Sukces jest Kobietą: Bieg na 6 łap w lutym skończy 5 lat. Gdy spojrzy Pani w przeszłość, jest Pani w stanie policzyć, ile psów skorzystało dzięki temu projektowi? A może ilu ludzi?
Monika Dąbrowska: Przyznam szczerze, że nigdy nie liczyłam zaadoptowanych psiaczków, natomiast po pojedynczych biegach rekord to sześć adopcji. I to adopcji, które trwają do dziś, czyli nie były pod wpływem emocji, a wywiad dyrekcji schroniska z tymi osobami był na tyle pogłębiony, że do dziś mają pod swoją opieką te futerka. U nas w Olsztynie zasadą jest, że po biegu najwięcej domów znajdują koty.
Koty?
Biegacze to tłumaczą tak, że gdyby mogli zaadoptować psa, to by go już mieli i nie przyjeżdżaliby na biegi. Ale kiedy pojawiają się w schronisku, to kolejka jest tak długa, że musimy im wypełnić czas. Robimy to w ten sposób, że zapraszamy ich do Kotułka, gdzie żyją koty. Oni przychodzą, koty wskakują im na kolana, miziają, domagają się pieszczot, a po wszystkim ludzie wychodzą zaskoczeni, że koty są tak przyjaznymi stworzeniami. Więc, choć bieg odbywa się z psami, to ma też wartość dodaną dla kotów.
To, co najbardziej widać, to jest frekwencja w schronisku. Olsztyńskie schronisko podsumowało w tym roku, ile osób odwiedziło azyl i wyszło ponad 10 800 osób. I to tylko tych, którzy umówili się wcześniej na wizytę lub wpisali na listę. A przecież gdy przyjeżdża paczka znajomych, to na listę wpisuje się jedna osoba, nie wszystkie. Mówimy o miejscu na obrzeżach, z utrudnionym dojazdem, a w dużym mieście ludzie mają przecież wiele innych atrakcji. Okazuje się, że przez propagowanie Biegu, pokazywanie zdjęć psiuniek, przyciąga się tych ludzi.
Wróćmy do początku. Pamięta Pani pierwszy bieg, gdy narodził się pomysł?
Miała to być akcja, którą ja chciałam robić dla siebie i pokazywać innym, poprzez treningi z psami, że też tak mogą. To miały być spotkania indywidualne dla każdego, kto ma czas. Początki były takie, że biegałam sama. Później znajomi się podpytali, czy nie mogłabym ich zabrać, skoro jadę do schroniska. Zaczęliśmy biegać w 4-5 osób, później już w 7-10. Aż pewnego dnia napisała do mnie na facebooku pani z serdeczną prośbą. Że jest onieśmielona schroniskiem, że nie zna trasy, że boi się, że może się zgubić. Spytała, czy mogłabym zorganizować bieg grupowy, a nie tylko nagłaśniać te indywidualne. Przemyślałam to i stwierdziłam, że to może być rzeczywiście dobry pomysł. Skoro jest jedna osoba, która miała chęć, ale była skrępowana, to są zapewne inne osoby, którym brakuje śmiałości. Zrobiłam więc pierwszy grupowy bieg.
Ile osób się pojawiło?
Było góra 15 osób. Bieg wyglądał tak, że pierwsza osoba czekała na osobę piętnastą, aż ta otrzyma swojego pieska. Później biegliśmy wszyscy razem. Czyli piętnastu „sześciołapnych biegaczy” w rządku. Pod aparat to wyglądało super, ale jak nagle zaczęło przyjeżdżać po 50 czy 60 osób, a ostatnio mieliśmy nawet 250 osób, to oczywiście nie możemy tego tak robić, bo pierwsze psy szybko robią się zniecierpliwione i nie mogą czekać na resztę. Teraz akcja wygląda w ten sposób, że ja oznaczam trasę w pełni biegową, osobno oznaczam spacerową, a na wiosnę też trasę do kąpieli. Każdy, kto otrzyma psa, może spokojnie ruszać w trasę. Czyli zaczęło się ode mnie i psiuni, potem znajomych, pierwszej grupy, a dziś dochodzimy do 250 osób.
Skoro pojawia się 250 osób, to czy jakiś pies zostaje w ogóle w boksie?
O nie, nie ma żadnego! W schronisku są psy biegowe i spacerowe, o czym decyduje kondycja, stan zdrowia i temperament psiuni. Wiadomo, że husky biega, ale starszy psiak ze schorowanymi stawami idzie na delikatny spacerek. Więc kiedy w kolejce pojawia się 60 osób, to trzeba czasami czekać aż pies wróci, zregeneruje się i dyrektor schroniska da znak, że jest gotowy na ponowny trening. Niektórzy czekają godzinę, a inni od razu umawiają się, że skoro schronisko jest otwarte od 10:00, to oni przyjadą w południe, bo wtedy mają największą szansę, że psiunia wróci, odpocznie i będzie gotowa do kolejnej aktywności. Staram się znaleźć im jakieś atrakcje, żeby znudzeni nie poszli do domów. Więc zapraszam do Kotułka, niech pobawią się z kotami, albo organizujemy posiłki, na przykład ciacho czy jakąś zupkę. Jak ktoś czeka, to podchodzę, częstuję, zachęcam do wzajemnego poznania się. Dzięki temu mamy świetną integrację, a z niej wynikają wspaniałe pomysły. Wszystkie poboczne idee, które powstały przy Biegu na 6 Łap, wzięły się właśnie z tego, że ktoś przyjechał, zaufał i wpadł na kolejny pomysł.
Może Pani wymienić te pomysły?
Tak powstał Muzyczny Bieg na 6 Łap, gdzie właściciel lokalu mówi: „Monika, byłem w schronisku, widzę to, co robisz. Zwolnił mi się lokal za dwa tygodnie, oddaję go w Twoje ręce. Rób co chcesz, byle dla zwierzaków”. Ja mam dwa tygodnie na znalezienie muzyków, którzy zagrają za darmo, a ludzie jako bilet wstępu przynoszą karmę dla psiaka czy kociaka, ewentualnie akcesoria dla schroniska. Ten konkretny pomysł wdrażamy już od dwóch lat i udało się zebrać 700-800 kilogramów dobrej jakościowo karmy i to wszystko ma sens.
Albo zbiórka makulatury. Przyjechała pani, która biegała w schronisku, a jest bardzo proekologiczna. Mówi, że zbliża się koniec roku szkolnego i zamiast wyrzucać zeszyty czy podręczniki uczniowie i studenci mogą je przekazać nam i możemy to zamienić na jedzenie dla schroniska. Więc ja piszę do marszałka, on się zgadza, robimy zbiórkę pod urzędem marszałkowskim. Okazuje się, że zjeżdżają się ludzie z całego województwa. Mało tego, co było zaskoczeniem, podjeżdża stara karetka pogotowia. Nie wiedzieliśmy, co się stało, a tu w szpitalu wyjęli z auta sprzęt, zebrali całą makulaturę i przywieźli. Tak samo sklepy Społem, panie z urzędu poznosiły prenumerowane czasopisma – wszyscy. 5 ton makulatury nazbieraliśmy.
I co z tymi tonami makulatury?
Układ jest taki, że ja nie chcę, by jakikolwiek pieniądz przechodził przez moje ręce, bo tak bardzo łatwo skrzywdzić akcję. Dlatego poprosiłam, żeby firma skupująca od nas makulaturę od razu zrobiła przelew na konto schroniska, a w schronisku najlepiej wiedzą, na co w danej chwili potrzeba pieniędzy. Może się okazać, że potrzebne są wkłady dla starszych psiaków, a dzięki takim środkom można bieżące potrzeby tego rodzaju zabezpieczać.
Muzyka, makulatura – to wszystko?
Była taka pani, której opowiadałam, że bardzo bym chciała z psami ze schroniska jechać do szpitala. Ale wiadomo, że tam są dzieci chore, a psy to bakterie. A okazało się, że ta pani pracuje w firmie wpierającej szpital psychiatryczny dla dzieci. Mówi do mnie: „umawiam panią na spotkanie z dyrektorem szpitala i tylko od pani zależy, czy dyrektor się zgodzi”. Dwa miesiące później byliśmy już z psami u dzieci w wieku 7-17 lat i patrzyliśmy, jak dzieci na co dzień poblokowane i nieufne, okaleczone psychicznie i fizycznie, otwierały się przed tymi pieskami. Psa nie interesuje bagaż doświadczeń, tylko wbiega na kolana, liże po twarzy i człowiek jest już kupiony.
My, dorośli ludzie, w szpitalu się jeszcze trzymaliśmy. Ale po wyjściu kolega stwierdził od razu, że idzie się napić, ja zaczęłam płakać – na szczęście już koleżance w samochodzie. Proszę sobie wyobrazić ośmiolatka z bliznami na rękach, bo próbował sobie odebrać życie, żeby rodzice się nie rozwodzili. On spotyka się z psem, który też ma swoje przejścia i te dwa odległe bieguny spotykają się, tworząc coś dobrego i pięknego.
I wszystko dzięki tym spotkaniom w schronisku?
Tak, ktoś dostrzega potrzebę albo możliwość i to realizujemy. Dlatego mamy już Bieg Muzyczny, Bieg Junior, nawet zimą morsujemy za karmę. Udało mi się dzięki temu doświadczyć niesamowitych wydarzeń i poznać wspaniałych, zwariowanych ludzi. To jest najzwyczajniej mega fajne!
Projekt niby dla zwierząt, ale tak naprawdę sporo mówi o społeczeństwie i pomaga zmienić pogląd o ludziach, którzy nas otaczają.
Podam panu nawet przykład. Do schroniska przyjeżdżają osadzeni. Ja za każdym razem proszę, że kto może, to niech weźmie jakieś ciasto czy inny poczęstunek. Jeden z osadzonych po biegu przyszedł i powiedział, że od lat tak dobrego ciasta nie jadł. Wiadomo, w areszcie nie mają, a tutaj tak mu posmakowało, że jeszcze przyszedł i skomplementował. Proszę sobie wyobrazić, że przed kolejnym biegiem autorka tego ciasta napisała do mnie, czy będzie ten osadzony, bo jeśli tak, to ona chętnie to samo ciasto upiecze.
Wspaniałe!
Ci panowie osadzeni w ramach swojej resocjalizacji robią też dyplomy dla uczestników Biegu na 6 Łap. Ja im piszę tylko tekst, żeby nie czuli się skrępowani, że zdarzy się jakiś błąd ortograficzny czy interpunkcyjny, bo jak będzie, to moja wina. A oni odpowiadają za część artystyczną. I, proszę sobie wyobrazić, miałam dorosłych ludzi po 50 lat, którzy prosili, żebym wymieniła ich dyplom wydrukowany na ten przygotowany przez osadzonego, bo dla nich to ma większą wartość.
Na co dzień pracuję w urzędzie i proszę mi wierzyć, że gdybym miała patrzeć na świat przez pryzmat tego, jak są odbierani urzędnicy albo jak wyglądają interakcje w ramach urzędu… o Boże, to bym chyba zwiędła! A przez Bieg odkrywam, że w pracy mamy tylko swoje role i przy odpowiedniej okazji możemy ściągnąć maski i jesteśmy pełni dobroci, empatii i wrażliwości. Trzeba tylko bezpiecznych warunków, żebyśmy mieli pewność, że ktoś tego nie wykorzysta.
No właśnie, mówi Pani o bezpiecznych warunkach. W jaki sposób przekonać osobę z zewnątrz, że schronisko to jest miejsce, które można i warto odwiedzić?
To jest rzeczywiście spore wyzwanie. O tym wspominała Pani Karolina, ta od pierwszego biegu grupowego. Zdarzało się nawet, że ktoś mówił mi wprost, że boi się przyjść do schroniska, bo tam psy śmierdzą. Dlatego właśnie my zaczęliśmy jeździć z tymi psami na zawody zewnętrzne typu city trail. Tam są rasowi sportowcy. My przyjeżdżamy, biegniemy sobie na końcu, by nie blokować tych walczących o dobry czas albo nie stresować tych, którzy boją się psów. Ale później stoimy, ludzie podchodzą i pytają, skąd są te wspaniałe psy. Słyszą, że ze schroniska i robią wielkie oczy. Wielu ma taki obraz, że w schronisku są psy stare, chore, niewydolne, po traumatycznych przejściach, atakujące ludzi, a tu okazuje się, że to jest cudowna psiunia, która do każdego skacze i chce się bawić. Więc to jest prawdziwa praca u podstaw, otwieranie oczu na to, że to są wspaniałe zwierzęta, które niejednokrotnie trafiają tam przez wygodę ludzką.
Więc teraz wypada spytać, czy Pani dom to prawdziwy zwierzyniec?
Nie, przeciwnie. Zaczęłam biegać, ponieważ tęskniłam za zwierzętami. Wracałam do domu, w którym nie było futrzastego kumpla. Wiadomo, że człowiek po jakimś czasie ma drugiego dość i mówi „przestań gadać”. A zwierzak potrzebuje uwagi i do tego trochę zabawy. Więc pojechałam do schroniska i tak się przekonałam do kotów, że mam ich dwa. Zwierzyniec jest więc najwyżej taki, że są roztocza, muchy, dwa koty i ja. Ale za to znam wszystkie psy w bloku, chociaż nie wszystkich właścicieli.
Pani zna wszystkie psy, a osoba chcąca po raz pierwszy uczestniczyć w Biegu na 6 Łap – nie. Jak ją przekonać i o czym musi pamiętać?
Tak, my znamy wszystkie psy i do biegów wyznaczane są tylko te, które są na to gotowe. Każdy, kto przychodzi na Bn6Ł, dostaje od nas przysmaki, bo wiadomo, że droga do serca psiaka prowadzi przez żołądek. Jeśli ktoś ma wątpliwości, może zadać pytanie na miejscu lub na stronie wydarzenia na facebooku. Tam umieszczam zresztą zasady BHP takiego biegu, bo wiadomo, że nawet pies przekonany do biegacza może nie tolerować towarzystwa innych zwierząt. Trzeba powiedzieć jasno, że biegacz musi być odpowiedzialny i za siebie, i za psa. A do tego trzeba też myśleć za ludzi, których mija się na trasie, bo nigdy nie wiadomo, czy smycz się nie zerwie albo pies nie zdejmie obroży. Ale zawsze informujemy ludzi, co robić w konkretnych sytuacjach i wychodzimy temu naprzeciw. Przez te – prawie – pięć lat nie mieliśmy sytuacji tego typu, co najwyżej ludzie zmieniali się na trasie, bo ktoś dostał za szybkiego psa, a kto inny troszkę zbyt wolnego.
Czyli to dobra okazja, żeby poznać psa, a dopiero potem myśleć o adopcji.
Dokładnie! Plus Biegu jest taki, że nie ma presji. Kiedy człowiek przychodzi do schroniska, to wchodzi do biura, wyraża swoją intencję i już czuje się w obowiązku, żeby jakiegoś pieska wybrać, nawet jeśli niekoniecznie jest przekonany. Nie każdy jest na tyle asertywny, by przyznać się, że może nie podołać od razu. A podczas Biegu tego nie ma. Pojawia się, spędza z psem trochę czasu, za tydzień przyjeżdża z partnerem, dwa tygodnie później z całą rodziną i po jakimś czasie są gotowi go wziąć. Dla mnie to jest plus, ponieważ wiem po sobie, że gdybym przyjechała i zaangażowała pracowników, to źle bym się czuła, gdybym nie dała żadnemu zwierzakowi domu. Jest też dodatkowa wartość Biegu, ponieważ ktoś przyjeżdża, nasi fotografowie robią mu zdjęcie z psem, on umieszcza je na facebooku lub ja go oznaczam w galerii z biegu. Jego znajomi to widzą i widzą jednocześnie, że on jest w tym schronisku, że można tam przyjść i kolejni ludzie się pojawiają.
No właśnie, Bieg na 6 Łap rozszedł się nie tylko po Olsztynie, ale i po Polsce. Na liście jest już prawie 40 miast, w których się odbywa. Jak to się dzieje?
Dzięki uprzejmości takich ludzi jak Państwo i dzięki zainteresowaniu nowych osób, pomysł na Bieg na 6 Łap dociera do nowych społeczności i ludzie piszą do mnie, jak to zrobić u siebie. Ja wtedy tylko mówię, jaki jest jeden podstawowy warunek: Bieg na 6 Łap nie może się odbywać odpłatnie. W jednej z miejscowości organizatorzy pobrali sobie nazwę bez mojej wiedzy i okazało się, że wpisowe wynosiło około 90 złotych. Znam biegaczy stamtąd, oni to zbojkotowali. Organizator miał jak najlepsze, w pełni szczere intencje, ale jeśli nie ma kontroli nad wydatkami, to nie można sobie pozwolić, by ktokolwiek robił coś z gotówką. Dlatego ludzie dzwonią, piszą, pytają o warunki. Ja muszę wiedzieć, kto jest koordynatorem w danym miejscu i nie po to, by go potem rozliczać czy kontrolować. Chodzi o to, że dzwoni na przykład ktoś z Wrocławia, więc ja odsyłam go do koordynatora na miejscu.
I wszędzie Bieg na 6 Łap wygląda tak samo?
Zdecydowanie nie. Są miejscowości, gdzie bieg odbywa się tylko indywidualnie. Mamy jedną miejscowość, gdzie dyrektor schroniska zgodziła się tylko na 30 uczestników, bo na tyle pozwalają moce przerobowe i warunki schroniska. A i tak udało się ją przekonać dopiero po interwencji samych biegaczy, którzy dzwonili do mnie z prośbą o pomoc w organizacji. Ja dzwoniłam, kobieta przemyślała, skonsultowała to ze schroniskiem w Olsztynie, by sprawdzić, na ile to może być uciążliwe dla codziennego funkcjonowania ośrodka. Najpierw zgodziła się udostępniać 5 psów. Dziś, po trzech latach, biega ich 30.
Czyli pomysł rozchodzi się sam, wirusowo?
Nie mam stowarzyszenia ani budżetu na reklamę, więc to zależy od ludzi – ktoś gdzieś się dowiedział i to robi. Ktoś ostatnio nominował mnie w konkursie Optymista Roku, w którym żeby oddać głos, trzeba było wysłać SMS za 3 złote. A przecież 3 złote to jest saszetka karmy. Są takie osoby, prowadzące domy tymczasowe, które odkładają pieniądze, żeby sfinansować wyżywienie i opiekę zdrowotną dla zwierząt. Ja mam im powiedzieć, żeby głosowali na mnie i łechtali moje ego? Nie miałabym serca. Więc automatycznie nie mam środków na promocję. Ale marketing szeptany działa, właśnie napisały do mnie dwie kolejne osoby i zobaczymy, czy podejmą się organizacji.
A czy, po tych prawie 5 latach, ma Pani w głowie jakiś cel końcowy?
W tej chwili są trzy takie pomysły, przez które spać po nocach nie mogę, że tak powiem, z lekkiej ekscytacji. Cel nadrzędny jest taki, żeby akcja nie upadła. Kiedy zaczynałam, pani z gazety lokalnej się dowiedziała, rozmawiała z dyrektor schroniska i podsumowała artykuł w tym stylu: „kolejna ciekawa inicjatywa, ale jeszcze ciekawsze, ile ona potrwa, czy za pół roku ktoś będzie o niej pamiętał”. Więc ja mówię: rzuciła mi kobieta wyzwanie! Chcę, żeby to trwało jak najdłużej i ambicją jest, by jak najszersze grono ludzi w to wciągnąć, zwłaszcza tych wykluczonych społecznie. Mamy już dzieci z domów dziecka, mamy osadzonych. Na ostatnim Biegu osoby z autyzmem przygotowywały prace artystyczne jako załączniki do dyplomu dla dzieci. Ja wręczałam dziecku dyplom i pracę, a rodzice dostawali zadanie domowe, by opowiedzieć dzieciom o autyzmie.
Teraz mam jeszcze w głowie teatr z Biegiem na 6 Łap i chodzą mi też pod głowie podcasty, ale muszę się jeszcze za to zabrać. Myśli we mnie dojrzewają, nie wiem kiedy będą ich efekty. Ale cieszę się, że mam energię, żeby to jeszcze wdrażać i że mam wokół siebie ludzi, dzięki którym się chce. Każde nowe doświadczenie to jest jakiś kapitał społeczny, z którego coś dobrego można wziąć.
Rozmawiał Michał Karaś
Znajdź Bieg na 6 Łap w swojej okolicy: