Chłodny, rześki październikowy poranek. Słońce odbija się od szklanych gmachów banków. Żal opuszczać ciepły przedział pociągu i współtowarzyszy podróży, którzy częstowali nas krymskim koniakiem – Masandrą i innymi przysmakami, ale właśnie przyjechaliśmy do Kijowa – stolicy Ukrainy i pora wysiadać
Docieramy do dworca kolejowego. Jest to industrialny, piętrowy budynek przypominający galerię handlową. Tuż za głównym wejściem wzrok przykuwają dwie podświetlane tuby fontanny wypełnionej wodą z bąbelkami. Wewnątrz przestronnie i schludnie. Jest kilka poczekalni i barów, a przez szklane ściany głównego korytarza można podziwiać panoramę miasta. Pierwsze, zaskakujące wrażenie nie zmienia faktu, że wraz z Miwako, turystką z Japonii znalazłyśmy się w zupełnie nieznanym nam mieście. Zaczęłyśmy zatem dziarsko od śniadania i zakupu mapy.
Nocą przez Ukrainę
Dla leniwych bądź bardziej wymagających do wyboru zawsze pozostają taksówki i busy (marszrutki), których pełno na pobliskim parkingu. Zawiozą nas wszędzie dokądkolwiek chcemy. Marszrutki są bardzo tanie, trzeba się jednak dopytać o trasę – kierowcy chętnie udzielą informacji, gdzie należy wysiąść. Taksówka to oczywiście nieco droższa alternatywa. Miwako trzyma się dzielnie, chociaż pierwszy raz podróżowała nocnym pociągiem przez Ukrainę – zupełnie egzotyczny dla niej kraj.
Wyruszamy na miasto, nie bardzo wiedząc, w którą stronę się udać. Zakup mapy okazał się świetnym pomysłem, tym bardziej że napotykani po drodze ludzie nie bardzo orientują się w położeniu głównych ulic albo też sami są turystami i podążają w swoją stronę z mapą w ręku.
Dwie, może trzy przecznice od „Ż.D. Wakzała”, czyli dworca kolei żelaznej, zaczyna wyłaniać się pełny obraz miasta − jasny, pastelowy i industrialny, z wysokimi konstrukcjami budynków. Po kilku minutach marszu spomiędzy ogołoconych już z liści gałęzi drzew dostrzegamy złote gwiazdy na kopułach Cerkwi św. Włodzimierza (Wołodymira). Idziemy w kierunku Starówki. Ulice nabierają barw, pojawiają się kolejne świątynie oraz budynki w odcieniach czerwieni, a nawet turkusu – zwłaszcza w dzielnicy ambasad i Złotych Wrót.
Zadziwiająca harmonia
Kijów urzeka nas swoją architekturą. Nowoczesne gmachy w centrum, np. hotele i banki są tak wkomponowane w pejzaż miasta, aby nie zaburzały atmosfery klasycyzmu kamienic wzniesionych pod koniec dziewiętnastego lub na początku dwudziestego stulecia. Całość stanowi godną podziwu, spójną kompozycję, realizującą wizję projektantów. Daje o sobie znać dziewiętnastowieczny historyzm: neorenesans, neobarok, neoklasycyzm. Wizytę w mieście szczególnie polecam historykom sztuki – będą mogli na własne oczy przekonać się, jak wygląda ukraiński neobarok.
Kiedy tak sobie idziemy i oglądamy budowle, jesteśmy naprawdę pod wrażeniem, w związku z tym co chwila pstrykamy zdjęcia. Gród został założony już na początku V wieku i był jednym z etapów szlaku łączącego Skandynawię z Konstantynopolem. Oleg Mądry, który zdobył Kijów w 882 roku, przeniósł tutaj swoją siedzibę i wkrótce miasto stało się stolicą Rusi Kijowskiej. W swojej historii ma również etap przynależności do Korony Polskiej. Do pierwszej połowy xx wieku, o czym zapominamy, był również ważnym centrum kultury polskiej, a Polacy wnieśli bardzo duży wkład w rozwój tutejszego uniwersytetu, a także w rozwój społeczny i gospodarczy miasta.
Z wizytą u Chmielnickiego
Idąc ulicą Włodzimierską (ukr. Wołodymirską) napotykamy słynny Sobór św. Zofii, wpisany na listę światowego dziedzictwa kulturalnego UNESCO. Ta najsłynniejsza kijowska świątynia pochodzi z XI wieku. Dzięki freskom przedstawiającym między innymi sceny z życia Jarosława Mądrego przenosimy się do średniowiecza, czerpiącego z tradycji bizantyjskiej. Atmosferę misterium potęgują delikatnie jarzące się w półmroku pomarańczowe ogniki świec zawieszonych nad balkonami. Na tym samym placu znajduje się pomnik Bohdana Chmielnickiego. W tle roziskrzone złote kopuły następnego monastyru – św. Pawła. Kijów w ogóle słynie z pięknych cerkwi i żeby je wszystkie obejrzeć potrzeba naprawdę sporo wolnego czasu.
Stąd blisko już do parku, z którego roztacza się widok na Dniepr i panoramę miasta. Raz po raz rzekę przemierzają białe statki. Schodzimy krętymi ścieżkami w dół, aby, nie wiedząc o tym wcześniej, znaleźć most prowadzący na drugi brzeg rzeki, czyli piaszczyste plaże.
Docieramy również do Ławry Pieczerskiej. Odwiedzającym to miejsce radziłabym skorzystać z pomocy przewodnika, który opowie ciekawą historię monastyrów.
Z misją założenia klasztoru przybyli tu w XI wieku dwaj mnisi − Antoni i Teodozy. Nazwa wyraźnie wskazuje na pochodzenie od pieczar nad Dnieprem, gdzie powstał pierwszy monastyr. Budowla, po przekształceniu nabrała barokowego charakteru i obecnie znajduje się, podobnie jak Sofia Kijowska na liście światowego dziedzictwa UNESCO. Ale Ławra to nie tylko położony na wzgórzu klasztor i zespół cerkwi, to również rozległy, otaczający je park z ogrodem i widokiem na rzekę. (Przy odrobinie szczęścia można zobaczyć w niej księżyc.) Tu i ówdzie pojawiają się prawosławne kobiety z charakterystycznymi chustami na głowie. Muszę przyznać, że tu po raz pierwszy zobaczyłam na żywo takie tradycyjne nakrycia głowy.
Dźwięk imion
Na co dzień Ukrainki ubierają się podobnie do wszystkich innych europejskich kobiet. Wśród nastolatek i młodych kobiet królują dżinsy. Skoro poruszyłam już temat kobiet, warto wspomnieć, że szczególnie wdzięcznie brzmią w uszach ich imiona, na przykład: Liera, Nastia, Wika, Katia, Lena, Rita.
Wszystkie te formy mają charakter skrótowy – odpowiednio dla imion: Waleria, Anastazja, Wiktoria, Katerina, Elena, Margarita. Julia, Natalia i Aleksandra także należą do popularnych. W takim towarzystwie moje własne imię wręcz poraża swą prostotą. Oczywiście, należy wziąć małą poprawkę na to, że Ania Shirley również chciała być Cordelią Fitzgerald…
I bardzo ważne – nie należy mylić imion męskich z żeńskimi, bo na Ukrainie, podobnie jak w Rosji i na Białorusi, krótkie formy imion męskich mają zakończenia na -a.
Miwako jest zachwycona kolorami budynków, ponieważ w Japonii takich nie ma. Koniecznie chce zwiedzić galerię malarstwa współczesnego i przyjechać tu jeszcze raz latem, ale to już jest temat na zupełnie nową wędrówkę po Kijowie.
Tekst i zdjęcia: Agata Frydel
Facebook
RSS