Od urodzenia nie miała lekko, ale punkt zwrotny nastąpił, gdy straciła bliską osobę od zbłąkanej kuli. Poświęciła resztę swojego życia, by walczyć o godne traktowanie najsłabszych. Teraz tysiące ludzi domagają się sprawiedliwości dla Marielle.
Ta historia zaczyna się jak setki tysięcy, pewnie miliony innych w Brazylii. Miejsce urodzenia: fawela. W dodatku jedna z najbardziej niesławnych, Maré na północy Rio de Janeiro. Nikt nie wie nawet, ilu ludzi tu mieszka – ostatni cenzus z 2010 wskazuje, że jakieś 130 tysięcy. Wszyscy upchnięci w ciasnych domkach powstających bez pozwoleń, średnio po 3-4 osoby na mieszkanie.
To paradoks, że położone nad wodą miejsce, które mogłoby być bezpieczną przystanią, stało się jednym z najbardziej niebezpiecznych rejonów w Rio. Maré oddziela wyspę uniwersytecką od reszty miasta, ale auta przejeżdżające tędy nie zatrzymują się na trasie – mijają fawelę wiaduktem, za wysokim ogrodzeniem. Oficjalnie nikt poza mieszkańcami nie musi patrzeć, co tu się dzieje.
Właśnie w tym swoistym getcie w 1979 urodziła się i wychowała Marielle. Czarna młódka podzieliła los wielu rówieśniczek: musiała zacząć pracę już w wieku 11 lat, by przynieść choć kilka reali do domu. Podobnie też młodo została matką (w wieku 19 lat) i podobnie do wielu kobiet nie mogła liczyć, że ojciec dziecka obejrzy się za nią czy wspomoże w wychowaniu córki.
Ale Marielle nie tylko podjęła się bycia matką z pełnym zaangażowaniem. Rok po narodzinach córeczki zaczęła starać się o studia. Do 2002 udało jej się napisać pracę licencjacką i została absolwentką nauk społecznych. Wkrótce później została magistrem administracji publicznej na prestiżowym Uniwersytecie Federalnym Fluminense.
Temat jej pracy magisterskiej mówi bardzo wiele o tym, co w młodości liczyło się dla Marielle: „UPP: Sprowadzenie faweli do trzech liter”. UPP to oddziały pacyfikacyjne policji, które znane są z bardzo brutalnych i gwałtownych interwencji w najbiedniejszych osiedlach Rio de Janeiro.
W teorii mają przywracać porządek w dzielnicach opanowanych przez gangi. W praktyce często same stanowią rodzaj gangu, zagrożenie dla zwykłych mieszkańców. W 2000 Marielle straciła bliską osobę wskutek postrzału z niewiadomego kierunku i to ukształtowało jej wybory życiowe: postanowiła zawalczyć o lepszą fawelę dla wszystkich.
Marielle w 2007 roku zaczęła pracę jako konsultantka przy radnym prof. Marcelo Freixo z Partii Socjalizmu i Wolności. Równocześnie udzielała się w organizacjach pozarządowych promujących społeczeństwo obywatelskie. Otwarcie i bez strachu oskarżała policję o bezkarne zabijanie mieszkańców faweli. Nie zatrzymała się na tym.
W 2016 roku, w wieku 37 lat, wystartowała w wyborach do rady wielkiego Rio. Kandydatów było ponad 1500, a miejsc 51. Cóż może samotna czarnoskóra matka przy takiej konkurencji? To doskonale pokazał jej wynik wyborczy: piąte miejsce z prawie pięćdziesięcioma tysiącami głosów! Właśnie jej autentyczna historia i silny przekaz, promujący lepsze traktowanie wykluczonych grup, okazały się kluczem do sukcesu. Marielle w trakcie kampanii potrafiła przyciągać tłumy.
W radzie miasta zaczęła realizować to, z czym szła do wyborów. Upominała się o kobiety będące ofiarami przemocy, o prawa reprodukcyjne, o godne traktowanie mieszkańców faweli. Walczyła też o prawa mniejszości LGBT, sama była biseksualna.
Jeszcze przed urodzeniem córki była związana z Mônicą Terezą Benício, do której wprowadziła się wreszcie w 2017. Rodziny obu kobiet były bardzo przeciwne ich związkowi, dlatego Marielle i Mônica Tereza kilkakrotnie rozstawały się w trakcie. Choć Brazylia może wydawać się bardzo otwartym krajem (np. małżeństwa homoseksualne są legalne od 2013), to w społeczeństwie mniejszość boryka się z wieloma problemami, od braku akceptacji po zabójstwa na tym tle.
Marielle miała już zaplanowany ślub z Mônicą Terezą, na wrzesień 2019. Niestety, 13 marca tego roku nieznani sprawcy zamordowali ją na ulicy. Do samochodu wiozącego ją i jej asystenta podjechało dwóch sprawców. Zginęła Marielle i jej kierowca, asystent został ranny. Sprawców nigdy nie ustalono, ale sprawa została – tak publicznie, jak i przez władze – potraktowana jako egzekucja. Marielle miała trzy rany postrzałowe głowy i jedną szyi, nie miała szans przeżyć.
Zabójstwo Marielle wywołało falę oburzenia. Podobnie jak na jej wiece, tysiące ludzi wyszły na ulice. Choć zabójstwa obrońców praw człowieka w Brazylii nie są niczym nowym, w tym przypadku ofiarą padła wschodząca gwiazda polityki w jednej z najważniejszych metropolii. Żeby było gorzej, ustalono, że kule tkwiące w jej głowie zostały zakupione przez policję federalną w Brasilii w 2006 roku. Minister bezpieczeństwa publicznego zaczął się tłumaczyć, że musiały zostać skradzione z magazynu pocztowego, ale musiał szybko wycofać się z tego – nieprawdziwego – wyjaśnienia. Do dziś śmierć Marielle nie została wyjaśniona. Amnesty International domaga się od nowego prezydenta Brazylii Jaira Bolsanaro, by ten doprowadził śledztwo do końca i oddał działaczce sprawiedliwość. Apel ten można wesprzeć, pisząc osobisty list do Bolsanaro.
Tragedia Merielle Franco została opisana m.in. przez światowej sławy dziennikarza Glenna Greenwalda, który znał ją prywatnie. Podobnie jak inni obserwatorzy i dziennikarze śledczy, Greenwald zwraca uwagę, że ktokolwiek zlecił zabójstwo społeczniczki, wiedział doskonale jak będzie prowadzone śledztwo w tej sprawie i jak utrudnić wykrycie sprawców.
Franco nie była typem zawodowego polityka. Była radykalna w swoich poglądach i nie bała się robić sobie potężnych wrogów. Oto, jak opisał ją Greenwald, w odpowiedzi na próby „ugrzeczniania” jej poglądów w brazylijskich mediach:
„Oto najtrudniejsze, najbardziej złożone i najważniejsze tematy, które trzeba podjąć przy opisywaniu Franco: jej nieustępliwy, dzielny aktywizm przeciwko bezprawnym batalionom policji. Jej sprzeciw wobec interwencji wojskowej [w fawelach – przyp. red.]. I, przede wszystkim, jej rosnąca siła jako czarnej, homoseksualnej kobiety z faweli, której celem było nie dołączenie do brazylijskiej polityki, ale zmiana tejże.”
Facebook
RSS