Chcecie wiedzieć, skąd wzięły się w Mortęgach zwierzaki w mini zoo? No to posłuchajcie.
Daleko, daleko od polskich granic, leżało królestwo Bardzo Złego Króla – nie lubił ludzi, źle traktował zwierzęta, wyciął większość lasów, ze swojej ziemi zrobił pustynię, bo taką miał zachciankę.
Ludzie uciekli z Bardzo Złego Królestwa i poszukali dla siebie innego miejsca, ale zwierzęta zostały. Nie wiedziały dokąd pójść, a poza tym zwierzęta zawsze są wierne ludziom, nawet, jeżeli ci źle je traktują. Nie chodziło o krowy czy konie albo świnie, bo te poddani Bardzo Złego Króla ze sobą zabrali. Chodzi o zwierzęta, które władca sprowadził z dalekich stron, żeby umilały mu czas.
Któregoś dnia i one miały już dość. Bardzo Zły Król nie karmił je od tygodnia, były słabe i postanowiły w końcu odejść.
– Ale gdzie pójdziemy? – zapytały alpaki, namilsze ze zwierząt, które bardzo lubiły głaskanie i przytulanie.
– Tam, gdzie ludzie są dobrzy – odpowiedział struś Gustaw, przybysz z Afryki.
Zwierzęta ustaliły, że z samego rana wyruszą w drogę i będą szukać dobrych ludzi. Postanowiły iść w stronę wschodzącego słońca. Tylko, jak miały rozpoznać dobrych ludzi?
Ustawiły się w rządku i ruszyły – kopytko za kopytkiem, łapa za łapą. Owce szły pierwsze, orszak zamykały kury. Króliki skakały po bokach, bażanty zbaczały z drogi, ale zaraz na nią wracały. Szły kozy i pawie, dumnie kroczyły lamy.
Po południu, zmęczone marszem, dotarły na skraj lasu, w którym postanowiły odpocząć. Kiedy inne zwierzęta drzemały, lamy poszły na zwiad. Szukały gospodarstw, żeby zobaczyć, jak traktuje się w nich zwierzęta. Wróciły smutne.
– Koń cały dzień pracuje w polu, wieczorem dostaje tylko worek owsa; nie może tak jeść raz dziennie – powiedziała lama Balbina.
– Krowy długo czekają na dojenie i męczą się – dodała inne lama, Malwina.
Poszły więc zwierzęta w dalszą drogę. Odwiedzały wiele wsi, rozmawiały z wieloma zwierzętami, które mieszkały z człowiekiem. Wędrowały tak miesiąc i już straciły nadzieję, że znajdą swoje miejsce na ziemi. Aż któregoś dnia dotarły do wsi Mortęgi. Była to wieś niewielka, cicha, otoczona lasami, z pięknym modrym stawem; nawet wiatr wiał tu łagodniej, a słońce nie dokuczało tak bardzo. Zwierzęta rozeszły się po wsi i podpatrywały.
Wieczorem spotkały się na łące, ustaliły, że zostaną w Mortęgach na zawsze. Bo dzieci miłe, bawią się z kurami, dorośli dbają o owce, a staruszkowie rozmawiają z krowami. Ludzie zbudowali nowym przybyszom dom na skraju wioski i często je odwiedzali – przynosili smakołyki, głaskali lamy (a nigdy wcześniej nie widzieli takich zwierząt), dzieci zaprzyjaźniły się ze strusiem. Kozy były zachwycone, ponieważ mogły brykać, gdzie chciały.
Zwierzęta z Bardzo Złego Królestwa stały się zwierzętami z Bardzo Dobrej Wsi Mortęgi. Żyły w zgodzie z ludźmi i innymi zwierzakami. Miały wolność, były szczęśliwe.
Ale zwierzęta umierały, jak to zawsze w życiu się zdarza. Na świat przychodziły młode, potem kolejne pokolenie i następne.
Które pokolenie jest dziś w Mortęgach? Trudno powiedzieć. Na pewno jest im tu dobrze, a najbardziej na świecie lubią gości. Owszem, bywają czasem złośliwe i ściągają dzieciom czapki z głów, ale jest to złośliwość, która nikomu nie sprawia przykrości. Zawsze jest przy tym mnóstwo śmiechu. Aha, zwierzaki z Mortęg nauczyły się śmiać, czego nie potrafią żadne inne zwierzaki na świecie.