Fot. Giulio Meliani
Jest jedną z najbardziej rozpoznawalnych na świecie polskich sportsmenek. Jej pojedynki w USA oglądają pierwszoligowe gwiazdy Hollywood. W UFC nie przegrała (prawie) żadnej walki! Ale to przede wszystkim kobieta o dobrym sercu, dla której zawsze rodzina będzie najważniejsza. Pomaga, bo wierzy, że dobro powraca. Kocha swój kraj, a dla polskich kibiców jest źródłem patriotycznej dumy. Joanna to kobieta, która wie czego chce, do życia podchodzi ze zdrowym rozsądkiem i z pewnością umie „walczyć” o swoje! „Ludzie spieszą za pieniądzem, bogactwem, ale tak naprawdę to nie o to chodzi w życiu. Cieszę się, że mam do tego takie podejście, bo życie jest jedno i powinniśmy chwytać je garściami, dawać od siebie jak najwięcej, ale też brać”.
Joanno, trenowałaś muay thai, boks i inne sztuki walki. A od 2012 roku – MMA. Co najbardziej kochasz w tym sporcie?
Joanna Jędrzejczyk, Mistrzyni Świata UFC: Ciężko to porównać. Poszczególne sztuki walki to muay thai, boks, taekwondo, czy kickboxing, a w MMA spotykamy się tak naprawdę ze wszystkim. Są już obecnie pokolenia, które stricte trenują MMA, czyli zróżnicowany trening. Wszyscy mamy jakieś swoje inne doświadczenia. W organizacji spotykają się ze sobą bardzo różni zawodnicy, jak np. trenujący „brazylijskie jiu-jitsu”, tacy, którzy wywodzą się ze sportów stójkowych, czy parterowych i muszą wówczas podszkolić inne techniki, jak np. zapasy. Tak samo było ze mną, musiałam poznać tajniki zapasów czy właśnie jiu-jitsu. Piękne jest to, że nie ma ograniczeń w tym sporcie. W federacji UFC spotykają się najlepsi z najlepszych i to jest największy sprawdzian.
W jaki sposób wyglądają Twoje przygotowania do walki?
To długotrwały proces. Mamy specyficzne obozy przygotowawcze, które trwają minimum sześć tygodni, często nawet dwanaście. Sekcje są podzielone, średnio od ośmiu do jedenastu jednostek treningowych w tygodniu, czyli praktycznie dwa razy dziennie. Odpowiednie przygotowanie to cały proces. Trzeba w prawidłowy sposób wstać, zjeść, by jedzenie dobrze się trawiło, potem jechać na trening, później np. spotkanie z fizjoterapeutą.
Tak naprawdę, to pewna rutyna – jest lunch, drzemka, potem kolejny trening. Zdarza się, że bardzo późno. I zaczynasz kolejny dzień. Tak to wygląda. Przygotowania podzielone są na różne etapy. Najpierw skupiamy się na budowaniu siły, osiągnięciu odpowiedniej kondycji, eksplozywności, później przechodzimy do etapu sparingów, na koniec jest etap tzw. „odświeżania”, czyli łapania szybkości i gubienie ostatnich kilogramów. Pod wpływem dużego obciążenia treningowego, ciało jest zmęczone, dlatego w etapie końcowym bardzo istotne jest nabieranie sił. Potem przychodzi już czas na samą walkę. 6 tygodni to minimum, aby się przygotować, ale zazwyczaj jest to 8-12 tygodni, żeby mieć spokojną głowę do przygotowań.
A jeśli chodzi o przygotowanie psychiczne? Często mówi się, że trening każdego sportu kształtuje charakter człowieka, który go uprawia. Są specjalne przygotowania, kształtowanie odpowiednich cech charakteru? Nie każdy przecież nadaje się do tego rodzaju sportu.
Sport to przede wszystkim ciężka praca. Wiadomo, że niektórym coś przychodzi łatwiej, mają wielki talent, inni muszą bardziej się starać, są rzemieślnikami, ale poprzez swoją bardzo ciężką pracę potrafią osiągać pozycje i odnosić sukcesy. Bez względu na wszystko, ciężka praca nad każdym aspektem to podstawa. Trzeba przede wszystkim kochać sport, który się uprawia. Trzeba mieć też pewną nutkę jakiegoś wariactwa, odwagi, mieć w sobie to „coś”, pewne cechy charakteru, które są przydatne, by wszystko przetrwać. Ważne by się nie poddawać. My rodząc się, jesteśmy „fighterami”. To, czego sport mnie nauczył, to właśnie, aby nie poddawać się. Duże problemy życiowe stają się wtedy bardzo małe. I to niesamowicie rozwija! Sport wiele uczy, nieważne czy uprawiamy go amatorsko, czy zawodowo. Wzmacnia nas fizycznie, ale przede wszystkim psychicznie.
Ja nie potrzebuję kogoś, kto mnie będzie motywował, jasno nakreślam swoje cele i marzenia, i je realizuję. Nikt mnie nie zmusi do pracy nad sobą, sama muszę tego chcieć. I tak powinno być nie tylko w sporcie, ale i w życiu codziennym. Jeżeli chcemy coś osiągnąć, to nie możemy narzekać, że mamy gorzej niż Kowalski czy inny Nowak, tylko sami się starać i pracować na siebie.
Co czujesz po każdej walce?
Zdecydowanie to, że się nie poddałam, że odniosłam kolejny sukces, że mogłam reprezentować swój kraj na arenie międzynarodowej i przynieść mu dumę, radość moim bliskim i fanom. Czuję ogromną satysfakcję. Oczywiście to też są łzy. Łzy szczęścia, że po raz kolejny się udało. Często ludzie nie widzą tego ogromu poświęcenia i przygotowania.
Kiedy wchodzisz do oktagonu, to czujesz, że walczysz też dla Polski?
Ależ oczywiście! Od roku jestem w Stanach i spędzam tam dużo czasu i nadal będę spędzać, ale mieszkam w Olsztynie i nic tego nie zmieni. Bardzo lubię USA. Kiedy byłam małą dziewczynką to marzyłam o wylocie do Stanów Zjednoczonych, ale było to odległe marzenie. Dziś mamy do czynienia z postępem technologicznym i cywilizacyjnym. Przede wszystkim jednak zmieniły się moje możliwości, dzięki czemu mogę sobie pozwolić na podróże i mieszkanie w Stanach.
W USA się rozwijam, ale moim miejscem jest Polska. To tu jest moja rodzina, moi bliscy. Swoją przyszłość wiążę z Olsztynem i nie wyobrażam sobie tego inaczej.
Wyjeżdżając do Stanów często słyszałam, że się „sprzedałam”, „zdradziłam Polskę”, że „nie jestem patriotką”… Dla mnie patriotyzm to również chwalenie się swoją ojczyzną, właśnie za granicą. Bycie z niej dumną, wręcz obnoszenie się tym, skąd pochodzę. Walczę dla Polski. To nie są zawody klubowe, każdy reprezentuje siebie. Dietetyk, lekarz, moi trenerzy, sparing-partnerzy, management, wszyscy oczywiście pracujemy na mój sukces, ale w dniu walki to ja wchodzę do oktagonu i ja walczę dla swojego kraju.
A propos opinii i oceniania. Jak to znosisz?
Hejterzy są i zawsze będą. Nie interesuje mnie to, co sobie myślą. Trzeba sobie uświadomić, że nie można żyć czyimś życiem i przejść tego życia w czyichś „brudnych butach”. Ja tego nie robię. Ludzie powinni skupić się na sobie. Jeśli chcemy zacząć zmianę, to nie powinniśmy oceniać innych za niepowodzenie, powinniśmy zacząć tę zmianę od siebie. Ja wiem, że życie jest jedno. Wierzę w Boga, w życie pozaziemskie w raju, a ludzie tego nie łapią. Ludzie spieszą za pieniądzem, bogactwem, ale tak naprawdę to nie o to chodzi w życiu.
Cieszę się, że mam do tego takie podejście, bo życie jest jedno i powinniśmy chwytać je garściami, dawać od siebie jak najwięcej, ale też brać!
Bardzo pomagam Fundacji „Cancer Fighters” i mocno nawiązuję relacje za każdym razem kiedy odwiedzam te dzieciaki, do dziś jestem z nimi w kontakcie. To mi uświadamia, że choćby jutro, możemy usłyszeć o złej diagnozie, jutro mogę stracić kogoś bliskiego, albo ja mogę doznać wypadku, choroby, śmierci. Ta świadomość ubogaca.
To w niczym nie pomaga, że ludzie lubią żyć czyimś życiem i nienawidzą tego, gdy ktoś wychodzi przed nich, przed szereg. Tak jak mówię, ja skupiam się na sobie, swoich bliskich, potrzebujących, nie ingeruję w życie innych. I gdyby ludzie tego też nie robili, świat byłby lepszy.
A czy zdarza ci się słyszeć, że to sport nie dla kobiet, że powinnaś odpuścić, zająć się czymś innym? Często „walczysz” ze stereotypami?
Bardzo często to słyszę i walczę ze stereotypami. Ale w dzisiejszych czasach nie ma podziału na zawody męskie, żeńskie. Wręcz są wymogi, by kobiety były w armii, policji, służbach mundurowych. Kilkadziesiąt lat temu kobiety nie miały prawa głosu, nie mogły być w polityce. Dziś w wielkich spółkach, i to największych w Polsce, często przecież rządzą kobiety. Zarządzają ogromnymi zasobami. Świat dziś stoi otworem dla każdego, nieważne jakiej jest się płci, pochodzenia, nacji, czy koloru skóry.
Podobno mężczyźni lubią się bić z natury… A kobiety? Dlaczego zajmują się walkami zawodowo?
To jest przede wszystkim walka, bo bicie jest na ulicy. Ludzie sobie wyobrażają, że MMA, boks, czy sztuki walki to kopanie się po głowie, a za 5 lat będziemy się jąkać, mieć Alzheimera czy Parkinsona… To wcale tak nie wygląda. MMA to różne style.
Jest przygotowanie siłowe, elementy crossfitu, fitnessu, stretchingu, bardzo dużo przygotowań lekkoatletycznych. To wszystko jest bardzo przekrojowe i trzeba się skupiać na wielu aspektach, aby móc potem zwyciężać. Ja, trenując w Tajlandii czy Holandii widziałam wiele kobiet, z różnych środowisk i trenujących razem, nawet dla fanu, czy fajnej sylwetki, kondycji, ale też do zbudowania pewności siebie.
Granice walki kobiet i mężczyzn się zacierają. Walki kobiet są obecnie tak samo ważne, mają taki sam prestiż. I my, fighterki, potrafimy zachować swoją kobiecość w tym co robimy. Każda z nas ma swoją rodzinę, wiele dziewczyn ma dzieci, ale my to traktujemy jako sport i ludzie też powinni patrzeć na walczące kobiety właśnie w taki sposób.
W jednym z wywiadów powiedziałaś, że lubisz trenować z facetami na sparingach. Dlaczego?
Bo to mnie rozwija jako zawodniczkę. Mężczyzna, który jest mojej wagi, i tak będzie ode mnie silniejszy, szybszy, bo to naturalne. Cieszę się, że mogę z nimi trenować, bo dzięki temu się rozwijam. Muszę się bardziej starać i łatwiej walczy mi się później z kobietami w oktagonie. Wiele kobiet na najwyższym poziomie stosuje taką taktykę.
Kiedy już nie trenujesz i masz chwilę dla siebie, jak lubisz się zrelaksować i w jaki sposób sobie pomagasz, by odetchnąć od walk, treningów?
Z pomocą przychodzi mi rodzina. Każdą wolną chwilę, jaką mam, wykorzystuję na powrót do Polski. Moi najbliżsi również przyjeżdżają do mnie. Rzucam się też w wir pracy, bo zawsze po zwycięstwach mam obowiązki medialne, zarówno w Stanach jak i Polsce. Nieraz zdarza się, że codziennie udzielam wywiadów, a przez to, że mieszkam w USA często odbywa się to drogą internetową, np. przez Skype, telefon, gdyż nie jestem w stanie być w dwóch miejscach na raz.
Ja raczej jestem osobą, która nie potrafi wypoczywać, bo lubię pracować i to jest to, czego nauczyli mnie moi rodzice. Jestem im za to bardzo wdzięczna.
Ale owszem, te chwile tylko dla siebie czasami też znajduję. Lubię dobrą kawę, lubię dobre czerwone wino. W przyszłości chcę mieć swoją kawiarnię i być amatorskim sommelierem. Lubię czytać książki. Polubiłam też…wodę! Ze względu na to, że jestem sportowcem, piję 4-6 litrów dziennie, a kiedyś nie mogłam nawet do ust wziąć łyka! Podobnie, kiedyś nie lubiłam biegać, teraz uwielbiam biegać! I w przyszłości chciałabym przebiec maraton. Chociaż niewiele mam na to czasu, przez częste podróże polubiłam czytanie. Lubię też fotografię, dobry film. Jestem osobą bardzo aktywną. Lubię wyjść na deskę, jeździć na rowerze. Kiedy mam wolną chwilę lubię próbować różnych sportów. Ostatnio zafascynowałam się paddleboardingiem. Nuda na pewno mi nie grozi. Ciągle coś robię. Ale tak jak powiedziałam na początku, przede wszystkim ważna jest dla mnie rodzina.
Jakie są Twoje plany na 2018 rok?
Póki co, skupiam się na mojej kolejnej walce w Nowym Jorku, w Madison Square Garden (4 listopada 2017, z Rose Namajunas; nasza rozmowa odbywa się w połowie września – przyp. red.). Na pewno chciałabym obronić swój tytuł po raz kolejny oraz przełamać rekord kobiecych obron tytułu mistrzowskiego UFC.
Być może stanę też do walki o drugi tytuł, w innej kategorii wagowej, co byłoby ogromnym wyczynem, ponieważ jeszcze żadnej kobiecie się to nie udało w MMA, w UFC. I to by było coś wspaniałego! Zobaczymy.
Co chciałabyś przekazać wszystkim kobietom, aby zachęcić je do walki o swoje?
Przede wszystkim to, że jeżeli chcemy zmian, to musimy do nich dążyć, dać szansę innym ludziom, miejscom. Ja też w życiu miałam różne sytuacje. Często pogrążamy się np. w patologicznych związkach, uzależnieniach i boimy się tych zmian. I ja też w swoim życiu i karierze tych zmian miałam mnóstwo. Ale one wszystkie mnie umocniły. Niektóre decyzje owszem, nie były łatwe, ale finalnie obróciły się na moją korzyść. Przede wszystkim chcę przekazać, by wierzyć w siebie, wierzyć w ludzi i dzielić się dobrem, bo to zawsze wraca. Nigdy się nie poddawać! Można trochę zwolnić, wiadomo, bo nie ma sensu ciągle być w pędzie, gdy jesteśmy zmęczeni i łapiemy chwile zwątpienia, ale nigdy nie możemy przestać. Nie wolno nam się poddać. Jeśli chcemy zmian, musimy zacząć od siebie. Bo jeśli nie podejmiemy próby, to nikt za nas tego nie zrobi.
Jakie jest Twoje największe marzenie?
Mam dużo marzeń. Najważniejsze dla mnie to być blisko moich bliskich i być szczęśliwą. I to wszystko.
Rozmawiała: Agnieszka Słodyczka (Jarząbek)
Tekst pochodzi z książki „Sukces jest Kobietą. Pasja, biznes, inspitacja”, 2017. Książkę w wersji PDF można nabyć tu: