W tym sektorze cmentarza nie ma odwiedzających, bo i kogo odwiedzać, gdy zamiast nagrobków są płyty chodnikowe z numerami napisanymi sprayem? Tu trafiają ciała kobiet, o których nikt nie chce pamiętać – ofiar tzw. honorowych zabójstw.
– Nigdy nie widziałem, by ktokolwiek odwiedzał te groby – przyznaje Rekawt Sahid. Jest kamieniarzem i od 20 lat wykonuje nagrobki przy cmentarzu w Irbilu (północny Irak, tzw. Iracki Kurdystan). Za jego warsztatem znajduje się wydzielona część cmentarza, ta odludna. Nikt nie ścina tu trawy, groby są poukładane w nierównych rzędach.
Dla położonych tu osób Sahid nie wykonuje nagrobków, bo nikt by mu za to nie zapłacił. Tu lądują osoby, za którymi nikt publicznie nie płacze – niezidentyfikowane ofiary przestępstw, poronione dzieci i kobiety, które miały czelność przynieść wstyd swoim rodzinom.
Te ostatnie są w wyjątkowej sytuacji, ponieważ są grzebane anonimowo nawet wtedy, gdy ich tożsamość jest ustalona. Po prostu, stawia się płytę chodnikową na sztorc, a czarny spray wyznacza numer grobu. Po ciała ofiar honorowych zabójstw często nikt się nie zgłasza. Nawet jeśli ktoś z rodziny jest w głębokiej rozpaczy, to poczucie wstydu i strach wygrywają – po zwłoki kobiety zhańbionej przyjść nie można.
Honorowe zabójstwa nie są specyfiką Kurdystanu. Ba, Kurdowie mają reputację narodu, w którym pozycja społeczna obu płci jest wyjątkowo równa – w porównaniu do reszty regionu. Nie ma obowiązku noszenia hidżabu (poza możliwym narzuceniem tego w rodzinie) czy tym bardziej burki. Kobiety mogą piastować wysokie stanowiska, bywają liderkami swoich społeczności, służą w armii.
Jednak to zjawisko, wciąż zbyt częste w zachodniej i południowej Azji, nie omija Kurdyjek. Choćby i za nienoszenie hidżabu, za podejrzane relacje z inną osobą – powodów jest bardzo wiele. Do walki z honorowymi zabójstwami powołano Generalny Dyrektorat ds. Walki z Przemocą Wobec Kobiet. Liczby się poprawiają, ale do normalności i równego traktowania droga wciąż daleka.
Zaledwie miesiąc temu na drodze prowadzącej do Irbilu znaleziono zwłoki młodej kobiety, częściowo zasypane przez nawiewany piach. Niewiele ponad 20 lat, dżinsy i bluzka. Na szyi ślady duszenia. Przyczyny jeszcze nie ustalone, ale bardzo szybko aresztowano trzy pierwsze osoby. W Irackim Kurdystanie (trzy północne prowincje Iraku i fragmenty trzech kolejnych) w 2018 roku 49 kobiet zostało zabitych, a kolejne 73 zgony uznano za samobójstwa. 257 razy w roku kobiety były podpalane, a prawie połowa przypadków (112) to próby desperackiego samospalenia. Do tego 113 napaści seksualnych i prawie 10 tys. zgłoszeń dotyczących przemocy motywowanej różnicami płciowymi.
Z punktu widzenia zachodniego społeczeństwa takie liczby mogą porażać. Z kolei z perspektywy krajów ościennych Kurdyjki nie mają tak źle – one zgłaszają przestępstwa, mogą liczyć na ściganie sprawców. W wielu miejscach to wciąż poza zasięgiem. W samym tylko Iranie, gdzie statystyki nie są nawet publikowane, na podstawie doniesień medialnych socjologowie znaleźli w ciągu roku ponad 200 przypadków kobiet zabitych przez swoich partnerów lub opiekunów. Bo zdecydowanie najczęściej do mordów dochodzi właśnie w bliskiej rodzinie.
W Kurdystanie to 9 na 10 przypadków – szacuje Dr. Yasin Kareem, dyrektor generalny Instytutu Medyczno-Prawnego. Instytucja ściśle monitoruje przypadki przemocy i jest zobowiązana do pomocy żyjącym ofiarom oraz do prowadzenia sekcji zwłok. To właśnie tu trafiła dwudziestoparolatka znaleziona przy drodze.
Ciało po autopsji czeka na odebranie przez rodzinę w lodówce. Na odbiór jest pół roku. Jeśli czas upłynie, a rodzina (w przypadku potwierdzonej tożsamości) odmówi pochówku, Instytut odpowiada za zapewnienie ofiarom miejsca spoczynku. Wtedy właśnie trafiają do zapomnianej części cmentarza, gdzie nikt po pochowanych nie płacze. Przynajmniej otwarcie.
Źródła: Rudaw.net / ANFEnglish.com
Facebook
RSS