Język potoczny, dawniej zarezerwowany dla sytuacji nieoficjalnych, dzisiaj trafia na salony – uważa językoznawczyni z Uniwersytetu w Białymstoku dr hab. Elżbieta Awramiuk. Zwraca też uwagę na tendencje pozytywne, np. kreatywność językową młodych ludzi.
PAP: Jakie są tendencje we współczesnej polszczyźnie?
E.A.: Dość powszechny jest trend, przede wszystkim wśród młodych ludzi, do ekonomizacji, czyli oszczędzania wysiłku. Najlepiej to widać w SMS-ach czy komunikatorach internetowych. Kiedy ktoś chce coś szybko napisać, nie dba o ortografię czy interpunkcję, nie używa znaków diakrytycznych, które pozwalają odróżnić np. „a” od „ą”. Stosuje się w tych wiadomościach nietypowe połączenia literowo-liczbowe (np. „3maj”, czyli „trzymaj”), które dla osób niewprawionych mogą okazać się nieczytelne.
Zauważalna jest też silna tendencja do ujednolicania języka. Chodzi mi przede wszystkim o nadużywanie stylu potocznego. Język potoczny to podstawowa odmiana, każdy z nas jej używa, ale w pewnych sytuacjach komunikacyjnych wypadałoby mówić inaczej. Język potoczny wkracza do niemal wszystkich sfer. Wiąże się z tym wulgaryzacja języka, wzrost agresywnych zachowań językowych. Można powiedzieć, że to, co dawniej było zarezerwowane dla sytuacji nieoficjalnych, dzisiaj trafia na salony.
PAP: Czy Polacy mają dziś problemy z polszczyzną pisaną?
E.A.: Tak. W polskiej ortografii jest kilka miejsc trudnych, m.in. z tego względu, że zwyczaj pisowniowy, tzw. uzus, jest inny niż norma. Jako przykład podam pisownię „nie” z rzeczownikami odczasownikowymi, takimi jak „czytanie”. Mimo że norma nakazuje pisać „nie” z rzeczownikami łącznie, ludzie masowo piszą wyrazy takie jak „nieczytanie” oddzielnie. Błędy tego typu popełniają urzędnicy różnych instytucji, nawet nauczyciele; nie dziwi więc, że także uczniowie.
Trudność stanowią też wyrazy zapożyczone, których za sprawą przede wszystkim języka angielskiego jest we współczesnej polszczyźnie coraz więcej. Ich pisownia na początku jest nieustabilizowana, kiedy pojawiają się w słownikach – zwykle wariantywna (np. „dealer” i „diler”). Mamy problem nie tylko z zapisywaniem zapożyczeń, ale też ich wymawianiem.
PAP: Dlaczego popełniamy błędy ortograficzne?
E.A.: Błędy ortograficzne wynikają m.in. z tego, że ludzie nie znają reguł ortograficznych, ale są i inne przyczyny. Reguły czasami są tak skomplikowane, że zwykły człowiek nie jest w stanie z nich korzystać. Nasz kontakt z językiem pisanym nie ogranicza się jedynie do zapisów wzorcowych. Spotykamy się z wieloma błędami, niekiedy popełnianymi świadomie. W środkach masowego przekazu często obserwujemy eksperymenty ortograficzne, jak świadome błędne zapisywanie wyrazów np. w tytułach tygodników, a to też kształtuje nasze nawyki językowe.
Warto wiedzieć, że pisownia polska stale podlega zmianom i czasami błąd może wynikać z niewiedzy. Dziś należy pisać tytuł czasopisma „Mówią Wieki” wielkimi literami, choć jeszcze kilka lat temu drugi wyraz należało zapisać literą małą.
Źródło: PAP – Nauka w Polsce, rozmawiała Sylwia Wieczeryńska