po drodze. Lepiej dla nas, abyśmy dotarli jak najszybciej na kemping. Jak wiadomo, ze względu na upał, wszystkie drapieżniki aktywne są bardzo wcześnie rano lub tuż po zmroku.
Jestem jak zaczarowana. Droga, najpierw wiedzie przez las, by zaraz potem prowadzić nas jego skrajem. Z jednej strony rozległa rzeka, polany ze stadami antylop, z drugiej wysoka dżungla. Zachód słońca jest spektakularny! Nie mogę uwierzyć w to co widzę. Jedziemy płynnie, ale wolno. Wszyscy milczymy. Tylko dźwięk natury, cichy warkot silnika i my. Słońce zaczyna chować się za horyzontem, a my mamy jeszcze kawałek drogi. To właśnie wtedy dostrzegamy słonie. Wielkie stado przecina naszą drogę. STOP! W ostatniej chwili, resztki zdrowego rozsądku nakazują nam zatrzymać się w miejscu. W takiej sytuacji należy się zahamować, ale nie wolno gasić silnika! Ponieważ jesteśmy tu gośćmi, obcujemy z dziką naturą, nikt nie wie jak na nasz widok zareagują słonie. Olbrzymy mają nas jednak w nosie. Nawet nie popatrzyły w naszym kierunku. A były tak blisko…
To tylko sen?!
Na miejsce docieramy po zmroku. Już czeka na nas kolacja! Nasze chatki są gotowe! Jeszcze tylko kilka formalności i będziemy cieszyć się pięknym wieczorem. Jakież jest nasze zaskoczenie, kiedy dowiadujemy się o małym występie lokalnej grupy tanecznej. Szamani, tancerze, ognisko, a może zmęczenie podróżą… To wszystko sprawia że wieczór robi się bardzo magiczny. Mam jednak wrażenie, że w buszu, tuż obok czai się więcej zwierząt nim nam się wydaje. Rozglądam się, ale nic nie dostrzegam. Ponownie strażnicy odprowadzają nas do domków. Światła gasną, generatory zostały już wyłączone. Czas na relaks.
Obudź się! To nie dzieje się naprawdę! Cała drżę, odsłaniam zasłonę, by lepiej widzieć. Ufff, po co ten cały stres. Przecież to pora śniadania, każdy ma prawo do posiłku! Czy to moja wina, iż najsmaczniejsze kąski znajdują się na drzewie obok mojego domku. Jeszcze raz szczypię się w policzek. Ok, nie zwariowałam. Nie tym razem! Patrzę i oczom nie wierzę, ale wiem, że nie śnię. Olbrzymi słoń stoi metr od mojego okna. De facto dzieli nas tylko moskitiera. Mija kolejnych 10 minut, a temu panu nigdzie się nie spieszy. Jak przez mgłę przypominam sobie słowa recepcjonistki – po zmroku, bez strażnika pod żadnym pozorem nie można opuszczać zakwaterowania. Jeśli czegoś potrzebujemy, należy kogoś zawołać. Do tego są gwizdki przy każdym wejściu do domku. Nie, to nie żart, kemping nie jest ogrodzony. Jesteśmy w parku, jesteśmy częścią parku. Wezmę zimny prysznic, słoń na pewno zniknie.
Z kamerą wśród krokodyli…
Kupa! Wielka, ogromna świeża kupa! To i połamane gałęzie stanowią dowód porannej wizyty. Strażnik się z nas śmieje. Jest piękny poranek, a my chowamy się za jego plecami niedawno poznanego mężczyzny. Za chwile ruszamy łódką na spotkanie z krokodylem. Pierwszy raz bezpieczniej czuję się na łódce niż na lądzie. Ależ tu pięknie. Chwila! Wytężam wzrok… ktoś na mnie patrzy. Ktoś mnie obserwuje. Zatrzymujemy się, ponieważ przed nami plaża krokodyli. Moje serce przepełnia strach. Ok, ok, jestem na łódce. Ale czy nie miało tu być bezpieczniej. Nie, jeszcze tego brakowało! Metr od wyspy wielki hipopotam wynurza głowę… Tyle wrażeń, a to dopiero pierwszy dzień naszego pobytu. Czy aby na pewno jestem na to gotowa?
Chyba jednak wolę wszystkie małpy z mojego ogrodu. Jakoś bezpieczniej się czuję w ich towarzystwie…
Tekst i zdjęcia: Justyna Szczurek
Garść informacji, kilka ciekawostek
Krokodyle – duże zielone i drapieżne! Niby gady ale najbliżsi krewni ptaków. Gatunek liczący sobie 83,5 mln lat (pojawiły się w późnej kredzie). Pływają, spacerują ale i galopują. Samotnicy, pilnie strzegą swego terytorium! Współpraca (sporadyczna) – najczęściej w pozyskiwaniu zdobyczy czy prokreacji. Podczas rozrodu dominujący samiec stara się uzyskać wyłączny dostęp do gotowych do zapłodnienia samic. Samice składają jaja w zagłębieniach, przykrywanych następnie kopcem. O dziwo, w przeciwieństwie do większości gadów występuje opieka nad potomstwem! O dziwo!
Słonie – największe zwierzęta lądowe. Spokrewnione samice i młode słonie żyją w stadzie. Jak zawsze, rządzi najstarsza! Jak w życiu, młode samce przeganiane są ze stada, kiedy tylko osiągną dojrzałość płciową. Tworzą grupy kawalerów, ci starsi preferują samotny tryb życia, dostęp do stada mają tylko przez krótki czas, kiedy samica znajduje się w okresie rui. Słonie nie tylko chętnie piją wodę, ale również uwielbiają się kąpać. Prawie jak każdy z nas, najlepiej każdego wieczoru. Po kąpieli obowiązkowy prysznic piaskowy. Powstała w ten sposób warstwa kurzu i błota pomaga im chronić się przed atakami gryzących owadów. Cóż, co kto lubi!
Hipopotamy – aktywne nocą, urocze olbrzymy. Zazwyczaj roślinożerne! Przebywają w stadach składających się z dominującego samca i podlegających mu samic w liczbie od 10 do 40 osobników. Mały harem! Samce bronią i przewodzą terytorium obejmujące pewien odcinek rzeki i na nim gromadzą swój harem. Anielski wygląd niech was nie zmyli!!! Hipopotamy są jednymi z najbardziej niebezpiecznych i agresywnych ssaków. Należy trzymać dystans!
***
Justyna Szczurek – rodowita Krakowianka, włóczykij, który jest ciągle w biegu i planuje kolejne wyprawy. Nie wyobraża sobie życia bez walizki, dobrej książki, aparatu, pisania i jedzenia. Nieustannie fotografuje otaczający ją świat i przelewa na papier wszystko to, czego doświadcza podczas podróży. Instynkt podróżnika ponownie zaprowadził ją na inny koniec globu, tym razem do Meksyku, gdzie mieszka i pracuje. Co ją do tego pchnęło – ciekawość, miłość do TACOS i Mariachi czy może praca? Ciągle szuka odpowiedzi. Jaki jest jej przepis na życie? Szczypta szaleństwa, intuicja, upór godny największego osła, wielki uśmiech i pozytywne myśli – tylko tyle i aż tyle.
Facebook
RSS