Moje Oscarowe opinie 2020
Czy wiecie, że kiedyś, przez jakieś mniej więcej 10 albo i 37 miesięcy życia marzyłam (na początku studiów to było), by zostać krytykiem (słowa 'krytyczka’ wtedy, kiedy zaczynałam o tym marzyć, jeszcze nie było w powszechnej świadomości) filmowym? Mhm. Później poczytałam trochę i więcej recenzji oraz obejrzałam jakiś prawie milion filmów i uznałam, że lepiej może jednak kiedyś w życiu zrobię jakiś film, bo to o wiele większą frajdą jest No i oceniać coś, czego się nigdy nie robiło? Niby nie znam się, to się wypowiem, ale jednak, kino to należy szanować, ono daje nam nieograniczone pole do marzeń i ich ekranizacji (coache nazywają to wizualizacją chyba ;p).
Zanim jednak zrobię swój film (no chyba, że ktoś z Państwa tu obecnych ma wolne jakieś 50 mln $, to zapraszam na priv i działamy), to chcę się z Wami podzielić tym, co jest jedną z rzeczy, którą kocham w moim życiu najbardziej, czyli zachwytami filmowymi (nie w żadnym porządku alfabetycznym, czy nominacyjnym, bo zabrakło bym mi facebooka), co czynię w każdy przedoscarowy wieczór. I oburzeniami (zresztą, ja nawet jak się oburzam, to się trochę zachwycam), a że krytyczką nie jestem, to mogę się nawet na zachwyty bez sensu oburzać, czy oburzeniami bez sensu zachwycać Czyli Oscary 2020, show must go on i tak, będzie tu bardzo dużo słów, jak co roku, plus opinie całkowicie subiektywne, więc ostrzegam, żeby nie było pretensji i here we go
Once Upon a Time… In Hollywood
No tu się obiektywnej krytyki nie spodziewajcie
To jest proszę Państwa taki film, gdzie widz jest totalnie robiony w… bambuko. Kilka razy. Kilka cudownie pięknych razy. I tak sobie siedzisz w kinie i myślisz: „aaa, i teraz to będzie boooom”. I… No właśnie nie jest. Tu mnie QT przywołał do porządku, że przecież on ciągle tworzy, bawi się kinem, kocha je, zwłaszcza złotą erę Hollywood, na której się wychował, jak nikt inny i robi to znakomicie! On może w kinie wszystko i za te małe (gigantyczne) niuanse w tym filmie dziękuję, bo to piękno dla oczu. I duszy zakochanej w kinie po uszy. No i odkryłam, że Brad Pitt mi się obecnie podoba. Ale to może i dlatego, że oceniam aktorów przez jakość granych postaci (kto nie, niech pierwszy rzuci kamieniem), a jego postać w tym filmie to murowany Oscar, inaczej być nie może! Przecież scena karmienia psa przed atakiem 'mansoniątek’ to jest zdjęciowe, montażowe, aktorskie, psie i w ogóle mistrzostwo świata! No i Leoś, który tak ślicznie tu gra, że dawno tak nie grał. I genialna rólka Margott Robbie z niebywale cudowną sceną, kiedy ogląda siebie w kinie. Mogę tak w nieskończoność. Love U Q. po raz kolejny za to arcydziełko. A ciut obiektywnie, to uważam, że Oscar dla Brada murowany, nie może inaczej być, Leo też bym dała, ale dostanie Joaquin, Quentin za scenariusz. Gdyby dostał za film, to pomimo, że będzie to jakaś 6 rano, to otwieram szampana i dezerteruję jutro z pracy (niestety tak naprawdę to nie mogę, ale pomarzyć pięknie jest ;))
Jojo Rabbit
I to jest coś niesamowicie dobrego w kinie w tegorocznym rozdaniu Oscarów. I Jojo i 'Hitler’, i boski Sam Rockwell, i „ok, Kids, let’s go and burn some books, yeeey”! Taka niezwykłość nieoczywista, bo rzecz jasna, ani to nie komedia, ani film, gdzie Hitler jest fajny. Nie jest to obraz genialny co prawda, ale zachwycać może i mnie zachwycił. Scarlett dałabym Oscara, gdyby nie fantastyczna Laura Dern.
Le Mans ’66
Czyli potyczka Forda z Ferrari w wykonaniu genialnego tutaj Christiana Bale’a i Matta Damona (prawie równie genialnego, co Bale). To fantastyczny film kumpelski, samochody robią głośne brum brum, kurz się kurzy, opony piszczą, smutni panowie w garniturach próbują zepsuć kumpelstwo głównych bohaterów, na szczęście wszystko kończy się dobrze. Przyjemność z oglądania duża.
Parasite
Bardziej łopatologicznie o nierówności i niesprawiedliwości świata już się nie dało. A jednocześnie bardziej groteskowo. Niezwykle mi się ta historia podobała, lubię takie prowadzenie akcji od czapy. Fabułę znacie, bo ten film snobistycznie trzeba lubić, więc sobie daruję
Na szczęście, w przeciwieństwie do koszmarnie nudnej 'Romy’ z ubiegłego roku, za ten szczerze mogę trzymać kciuki, choć wątpię w główną wygraną. Wiadomo, jak to mówią Amerykanie 'it’s all because of subtitles’. Zgadzam się, szanownej Akademii na pewno w większości się ich nie chciało czytać
Za to Oscar za film nieanglojęzyczny murowany! Co, niestety, nie daje dużych szans na nagrodę dla naszego, dobrego, 'Bożego Ciała’.
Joker
Reżyserska i trochę też scenariuszowa wydmuszka, za to z koncertową rolą Joaquina Phoenixa. Bo to on i tylko on robi ten film.
Trochę nudno, jeśli jakaś kategoria jest takim pewniakiem jak najlepsza wiodąca rola męska w tym roku, ale taką nudę mogę znieść ostatecznie
Bo to cudne jest, co robi Joaquin przed kamerą. A sam film, no nie.
Historia małżeńska
Film bardzo dobry z genialną rolą Scarlett Johanson (której życzyłabym nagrody, gdyby, again, nie ta powalająca Renee Zellweger w podobnie jak 'Joker’ średnim filmie 'Judy’) i świetnym moim ulubieńcem od kilku lat Adamem Driverem. I boską Laurą Dern. Oh, jaka ona jest tu świetna! I za nią trzymam kciuki, bo aktorka wspierająca z niej pierwszorzędna! Dwóch Papieży – dwóch świetnych aktorów i historie kościelne. Bardzo porządne dialogi, temat intrygujący. Ogólnie poprawny obraz, ale fajerwerków niestety brak. Nie poszło to jakoś Netflixowi. 1917 – no jest to taki film z tezą i pięknym wykonaniem. O złej I wojnie światowej. Zdjęcia, słodki Jeżu, genialne, prowadzenie kamery – supcio. Kostiumy, scenografia – mistrzostwo! No i co z tego? No nic to, Panie, nic właśnie. Nie zachwyca, ba, nawet nie przekonuje, bo nie ma czym poza formą, a w tym przypadku to dla mnie zdecydowanie za mało! Irlandczyk – wiele zachwytów o nic… Oto bowiem banda białych heteroseksualnych, ledwie sprawnych już starców zrobiła film o wszystkim, co już było i pręży się, jakby to miało być dzieło życia wszystkich biorących udział. I nawet byłoby to ok, bo przecież każdy z nas z odrobiną szczęścia bądź nieszczęścia starcem lub starczynią będzie, a gangsterka zawsze się dobrze w kinie ogląda, gdyby nie fakt, że blisko 80latkowie udają tam 30latków. Na poważnie. Tylko z wyprasowanymi twarzami. Groteska. I nie że pozytywna w kontekście np. teatru z Krakowa. Nope. A nominacja dla Scorsese za reżyserię przy braku tejże choćby dla Grety Gerwig za Małe Kobietki, to zwyczajna kpina. Tu nie ma kogo nominować, chyba że człowieka od scenografii, bo świetna albo prasowacz komputerowy twarzy, ale nie ma chyba osobnej kategorii dla tegoż. A na polu efektów były w 2019 ciekawsze rzeczy niż Pacino i De Niro dziś wystylizowani na swoje najlepsze czasy z 'Ojca Chrzestnego’. How the mighty have fallen!
Facebook
RSS