Liliana Poszumska, twórczyni Szkoły Językowej „La Mancha”, tłumaczka przysięgła i globtroterka. Dziś zaprosi naszych Czytelników i Czytelniczki do swojego świata – biznesu, inspiracji i cieszenia się życiem, zapraszamy!
Jak według Pani kobiety mogą współpracować i wspierać się w drodze do indywidualnych sukcesów?
Lilana Poszumska: Kobiety powinny wspierać się i współpracować. Dzisiaj jest to łatwiejsze niż kiedykolwiek. Spotkania networkingowe, śniadania mistrzyń, grupy przedsiębiorczych mam, media społecznościowe aż kipią od tego typu inicjatyw, które dają nieograniczone możliwości wymiany idei, inspiracji i kontaktów.
Sama dość regularnie biorę w nich udział. Z jednej strony przysłuchuję się historiom niesamowitych, walecznych, utalentowanych ludzi, a z drugiej strony sama opowiadam swoją historię, mając nadzieję, że zainspiruję inne dziewczyny, dam im przysłowiowego kopniaka, pokażę, że warto i że trzeba działać.
Podczas takich spotkań rodzą się długotrwałe kontakty biznesowe, a nawet niekiedy i przyjaźnie. Wiem, co mówię. Na jednym z takich networkingowych spotkań poznałam prawniczkę, z którą stworzyłam system franczyzowy La Manchy, na innym z kolei taką zapaloną podróżniczkę jak ja, z którą zrealizowałam już wiele ciekawych zawodowych projektów, po to, aby ostatecznie się z nią zaprzyjaźnić.
Gdzie młode kobiety powinny szukać wiedzy i inspiracji podczas startu z własnym biznesem?
Chociażby w książce mojej siostry, Uli Poszumskiej pt. „Freelancing. Kompendium wiedzy.” (do nabycia na www.todosklep.pl). Moja siostra po kilku latach kariery w korporacji postanowiła, m.in. za moją namową, założyć własną działalność. Dziś jest wziętą copywriterką, a swoje doświadczenia opisała właśnie w wydanym przez moje wydawnictwo e-booku.
Można tam znaleźć sporo praktycznych informacji o tym, jak i gdzie szukać klientów, od czego zacząć wizytę w urzędzie skarbowym czy ZUS, czy wreszcie jakie działania marketingowe podjąć, żeby biznes się rozwijał. A poza fachową literaturą, polecam szukać inspiracji w Internecie, w mediach społecznościowych, wśród innych kobiet, i wreszcie słuchać samej siebie i swojej intuicji.
Jak uchronić się przed błędami i zminimalizować ryzyko, idąc „na swoje”?
Ale po co? Nie należy się bać błędów. Tylko ten, kto nic nie robi, ich nie popełnia, a na błędach możemy się sporo nauczyć. Oczywiście, nie ma sensu wyważać otwartych drzwi i należy sporo czytać i rozmawiać z innymi, bardziej doświadczonymi w biznesie osobami, aby nie popełniać podstawowych błędów.
Oczywiście, na samym początku bardzo ważna jest dobra księgowa. To ona ułatwi poruszanie się w gąszczu niekiedy niezrozumiałych dla zwykłego śmiertelnika przepisów prawnych, księgowych i podatkowych. To od jej właściwych decyzji już na samym początku naszej działalności gospodarczej będzie zależało powodzenie naszego przedsięwzięcia. Wszyscy wiemy, że nie ma nic gorszego niż „zadrzeć” ze skarbówką czy ZUS-em.
A pozostałe błędy… cóż… nie ma co ich unikać. Nauczą nas więcej niż niejeden podręcznik, a raz popełnione, z dużą dozą prawdopodobieństwa się nie powtórzą. Mnie, mimo 10-letniego doświadczenia „na swoim”, wciąż zdarza się je popełniać. Zwłaszcza w obszarze zarządzania ludźmi. To bardzo delikatna materia i trzeba być asertywnym dyplomatą, żeby sobie z nią poradzić. A ja, o ile z dyplomacją nie mam problemów, to z asertywnością już tak! (śmiech).
Proszę wymienić osoby, które inspirują Panią do podejmowania nowych wyzwań?
Mhm…mój tata! On zawsze walczył i walczy mimo przeciwności losu. Podejmuje nowe wyzwania mimo przebytej choroby i emerytalnego już wieku. Nie poddaje się. Tak było od zawsze. Myślę, że to po nim odziedziczyłam pracowitość, wolę walki i taką „niezmordowaność”, jak on to nazywa.
Czasami jest to przekleństwem, ten perfekcjonizm, to wymaganie więcej od siebie, niż od innych. Ale z drugiej strony, gdyby nie te cechy, to tata nie postawiłby tych wszystkich pięknych budynków w całej Polsce, a ja nie zbudowałabym hiszpańskojęzycznego imperium w Gdyni (śmiech).
Czy jest jakiś autorytet, który szczególnie sobie Pani ceni? Proszę nam o nim opowiedzieć.
Nie wiem, czy można rozpatrywać tę osobę w kategorii zawodowego autorytetu, bowiem niewiele ma wspólnego z moim zawodowym życiem. Na pewno traktuję ją jako autorytet w kwestii osiągania tego, co niemożliwe, zdobywania kolejnych szczytów, dosłownie i w przenośni.
Mam na myśli Martynę Wojciechowską. Od lat obserwuję ją w mediach społecznościowych, jako podróżniczkę, dziennikarkę, czy ostatnio założycielkę fundacji Unaweza. Podziwiam jej upór, wytrwałość w dążeniu do celu i realizacji zamierzonych planów. Niektóre z nich, jak na przykład zdobycie Korony Ziemi, zajęły jej lata. Ja nie jestem aż tak wytrwała.
Zawsze chcę wszystko mieć od razu, tu i teraz. Niecierpliwość to moja największa wada, z którą staram się walczyć. Ot taki hiszpański temperament, który sprawia, że raczej płonę jak pochodnia, niż drążę skałę jak przysłowiowa kropla. Martyna wydaje mi się być bardziej konsekwentna, zdecydowana, sfokusowana na cel, jakkolwiek odległy by on nie był. Za to ją podziwiam.
Po więcej informacji o działalności Pani Liliany zapraszamy tutaj:
www.facebook.com/lamancha.gdynia
www.instagram.com/lamancha.gdynia/
www.tlumaczeniahiszpanski.com.pl/
Fot. Bohaterki – Mika Szymkowiak
Fot. Szkoły – Moody Light Studio oraz materiały Bohaterki z wyjazdów
Materiał powstał w ramach raportu BIZNES SIĘ NIE PODDAJE!
Facebook
RSS