Nocami surfuje po Internecie, nie wstaje przed dwunastą, uwielbia tłuste potrawy, a jej fani potrafią przejechać za nią kilkaset kilometrów. Co ją bawi, co wzrusza, kiedy płacze i dlaczego nigdy nie odda tytułu „Królowej polskiej piosenki” – Maryla Rodowicz
Pani Marylo, jak pani to robi? Skąd ta energia?
Maryla Rodowicz: Taka aktywność jest dla mnie naturalna. Jest praca, jest energia!
Za każdym razem, gdy występuje pani na jakiejś dużej gali prowadzący prześcigają się, aby jak najbardziej oryginalnie panią zapowiedzieć. Czy utkwiła pani w pamięci jakaś szczególna zapowiedź?
Na niedawnym koncercie (rozmowa odbyła się na początku grudnia – przyp. red.) w Teatrze Polskim, z o okazji 10-lecia Faktu, Maciej Rock zapowiedział mnie jako „Wulkan seksu” (śmiech).
Pierwszy raz, gdy pojawiła się pani w Opolu nie zauważono pani. Jak to możliwe? Teraz nie ma Festiwalu w Opolu bez Maryli Rodowicz.
Mój debiut opolski był niewypałem. Śpiewałam piosenkę narzuconą, która mi zupełnie nie leżała. Dopiero rok później wystąpiłam ze swoimi muzykami, sami opracowaliśmy utwór muzycznie i był sukces.
Niedawno ukazała się książka „Wariatka Tańczy”. Dla kogo postanowiła pani spisać swoją historię?
Wiedziałam, że po 7. latach przygotowań ukazuje się w listopadzie moja antologia, wszystkie nagrania do lat 90., w sumie 20 płyt. Pomyślałam, że warto przy tej okazji napisać biografię. I tak się stało.
Jak udało się pani napisać książkę? Przecież pani grafik jest bardzo napięty.
Nagrałam 50 godzin rozmów z krakowskim dziennikarzem Jarkiem Szubrychtem, on to spisał, zgrabnie ułożył i już. Umawialiśmy się między festiwalami, np. moim opolskim, jego „Nowe horyzonty” czy Openerem. Ostatnia faza to było czytanie i poprawianie.
Jak wygląda typowy dzień Maryli Rodowicz?
Maryla Rodowicz nie wstaje przed 12. Za to siedzi po nocach w Internecie, czyta prasę. W nocy najlepiej mi się autoryzuje wywiady, odpowiada na pocztę. W ciągu dnia umawiam się na zawodowe spotkania, wywiady.
Działa pani w branży muzycznej od ładnych paru lat. W tym czasie wiele się zmieniło. Czy teraz jest łatwiej czy trudniej odnosić sukcesy?
Zdecydowanie teraz jest trudniej. Po pierwsze, kiedyś była jedna rozgłośnia radiowa Polskie Radio, i to radio grało chętnie nasze polskie produkcje. Teraz, czy piosenka dostanie się na antenę, to zawsze wielka niewiadoma. Na szczęście jest Internet. Tu można zaistnieć niezależnie od innych mediów. Jeszcze miesiąc temu nikt nie wiedział kim jest Dawid Kwiatkowski, a on nagle wydał płytę, która jest na 1. miejscu sprzedaży. Dawid ma 17 lat i zaczął od wrzucania swoich nagrań do sieci.
Rozwój Internetu, to także pojawienie się portali plotkarskich. Jak pani reaguje na plotki?
Na ogół mnie śmieszą, ale czasem zostają przekroczone granice. Tak było z plotką o moim porzuconym dziecku w ośrodku dla niepełnosprawnych. I o tym, że nawet rzekomo tam przyjeżdżałam. No ludzie! Przerażające wymysły…
Odniosła pani wiele sukcesów zawodowych. Z czego jest pani najbardziej dumna?
Dumna jestem z mojej publiczności, że ją ciągle mam, że ludzie pamiętają wiele moich piosenek, że darzą mnie zaufaniem, i że mojej muzyki słuchają nowe pokolenia.
Skąd czerpie pani te wszystkie pomysły na występy, kostiumy, zaskakujące aranżacje?
Jeżeli chodzi o kostiumy, mam wokół siebie świetne artystki, które ze mną współpracują. Nie jestem „Zosią-Samosią”, pomagają mi profesjonalne stylistki. Często inspiruje mnie wielka moda, wielcy projektanci. Brzmienie mojego zespołu to skutek współpracy z wybitnymi muzykami, z którymi gram od dłuższego czasu. Gitarzyści np. pracują ze mną po 20 lat.
Znamy historię pani przyjaźni z Agnieszką Osiecką. Czy obecnie ma pani wielu przyjaciół?
Nie mam za wielu przyjaciół. Agnieszka Osiecka to była wyjątkowa historia. Obdarzyła mnie zaufaniem, napisała dla mnie ponad 100 tekstów. Agnieszka była niepowtarzalną poetką.
Ma pani wielu fanów, którzy są z panią od lat. Czy przyjaźni się pani z nimi?
Moi fani to ludzie taktowni, wielu znam osobiście, niektórzy jeżdżą na moje koncerty nawet po 600 km, teraz wybierają się na mój koncert do Wilna (rozmowa odbyła się na początku grudnia – przyp. red.). Nie mogę powiedzieć, że to są przyjaźnie, ale wiem, że mam w nich oparcie.
Co panią wzrusza?
Wzruszają mnie zwierzęta, ludzie, po prostu świat.
Czy Maryla Rodowicz płacze?
No pewnie! Zwłaszcza na filmach, ale też zdarza mi się wzruszyć słuchając muzyki.
Co najbardziej pani ceni u ludzi?
Lojalność i bezinteresowność.
Największa miłość Maryli Rodowicz, oprócz muzyki?
Chyba koty, no i moje dzieci (śmiech).
Słyszałem o niezawodnej metodzie na świetny wygląd, sen i rosół? Czy coś jeszcze?
Sen, to prawda, 9 godzin co najmniej. Jem wszystko tylko w małych ilościach. Uwielbiam zupy, tłuste potrawy, nie pogardzę golonką, sosami, kluskami śląskimi. To jest moja tajemnica!
Czy aktualnie na polskiej scenie muzycznej, jest ktoś komu pani szczególnie kibicuje?
Obserwuję naszą scenę muzyczną, słucham najnowszych utworów młodych artystów. Podobają mi się Kamil Bednarek, Dawid Podsiadło, Mela Koteluk.
Czy potrafiłaby pani wskazać artystkę, której mogłaby pani przekazać koronę i tytuł „Królowej polskiej piosenki”?
Nikomu. Na to trzeba zapracować, to publiczność decyduje.
Rozmawiał: Łukasz Kędzior