Po umartwianiu się w czasach średniowiecza, nadszedł czas na odrodzenie w dziedzinie sypialnianych igraszek. Renesans i barok to okresy, w których w alkowach działo się dużo i ciekawie. I dość sadystycznie…
W renesansowych i barkowych alkowach pierwszoplanowe miejsce zajmują sadyzm i masochizm, w których seksualność łączy się z bólem i okrucieństwem, przy czym rozkosz jest osiągana przez zadawanie bólu lub przez cierpienie (należy jednak pamiętać, że nazwy: sadyzm, masochizm pojawiły się dopiero w XIX wieku).
Sadyzm i masochizm
Zacznijmy od Polski. Wymyślne i okrutne zachowania nie obce były rodzimym magnatom. Jeden z nich, oficer milicji radziwiłłowskiej Piotr Myszkowski, jak podają kronikarze, pewnego razu, wędrując po kraju z czterema kompanami, spotkał cztery kąpiące się wiejskie dziewczyny. Wraz ze swoimi podwładnymi zgwałcił je, a następnie rozpalił ognisko i kazał dziewczynom skakać przez ogień. Kiedy przez las przejeżdżał chłop z wozem, którym wiózł smołę, pojmano go, a następnie wysmarowano smołą genitalia, zarówno mężczyzny, jak i zgwałconych kobiet.
Jak twierdzą badacze, masochizm obywatele renesansowych i barkowych miast i wsi wynieśli z przeszłości. Masowymi przejawami sadomasochizmu były m. in. walki gladiatorów, polowania na ludzi, publiczne egzekucje, procesy czarownic, wiara w wampiry i czarownice. Socjologowie podkreślają jednocześnie, że stopień występowania tych skłonności zależy w dużej mierze od warunków społecznych, klimatu danej epoki.
Skąd się brały zamiłowania do uprawiania sadystycznej miłości? Niektórzy twierdzą, że z uwarunkowań społecznych. Zarówno w renesansie, jak i baroku (w średniowieczu oczywiście nie było inaczej, stąd sadomasochistyczne zachowania miały już ugruntowane podłoże) z fizycznością obchodzono się dość okrutnie. Wiązało się to m. in. z masowym stosowaniem kar cielesnych. Karanie dzieci i młodzieży rózgą czy batogiem miało miejsce zarówno w wiejskich chałupach, jak dworach i pałacach.
Występowało wręcz lubowanie się w zadawaniu, a często także w otrzymywaniu kar. Dzisiejsza seksuologia przyjmuje za rzecz pewną, że metody wychowawcze oparte na stosowaniu kar cielesnych sprzyjały wzmaganiu się skłonności sadomasochistycznych. Jeśli dołożymy do tego samobiczowania, publiczne chłosty grzesznic w miejscach takich, jak place i rynki, egzekucje przestępców, na które tłumnie zbiegali się wszyscy niemal mieszkańcy, mamy doskonały punkt wyjścia do późniejszych praktyk seksualnych.
Klimat sadomasochizmu stwarzała także, co prawda w mniejszym stopniu, operująca ukazywaniem okrucieństw, męczeństw, chłost, ikonografia katolicka. Seksuolog Zbigniew Lew – Starowicz pisze, iż obrazy przedstawiające m. in. biczowanie Chrystusa „stanowiły wyraz tłumionego erotyzmu, o podtekstach sadystycznych, okrutnych”.
Czarna erotyka
To określenie przylgnęło do seksualnych praktyk europejskiej szlachty baraszkującej w sposób różniący się od powszechnie przyjętych norm – czyli, nadal, mimo końca epoki średniowiecza – seksu w celach prokreacyjnych, tyle, że może już nie obowiązkowo w płóciennych koszulach z otworami na narządy płciowe.
Niemniej jednak, w baroku zachowania płciowe normowane były przez wzory religii. W związku z tym, wszystkie zachowania, które odbiegały od przyjętych zasad narzucanych przez Kościół, traktowano jako grzech.
Dodatkowo, w czasach baroku, pojęcie grzechu zamieniono na pojęcie „przestępstwa przeciwko naturze”. Powszechne stało się karanie „najcięższych dewiacji” przez Kościół i władze świeckie, czasem ściganie „dewiantów” jak przestępców kryminalnych.
Rozpowszechnione było kazirodztwo. I chociaż groziły za nie surowe kary, stosunki płciowe pomiędzy rodzeństwem, czy te między dziećmi i rodzicami były na porządku dziennym. Często dochodziło do kontaktów między ojcem a córką. Jeśli okazywało się, że dziewczyna jest w odmiennym stanie, stosowano wobec niej zabiegi poronne lub też wydawano pośpiesznie za mąż. W pewnych wypadkach, kiedy w danej rodzinie stwierdzono przypadek kazirodztwa, wszystkie córki z domu poddawane były procesowi sterylizacji. Przypadki pedofilii również nie były niczym niezwykłym, zresztą, wówczas za pełnoletnie uważano już trzynastoletnie dziewczęta.
Jeszcze gorzej było w środowiskach wiejskich i małomiasteczkowych. Często spotykało się zoofilię (zwaną wtedy bestialstwem). Mężczyźni obcowali ze zwierzętami, najczęściej z krowami, owcami, klaczami. Czyniono to w pozycji stojącej lub siedzącej. Groziła za to śmierć przez spalenie. Zdarzało się też, że winowajcę najpierw ścinano, a dopiero później palono. Czasami tylko go chłostano. Z reguły zabijano, najczęściej palono, również zwierzę. Uważano je za narzędzie grzechu, które należało zniszczyć.
W zeznaniach zachowanych z tamtego okresu, możemy przeczytać m.in. taki fragment: „[…] może ze trzydzieści lub czterdzieści razy miałem ten sam uczynek z kurami, nawet raz to i z gęsią […], mając pożądliwość cielska mojego tak z psem miałem kondlem […] uczynek cielesny może dwanaście razy lub więcej, co nikt nie widział, także w Piotrkowie ze świnią, raz jeden także z owcą […], z kotem także chciałem mieć sprawę cielesną […] podobnież z wiewiórką”.
Sam na sam
W epoce oświecenia i rozkwitu rozumu, masturbację uważano za zboczenie i dewiację. Jak pisze historyk kultury i obyczajów, Thomas Laqueur w swojej książce „Solitary Sex”, około 1712 r. w Londynie ukazał się anonimowy traktat zatytułowany „Onanizm, albo obrzydliwy grzech samosplamienia”. Autor tego traktatu przekonywał, że świat pełen jest onanistów, którzy „w domowym ukryciu masturbują się ze szkodą dla swego zdrowia i rozumu, a koniec końców sami wpędzają się do grobów”.
Według autora, ludziom uprawiającym te zdrożne praktyki groziły straszne konsekwencje: ślepota, obłęd, przedwczesna śmierć. Nie brakowało też dość obrazowych przykładów: można na przykład przeczytać o wycieńczonym młodzieńcu, który onanizował się aż osiem razy w ciągu godziny, a mimo to wciąż nie znajdował ukojenia.
Dzieło szybko rozprzestrzeniło się po całej Europie, a jego dziesiąte wydanie dotarło nawet do amerykańskich kolonii. Czytelnicy wkrótce dali się przekonać o szkodliwości owego „występku popełnianego w samotności”, a pomysłowi fabrykanci w lot dostrzegli okazję i poszli za ciosem. Rzucili na rynek futerały na penis, specjalne rękawice ochronne do noszenia na noc, a dla dziewcząt rodzaj uprzęży, uniemożliwiający rozkładanie nóg.
Także filozof oświecenia Immanuel Kant czuł się powołany, by potępić „lubieżne hańbienie samego siebie”, jak nazwał masturbację. Jego zdaniem, nawet samobójstwo, które przecież przynajmniej „wymaga odwagi”, nie jest czymś tak niegodziwym, jak takie „bezwolne poddanie się zwierzęcym podnietom”.
Jak twierdzi Laqueur, mieszczaństwo z trzech powodów wietrzyło tu najwyższe niebezpieczeństwo dla publicznej moralności: „samotny nałóg” był radykalnie prywatny, wolny od wszelkiej kontroli ze strony innych ludzi. Po drugie ograniczał się do spotkania z wytworem fantazji – onanista poniekąd uprawia seks z własną wyobraźnią. A po trzecie, jest to zabawa bez granic.
Do dziś opinia publiczna uważa to zjawisko za żenujące. A na przykład aktorzy filmowi, którzy odgrywają masturbację przed kamerą (Sharon Stone w filmie „Sliver”, Harvey Keitel w „Złym poruczniku”), zyskują opinię ekshibicjonistów.
Ela Prochowicz
* podczas pisania artykułu, autorka korzystała z fragmentów opracowań i kronik umieszczonych na stronie www.msfera.pl
Facebook
RSS