„Osoba przedsiębiorcza powinna być gotowa na porażkę, ale nie powinna się poddawać”. Magdalena Majorczyk twierdzi, że wytrwałość i odwaga, umiejętność sprzeciwienia się w razie potrzeby, a jednocześnie pokora i kreatywność są wyznacznikami sukcesu.
Mieszanka niemożliwa? A jednak, w osobie założycielki i właścicielki Grupy JMP, prawdziwa i godna podziwu oraz polecenia!
Jak przedstawia się obecnie oferta Grupy JMP?
Magdalena Majorczyk, założycielka i właścicielka Grupy JMP: Jest to bardzo bogata oferta. Grupa JMP to dwie firmy i Fundacja, a w ramach tych firm są jeszcze poszczególne marki. Grupa jako firma szkoleniowo-doradcza ma w ofercie coachingi, szkolenia, pozyskiwanie środków unijnych, zarządzanie projektami, rozliczanie tych projektów. Te usługi kierowane są głównie do sektora edukacji, co powoduje, że współpracujemy z samorządami, ze szkołami, także z trenerami. Druga część grupy to sklep internetowy, Mumciuch. Nasz sklep oferuje odzież ciążową, niemowlęcą, dziecięcą i różnego rodzaju upominki. Mamy w ofercie także unikatowe, ręcznie robione poduszki lub różne akcesoria do pokojów dziecięcych. W ramach sklepu mamy własną markę odzieży ciążowej – MM Maternity Concept Store. Sama zajmuję się też projektowaniem, staram się, aby nasze ubrania i dodatki były idealne dla przyszłych matek. Stawiamy na jakość tkanin, ich naturalność, ale i wygodę. Trzecia działalność w ramach Grupy to Fundacja JMP, w której zajmujemy się innowacjami w edukacji. Przedmiotem działalności fundacji jest neurodydaktyka i innowacyjne sposoby uczenia i uczenia się. Chodzi o metody pracy, czy sposoby zapamiętywania, szybkiego kojarzenia, itd. Pracujemy w oparciu o Mind Mapping, Mindfulness, Zoxing, klocki lego. Wykorzystujemy różne oprogramowania, np. do tworzenia map myśli, które ułatwiają przyswajanie wiedzy. Fundacja działa szeroko w zakresie projektów edukacyjnych, w tym również międzynarodowych. Współpracujemy z prof. Tony Buzanem – pomysłodawcą map myśli. W naszych planach jest uruchomienie centrów interaktywnej edukacji, które nazywamy Multikreatywnymi Fabrykami e-Umiejętności.
Dlaczego zajęła się pani takimi rodzajami działalności? Skąd tego typu zainteresowania?
Nigdy nie myślałam, że będę prowadziła własną firmę. W mojej rodzinie nigdy nie było tradycji biznesowych. Ja też w wieku 19 lat nie byłam jeszcze świadoma tego, w czym tak naprawdę jestem dobra, a w czym nie. Ponieważ pochodzę z rodziny, w której trzy czwarte osób jest związanych z edukacją – są to byli, obecni lub niedoszli nauczyciele – to ja zawsze wiedziałam, że również chcę uczyć. W dzieciństwie bawiłam się w „szkołę”, uwielbiałam prowadzić dziennik, być dyrektorem. Kiedy kończyłam liceum i wybierałam się na germanistykę, zawsze starałam się dwutorowo podchodzić w życiu do pewnych rzeczy, to znaczy, po pierwsze myślałam „fajnie będę znała język”, ale to może mi nie wystarczyć, a skoro Uniwersytet dawał mi również uprawnienia pedagogiczne, to miałam tę alternatywę, że będę w stanie w tej edukacji pracować, chociaż wiedziałam już wtedy, że to jest nie do końca to. Podjęłam też studia dziennikarskie, które skończyłam na UJ i wtedy już wiedziałam, że jednak nie szkoła, ale raczej pisanie, być może o edukacji, bo byłam w tym świetnie zorientowana. Łącząc te wszystkie moje kompetencje i umiejętności, podejmując pracę (w „Gazecie Wyborczej”, w której pracowałam ponad 3 lata, byłam też rzecznikiem prasowym, redagowałam kwartalnik dla Starostwa Powiatowego w Częstochowie) wiedziałam, że to jest to, co chcę robić. Natomiast jednocześnie chciałam spróbować sił w edukacji. Miałam świadomość, że jeżeli w pewnym okresie nie podejmę pracy w szkole, to przepadną mi moje kwalifikacje. W roku 2002 zaczęłam pracę w jednej z krakowskich szkół jako nauczycielka języka niemieckiego. Nie była to jednak praca, którą wykonywałam z taką pasją, z jaką dzisiaj prowadzę własną firmę. Dlaczego? Dlatego, że wtedy zdałam sobie sprawę, przychodząc do placówki, w której jest dyrektor, że to on ma wpływ na to, w jakich godzinach ja będę pracować, jakie klasy będę uczyć, z jakich książek, itd. I to nie jest to, co mi do końca pasuje. Ja bym wolała innym wyznaczać tego typu zadania. Wtedy w mojej głowie zrodził się plan na szkołę językową. Potrafiłam ułożyć programy, potrafiłam dobrać książki, znałam świetnie język. Ponieważ to była na samym początku bardzo mała szkoła, wiedziałam, że będę ją w stanie prowadzić, nie tylko od strony administracyjnej, ale również od strony prowadzenia kursów, co będzie zapewniało mi pewien wpływ, również gotówki. I tak właśnie w roku 2004 zarejestrowałam firmę. Okres prowadzenia mojej firmy przypadł na możliwość wykorzystania środków unijnych, na zmiany w zakresie postrzegania przedsiębiorców, firm rodzinnych, kobiet w biznesie. Właśnie moja firma na przestrzeni tych lat ewoluowała tak, jak zmieniał się nasz rynek. W związku z tym, wychodząc od szkoły językowej, od tego, co umiałam w pewnym zakresie, jestem dzisiaj w miejscu, gdzie robię projekty międzynarodowe. Grupa JMP to było coś, co dojrzewało ze mną przez wszystkie te lata, kiedy ja obserwowałam, co się dzieje w Polsce, na świecie, kiedy uświadamiałam sobie, ile jeszcze muszę się sama nauczyć, żeby móc oferować coś, co właśnie jest pożądane. To jest część mojego przekonania o tym, co w życiu jest ważne.
Praca sprawia pani satysfakcję?
Zdecydowanie tak. Myślę, że gdybym nie lubiła tego, co robię, to przy pracy, bardzo często 24 godziny na dobę, po prostu zabrakło by mi w pewnym momencie siły i motywacji, a także chęci do tego, żeby następnego dnia rano wstać. Ta pasja ma tutaj na pewno ogromne znaczenie i to mi daje satysfakcję. Co nie znaczy też, że idę na ślepo w tym kierunku, po trupach do celu. Po drugie, zawsze mam dylemat, co do zasady godzenia życia osobistego z pracą. Mimo wiedzy, bo jestem też coachem, na temat tego, ile czasu powinnam poświęcać na odpoczynek, czy na rzeczy nie związane z firmą, nie robię tego, ponieważ idąc na zwykłe moje babskie zakupy od razu uruchamiam wyobrażenie, jakby to mogło wyglądać w mojej kolekcji, w sklepie. Każda inna czynność, którą wykonuję, od razu przekłada mi się trochę na pracę, co świadczy o tym, że faktycznie jest to pewnego rodzaju pasja. Siłą rzeczy cierpi na pewno na tym moje życie rodzinne. Bo ja nie wierzę w coś takiego, co się często pojawia w różnego rodzaju wypowiedziach, wywiadach kobiet biznesu, że udaje się w 100 procentach godzić pracę we własnej firmie z rodziną. Nie jest to możliwe. Zawsze jest jakaś cena, którą trzeba zapłacić za to, że nie jest się tyle w domu, ile by się chciało, że nie śpi się tyle nocy miesiącu w swoim łóżku, ile by się chciało, bo jest się w podróży, delegacji, gdziekolwiek indziej, że nie spędza się tyle czasu ze swoim własnym dzieckiem. Zawsze jest takie pytanie i zawsze jest taki dylemat. Przynajmniej ja go mam. Tam, gdzie mogę, deleguję zadania, staram się angażować moją córkę czy męża w pewne działania, aby jak najwięcej z nimi spędzić chwil. Pamiętajmy, że mam firmę rodzinną i tutaj pracujemy wszyscy wspólnie na nasz sukces. Natomiast czego oczekuje dziecko? Mamy na pełnym etacie! Żeby mama zawiozła do szkoły, odrobiła lekcje, ale jednocześnie, żeby miała czas na kino, na dwutygodniowy urlop, co nie jest do końca możliwe. I tutaj właśnie przydaje się duża umiejętność rozmowy z dzieckiem, uświadamiania pewnych rzeczy, wytłumaczenia, że mama nie tylko dla siebie to robi, ale robi to po to, żeby za chwilę móc pójść do kina czy pójść na basen, itd. Ja mogę zamknąć firmę 20 grudnia i otworzyć ją 3 stycznia, kontrolować maile w domu, itd. Tylko to jest kwestia tego, jak się pewne rzeczy poustawia z rodziną, aby jej członkowie nie mieli poczucia, że są na drugim planie, że są mniej ważni, ale również, że ta pasja pozwala na utrzymanie rodziny. To jest też kwestia organizacji, co nie znaczy, że zawsze się to udaje. Chciałabym wyraźnie podkreślić, że matka, kobieta przedsiębiorcza, musi zdać sobie sprawę z tego, że nie będzie idealna i nigdy nie zaspokoi wszystkich, bo ona i tak o sobie myśli na końcu.
W jakim kierunku zmierza rozwój pani firmy?
Plany mamy bardzo ambitne i sprecyzowane. Pracujemy opierając się na strategii 5-letniej, bo taki jest okres na planowanie odpowiedniego rozwoju firmy. W najbliższych latach pojawiają się więc aspekty wejścia na rynki międzynarodowe, budowania marki odzieży ciążowej, jak i rozwijania się pod kątem unikatowych akademii szkoleniowych.
Jakie cechy potrzebne są kobietom przedsiębiorczym?
Wytrwałość i odwaga różnie pojmowana, przekonanie, że umiem bronić swojego zdania i podjąć decyzję, a kiedy trzeba – sprzeciwić się. Kolejna cecha to na pewno zorganizowanie. Osoba, która ma nieuporządkowany w głowie świat, będzie chaotyczna w prowadzeniu biznesu. W biznesie mówi się, że czas to pieniądz. W związku z tym, odwlekanie pewnych decyzji i działań wpływa niekorzystnie na prowadzenie firmy. Następnie kreatywność, świadomość własnych słabości, pokora, gotowość do podejmowania bardzo wielu zadań w tym samym czasie. Skupienie uwagi na wielu sprawach jednocześnie. Osoba przedsiębiorcza powinna być gotowa na porażkę, ale nie powinna się poddawać.
Nad jakim projektem obecnie pracuje Grupa JMP?
W ramach Fundacji w chwili obecnej wdrażamy unikatowy projekt na skalę światową – „100% MAD” – czyli Make A Difference. Jest to projekt ogólnoświatowy, który w Polsce realizujemy na licencji. Jest on bardzo kompleksowy w swej idei, obejmuje trzy filary: edukacja, zdrowy styl życia i przedsiębiorczość. Grupą docelową jest pokolenie młodych osób (do 35 roku życia). Są to osoby, które będą odpowiedzialne za przyszłość, za przejmowanie władzy, rządów, za kreowanie tego, co się będzie działo w naszym kraju, w naszych firmach czy instytucjach. To jest projekt, który ma pokazać, jaki jest potencjał młodego, polskiego pokolenia, do tego wszystkiego będziemy wykorzystywać mapy myśli, dlatego, że w projekcie współpracujemy z profesorem Tonym Buzanem, twórcą owych map myśli. Już w maju organizowaliśmy na dużą skalę eventy w Polsce, gdzie podczas 8-dniowej wizyty tego profesora ponad 3 tys. uczestników wzięło udział w warsztatach. Z tego na największą uwagę zasługuje wydarzenie, które organizowaliśmy w ICE w Krakowie dla dzieci i młodzieży, ich nauczycieli, ale także dla ich rodziców. Ten projekt jest unikatowy: to 2 miliony uczniów, 200 tys. nauczycieli, 2 tys. firm rodzinnych oraz 200 korporacji. Dlaczego taka grupa? Ponieważ mając świadomość, że kierujemy projekt do ludzi młodych, musimy również trafić do ich ekosystemów, jak właśnie nauczyciele, rodzice, czy firmy, gdzie szukają pracy lub już w nich pracują. Dlaczego firmy rodzinne? Firmy rodzinne to jest coś, co jest nierozerwalnie związane z rodziną, edukacją i wartościami. To jest coś, czego nie zostawia się po prostu z dnia na dzień i nie idzie się do innej pracy. To wszystko, co robimy, to pewna misja i wizja, która nie tyle przyświeca z osobna każdej z naszych działalności, co jest czymś, z czym ja i moja rodzina żyjemy, czyli przeświadczeniem o tym, że edukacja jest najlepszą bronią, jaką można mieć, ponieważ człowiek świadomy będzie podejmował mądre, samodzielne decyzje. Po drugie, będzie to osoba, która będzie potrafiła odnaleźć się w otaczającym świecie, a po trzecie ten nasz sklep i oferta skierowana do rodziców, to już jest zalążek naszej edukacji. Dlatego, że edukacja dla rodziców, pod kątem ich dzieci jest w moim przekonaniu, najważniejszym elementem. O edukacji powinniśmy myśleć nie wtedy, kiedy dziecko kończy 18 lat, zdaje maturę i idzie na studia, tylko właśnie wtedy, kiedy przychodzi na świat i my jako rodzice powinniśmy zadbać o to, aby to dziecko miało dobry start. Właśnie ten projekt i te wszystkie działania, które podejmujemy, również w zakresie bloga, kontaktów na facebooku z naszymi klientami, kobietami przedsiębiorczymi, dla których rozwój własnych dzieci jest ważny, możemy z nimi rozmawiać na temat tego, jak przygotować siebie, by nasze dziecko żyło po prostu dobrze na tym świecie.
Czy ma pani swój osobisty przepis na rozwiązywanie problemów?
Wielokrotnie mówiono mi na początku biznesu „daj sobie z tym spokój”, a ja odpowiadałam, że dopóki nie znajdę wyjścia w rozwiązaniu danej sytuacji, to się nie poddam. Po prostu nie poddawać się, działać i szukać wyjść. Wyjdę z danej opresji dzięki uporowi, dzięki temu, że zobaczę coś z innej perspektywy. Najczęściej ludzie patrzą na problem jednopłaszczyznowo i widzą go w kategorii problemu, a nie wyzwania. Sukces jest bardzo blisko porażki. Im trudniej jest dojść do sukcesu, im więcej ponosimy porażek, tym lepiej smakuje nam sukces i tym bardziej go doceniamy.
Jakich porad udzieliłaby pani młodym kobietom, które stawiają swoje pierwsze kroki w prowadzeniu firmy?
Dzień, w którym w głowie młodych osób zapada decyzja, że chcą wejść na drogę założenia własnej firmy, to jest dzień, w którym biorą ślub z trudnościami. Osoba, która rzeczywiście ma tego ducha przedsiębiorczości, musi nauczyć się akceptować to, że napotka kłopoty. Jest to nieodzowny element prowadzenia biznesu. Ci, którzy nie są tego świadomi, powinni pracować na etatach. Będą mieć pewną pensję, urlop, stałe godziny pracy, itd. Własny biznes jest dla wytrwałych. Z firmą jest tak, że odwagą dużą jest podjęcie decyzji, że chcę spróbować, nie wyjdzie mi, to umiem się z tym pogodzić. Jak ktoś liczy na szybkie i duże zyski, niech wie, że nie przychodzą one od razu. Najpierw trzeba włożyć „w firmę” sporo pracy i determinacji, aby w ogóle mogła funkcjonować. Jeśli ktoś nie ma tej wytrwałości i pasji do realizowania się w biznesie, to co zrobi po roku z firmą? Po prostu ją zamknie. Nie poczeka, żeby rozkwitła, bo uzna, że jest to zbyt trudne. Ważne jest to, aby się nie poddawać i wtedy, kiedy jest ciężko, zakodować sobie w głowie myśli o celu, do którego się dąży. To jest tak, jak ze zdobywaniem szczytu. Po drodze są kamienie, przeszkody, ciągle pod górę, są odcinki, gdzie są łańcuchy, czasem trzeba kogoś poprosić o pomoc, ale jak już dojdę na ten szczyt i robię zdjęcia to co czuję? Dumę, radość i satysfakcję! Tak samo jest z firmą. Jeśli w połowie drogi zawrócę, to nigdy nie dowiem się jakby było, gdybym była na górze. Wielu młodym ludziom brakuje tej odwagi i determinacji, żeby iść po ciężkiej drodze.
Pasja, która jest dla pani ważna…
Praca. Ale mam też inne pasje, jak podróże, czytanie książek, słuchanie dobrej muzyki, koncerty, kino, fotografia.
Co najbardziej ceni pani u pracowników?
Samodzielność. Ja ciągle gdzieś jestem i coś robię. Pracownik musi za mną nadążyć. Często nie może czekać na to, co ma zrobić, tylko sam coś musi wymyślić, zapytać, czy możemy to wdrożyć. Musi umieć przedstawić własną koncepcję. Być kreatywnym. To bardzo sobie cenię.
Motywacja, która daje pani siłę do działania?
Czasami sama sobie zadaję to pytanie (śmiech). Po części motywują mnie moje osobiste potrzeby, jak np. samorealizacja, zrobienie dla kogoś czegoś dobrego. Motywuje mnie też utrzymanie swojej rodziny. To, że mam pracowników, których zatrudniam i którzy oczekują pewnego bezpieczeństwa ode mnie. Motywują mnie własne cele, do których chcę dążyć. Żadnego sukcesu nie da się osiągnąć, jeżeli człowiek nie ma automotywacji. Jeśli nauczyciel lub trener pyta mnie, jak ma zmotywować uczniów, to zawsze odpowiadam, że jeśli Ty sam jako nauczyciel nie jesteś zmotywowany i nie pokazujesz tego dobrym przykładem, a Twój uczeń nie widzi celu i sensu w tym, do czego Ty mu się każesz motywować, to nigdy nie osiągnięcie swoich celów.
Czy według pani płeć ma znaczenie w biznesie?
Są pewne różnice, wynikające ze sposobu zarządzania przez mężczyznę i kobietę, np. różnica w komunikacji. Ale nie wartościuję, która płeć jest lepsza w biznesie. Kobiety znacznie później mogły się realizować niż mężczyźni. I bardzo się starają wybić na różnych polach. Niemniej jednak, nigdy kobieta nie będzie prowadziła biznesu tak samo, jak mężczyzna i odwrotnie, wynika to po prostu z biologii. Inaczej postrzegamy pewne rzeczy i tyle. Kobieta np. bardziej postawi na relacje, mężczyzna na załatwienie sprawy. To są dwie różne płcie, dwa różne sposoby myślenia i postrzegania. Mężczyzna może być świetnym szefem, przestrzegając wszystkich zasad, a kobieta być fatalną szefową i na odwrót. Kwestia charakteru.
Czy czuje się pani kobietą spełnioną?
Myślę, że nie, bo to by oznaczało, że już nic nie będzie mnie motywowało do dalszego działania! Czuję, że jestem w drodze, która mi sprawia satysfakcję i że spełniam moje małe marzenia. Człowiek w pełni spełniony to człowiek skończony, bo nie ma już do czego dążyć. Nie chciałabym się czuć spełniona, bo to byłoby równoznaczne z tym, że już nie mam nic do zrobienia.
Co pani uważa za swoje największe osiągnięcie?
To, że mam fantastyczną córkę. Jest cudownym dzieckiem! I męża, bez którego nie mogłabym być tu, gdzie jestem. To jednak nie tylko moje, ale nasze wspólnie osiągnięcie, osiągnięcie szczególnie kompromisu i wypracowania partnerskich relacji.
Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka
Fot. Żaneta Niżnikowska/NM Studio
Powyższy materiał jest materiałem sponsorowanym.
Facebook
RSS