Co drugi młody Polak jest studentem. Rynek pracy zaś potrzebuje wykwalifikowanych specjalistów, nie koniecznie z dyplomem szkoły wyższej.
Urzędy i agencje pracy coraz głośniej mówią o zapotrzebowaniu na specjalistów. Tych jednak, mimo powolnego odrodzenia zawodówek, nadal brakuje. Z badań wynika, że wykwalifikowani pracownicy fizyczni byli w mijającym roku na pierwszym miejscu najbardziej poszukiwanych zawodów w Polsce. Na czele listy pożądanych przez pracodawców specjalistów z zawodowym dyplomem byli: elektrycy, spawacze, murarze oraz stolarze. Według urzędów pracy brakowało takich zawodów jak: drukarz, cieśla, monter kadłubów okrętowych, monter systemów rurociągowych oraz operator maszyn i urządzeń do obróbki plastycznej.
Lepszy dyplom w garści?
– W ciągu ostatnich dziesięciu lat wykształcił się pogląd, że po szkole średniej każdy musi skończyć studia. A przecież wiele firm woli wykształconego zawodowca niż właściciela marnego dyplomu prywatnej uczelni – ocenia Anna, menedżerka jednej z krakowskich firm internetowych. Zgadza się z nią Daria, dyrektor działu HR w dużej firmie IT: – Dziś dużo firm, na przykład z branży usług, szuka różnych pracowników. Na najniższe szczeble nie potrzebują asów ze znajomością trzech języków, bo taki pracownik ma duże ambicje i wymagania. Potrzeba specjalistów, których firma może sobie wyszkolić, solidnych, nie koniecznie z dyplomem uczelni wyższej – podkreśla.
W Polsce prawie co drugi dwudziestokilkulatek jest studentem szkoły wyższej. Dla porównania, w lepiej rozwiniętej gospodarczo Irlandii – co czwarty, a w Wielkiej Brytanii – jedynie co piąty. – Szybkie i spektakularne kariery młodych po studiach z początków przemian gospodarczych stworzyły trwałe przekonanie, że wykształcenie wyższe gwarantuje dobrą posadę i wysokie wynagrodzenie – przyznaje Karolina z firmy doradczo-analitycznej. – Etos tytułu magistra trwa do dziś, co skrupulatnie wykorzystują szkoły wyższe.
A tych w Polsce nie brakuje. Poza uczelniami państwowymi od 1999 roku powstało prawie 200 prywatnych szkół wyższych. Gwałtownie rośnie też liczba studentów. Dziś jest ich pięć razy więcej niż na początku lat 90.
Ale dyplom uczelni, jak wielu młodych przekonało się na własnej skórze, nie jest gwarantem dobrej pracy. A coraz częściej pracy w ogóle. – Dziś najważniejsze są kompetencje uniwersalne i elastyczność – mówi Karolina. – W przypadku rekrutacji na część wakatów tytuł magistra powinien być opcjonalny, ale nie konieczny. Bazą winny być predyspozycje kandydata i kwalifikacje uniwersalne, umożliwiające adaptację do wymagań stanowiskowych – dodaje.
Wie o tym Łukasz, właściciel księgarni wysyłkowej z Krakowa. – Z doświadczenia wiem, że studia dużo dają, ale nic nie zastąpi praktyki. I konkretnych umiejętności – podkreśla. Dodaje, że nie rozumie obecnego pędu do posiadania dyplomu. – Za dużo jest ludzi z papierkiem, za mało takich, którzy się naprawdę na czymś znają – konkluduje.
Zawodowe odrodzenie
Na początku lat 90. ubiegłego wieku 34 proc. Polaków w wieku od 16 do 18 lat uczyło się w zasadniczych szkołach zawodowych. W 2003 r. było to już tylko 10 proc. W roku szkolnym 2007/2008 coś się zmieniło. Odsetek uczniów szkół uczących zawodu wyniósł ponad 13 proc. I ten trend nadal się utrzymuje.
Okazuje się, że pozytywnych sygnałów, dających nadzieję na „odradzanie się” szkół zawodowych, zwłaszcza rzemieślniczych, jest więcej. – Wzrasta liczba osób ubiegających się o uzyskanie dyplomu zawodowego.
Mimo tego, że nadal w wielu profesjach specjalistów brakuje, wzrost zainteresowania młodych ludzi zawodówkami specjaliści traktują jako dobry i trwały sygnał zmian na rynku edukacji. – W wyborze szkoły ważnym kryterium dla każdego ucznia jest perspektywa podjęcia pracy zawodowej po jej zakończeniu. W latach wysokiego bezrobocia w Polsce, zasadnicze szkoły zawodowe nie cieszyły się popularnością, gdyż nie ułatwiały znalezienia etatu – wyjaśnia wieloletnią niechęć do szkół zawodowych Bartosz, konsultant w dziale rekrutacji w firmie HRowej.
Szybki wzrost gospodarczy ostatnich lat zwiększył jednak znacznie popyt na pracowników fizycznych z konkretnymi zawodami. Tych ubywało, znajdywali bowiem o wiele lepiej płatne posady za granicą. – Trudność znalezienia „fachowców” wymusiła wzrost wynagrodzenia, a dzięki temu zwiększyła się atrakcyjność zawodów rzemieślniczych – konkluduje Bartosz. – Prestiżu zawodom rzemieślniczym dodała również bardzo udana reklama „Polskiego Hydraulika”, który we Francji promował wakacje w Polsce. Sytuacja, z którą mamy do czynienia pokazuje, że zmiany na rynku pracy odzwierciedlają się również w wyborze szkoły dokonywanej przez uczniów – dodaje.
Facebook
RSS