Do momentu występu w Saturday Night Live była: objawieniem muzycznym, Adele roku 2012, „Gangsta Nancy Sinatrą”, „Indie Kylie”. Kim jest po fatalnym występie na żywo i premierze płyty „Born to die”?
Przede wszystkim przykładem świetnie poprowadzonej kampanii marketingu wirusowego w Internecie. O Del Rey było głośno już na kilka miesięcy przed premierą debiutanckiej (no, powiedzmy) płyty. Do tego stopnia, że recenzenci „The Guardian” zaledwie na podstawie jednego utworu „Video Games” – okrzyknęli ją muzycznym odkryciem na miarę Adele.
Po fatalnym występie na żywo w programie Saturday Night Live, ci, którzy wcześniej, wynosili ją na piedestał młodych talentów przemysłu muzycznego, zgodnie odszczekują wszystko, co napisali, bądź powiedzieli. Czy nie zbyt wcześnie? I o co tak naprawdę chodzi z Laną Del Rey?
Narodziny Lany
Lana Del Rey to pseudonim artystyczny Elizabeth Grant. Jej pierwsza próba wejścia do showbiznesu pod szyldem Lizzy Grant, z ciemnymi blond włosami i nieco mniejszymi ustami, nie powiodła się. Panna Grant nie poddała się i tym razem trochę lepiej ograła wkroczenie do muzycznego światka. Zmieniła styl, kolor włosów, użyła wypełniacza do ust, nazwała się Laną Del Rey, nagrała płytę. Złośliwi zastanawiają się, ile jeszcze muzycznych prób będzie w stanie sfinansować jej tata, zanim piosenkarka osiągnie wymarzony sukces (obie próby, jak podają różne źródła, faktycznie sponsorował rodziciel artystki). Lanie nierzadko zarzuca się, że jest znudzoną córką milionera, który postanowił zapłacić za lepszego producenta, który nada jej muzyce inny dźwięk.
W sieci próżno szukać utworów Lizzie Grant. Management artystki skrzętnie dba o to, aby dowody pierwszej porażki muzycznej nie pojawiały się w Internecie. Pierwszy singiel artystki, „Video Games” wręcz zawojował społeczność w sieci. Prosty, poskładany głównie ze zdjęć teledysk uderzył dokładnie w taką nutę, jaką trzeba. Amerykańskie obrazki z przeszłości, sielanka, tęsknota, uczucie, nostalgia i ten głos… Publiczność utonęła! W promocji pomógł też świetny występ Lany na żywo w brytyjskim programie „Later with Jools”, masowo udostępniany na facebookowych tablicach użytkowników.
W karierze Lanie pomaga świetna figura, niewinna buzia, fale na włosach rodem z lat 60. i powiększone usta, do których, jak mówi, ma dystans. Na okładce rosyjskiego magazynu „Interview” widać, jak Rey w kącik ust gryzie pszczoła, a ugryzienie to powoduje spuchnięcie ust… Żadna sesja dla magazynu nie jest przypadkowa, żaden marketingowy krok związany z promocją niezaplanowany.
Niektórzy nazywają jej muzykę beznamiętną, nudną i banalną. A samej artystce zarzucają absolutny brak charyzmy scenicznej, a głos określają jako „chwiejny”. Oponenci wskazują, że to po prostu maniera, która jest kreacją Del Rey. Zachwycają się jej głosem, a rytm piosenek określają jako „niespieszny”. Po „Video Games”, kolejnymi singlami były „Born to die” i „Blue jeans”. Na krótko przed premierą płyty, która weszła na rynek 31 stycznia, Rey zaliczyła fatalną wpadkę w SNL. Zaśpiewała „Video Games” i „Born to die”.
Przed i po „Born to die”
Burza rozpętała się, kiedy media olśnił fakt, że Lana Del Rey nie wzięła się z ludu, a jej video nie spodobało się ludziom po prostu spontanicznie. Dziwi fakt, że było to aż takim zaskoczeniem dla osób, które teoretycznie specjalizują się w tematyce marketingu, promocji i media relations. W końcu, który artysta staje się popularny, ot tak, bez promocji, intensywnych działań na rzecz tego, żeby został znany? Rey zarzucano, że nie ma wpływu na muzykę, którą śpiewa. Lana: „Sama piszę swoje piosenki, sama decyduję o scenariuszach do teledysków, wybieram producentów. Nic nie dzieje się bez mojej zgody”.
Istnienie Lany Del Rey można podzielić na dwa etapy: przed i po wydaniu płyty. Krążek „Born to die” 30 stycznia miał premierę w Wielkiej Brytanii, dzień później w USA. Sama artystka, krytycy, jak i fani, czekali z niecierpliwością. Krytycy na recenzje innych krytyków, Lana na reakcję publiczności i specjalistów, fani na moment, kiedy będą mogli nabyć płytę.
Mieszane opinie dziennikarzy muzycznych nie popsuły humoru Lanie – „Born to die” zadebiutowała na 1. miejscu w 11 krajach, za co artystka nie omieszkała podziękować fanom na Twitterze.
Co na to krytycy?
Rolling Stone: „Biorąc pod uwagę, jak wyrafinowany image kreuje, zaskakujące jest, jak nudna jest ta płyta. To po prostu kolejna wokalistka pop, niegotowa, żeby wypuścić album”.
Washington Post: „Porażką Del Rey i albumu nie jest jej brak umiejętności. Ona po prostu nie potrafi zakomunikować prawdziwych uczuć, w tym, co śpiewa”. W Washington Post czytamy także o powodach nienaturalnie szybkiej popularności piosenkarki: „Ludzie oczekują wielkich rzeczy, wielkich artystów, zbyt prędko. Kiedy już przekonamy się, że nie są tym, czego oczekiwaliśmy – odtrącamy ich. Możemy za to winić tylko siebie. To jest w ogóle bardzo wyczerpujące dla obu stron”.
NY Times: „Jej wizerunek jest spójny i to się liczy, ale jej muzyka to jeszcze jazda próbna”.
MTV: „Można o niej myśleć różnie, ale trzeba jej oddać to, że stworzyła album, który wypełnia słuchawki ludzi w komunikacji miejskiej”.
Występ Lany Del Rey w SNL poszedł niepamięć po bardzo dobrym wykonaniu „Video games” u Davida Lettermana. Ci, którzy odsądzili ją od wszelkich wokalnych umiejętności po pechowym występie, znów musieli nieco zmienić front, bo występ na żywo był świetny.
20 milionów odsłon na You Tube
A wszystko zaczęło się w Lake Placid, gdzie Lana się wychowała i zaczęła śpiewać w kościelnym chórze. W wieku 18 lat, kiedy muzyka zaczęła być dla niej czymś więcej, niż rozrywką po szkole, przeprowadziła się na Brooklyn. Jako Lizzy Grant, zafascynowana Elvisem Presleyem i Jeffem Buckleyem, wydała album pod prawdziwym nazwiskiem. 20 milionów odsłon „Video Games” już jako Lannie, dało jej przepustkę do świata rozrywki.
O Rey, jako jeden z pierwszych napisał brytyjski The Guardian już w maju 2011 roku. Promotorzy Rey wysłali do dziennikarzy muzycznych tej jednej z najbardziej opiniotwórczych gazet na świecie, 19 różnych piosenek demo artystki w różnych aranżacjach. „Nicki Minaj w ciele Lany Turner, w generacji, która słucha Katy Perry” – tak nazwał ją magazyn.
Lana Del Rey nie mogłaby istnieć bez Adele. Brytyjska artystka wyznaczyła w ubiegłym roku nową, aczkolwiek znaną już, ścieżkę w muzyce. Na powrót pokazała widowni, że muzyka może mieć treść, może mieć wartościowy tekst, może jednocześnie być komercyjna i wartościowa. Szukający czegoś więcej, w świecie, w którym karmi się ludzi popkulturową papką dla mas, słuchacze oszaleli, wynosząc Adele na szczyt listy Billboardu. Przetarta przez utalentowaną Brytyjkę ścieżka jest idealnym momentem dla Rey na promocję. Czas pokaże czy Lana jest Del Rey czy Del Fake (fake – fałszywy, przyp. red.).
Anna Chodacka
Facebook
RSS