Adventure Club kojarzy się – nie bez racji – z egzotycznymi wycieczkami do odległych zakątków naszego pięknego świata. Przyzwyczailiśmy się więc, że na mapie wypraw w zakładce „Europa” jest pusto. Europa jest nam bliska, różnice kulturowe wydają się zacierać, od norweskich fiordów po oliwne gaje i palmy przy plażach Morza Śródziemnego – wszystko to wydaje się równie piękne, co i na swój sposób znajome i choć inne, to rzadko postrzegane jako „egzotyczne”.
Od niedawna jednak pod hasłem „Europa” możemy znaleźć aż dwie wyprawy – i choć dzieli nas od nich tylko cztery godziny lotu samolotem, są one bez wątpienia egzotyczne, bardzo, bardzo egzotyczne. I z gatunku takich, podczas których karta pamięci w aparacie lub telefonie zapełnia się bardzo szybko…
Pierwszy raz przyleciałam na Islandię w drugiej połowie sierpnia. Było już po wysokim sezonie, dni nie były bardzo długie i gdy późnym wieczorem wylądowaliśmy na lotnisku Keflavik, poczułam, że jest dość chłodno i zamarzył mi się ciepły, przytulny pokój. Ku mojemu zaskoczeniu tak właśnie było w hostelu, do którego przyjechaliśmy po kilkudziesięciu minutach jazdy samochodem – kaloryfery przyjemnie grzały, można było wziąć gorący prysznic. Gdy pierwsza świeżo wykąpana osoba weszła do pokoju, zapanowała konsternacja… Tak pachnie umyty człowiek??? Niemożliwe…
To było właśnie pierwsze zderzenie z islandzką egzotyką, a konkretnie z jednym z jej głównych źródeł – na Islandii kaloryfery grzeją praktycznie przez cały rok, bo w całym kraju możliwe jest wykorzystanie naturalnie gorących wód geotermalnych, co sprawia, że koszty ogrzewania praktycznie są bez znaczenia. Ale ta gorąca woda ma też swój specyficzny piekielno-siarkowy zapach i słony smak, więc do mycia się nią i do funkcjonowania po takiej odświeżającej kąpieli trzeba się przyzwyczaić. Po pierwszym szoku staje się to nawet zabawne, wieczorne ciepełko jest naprawdę miłe, a właściwości miejscowej wody to tylko najłagodniejszy przejaw warunków geologicznych tej wyspy.
Olbrzymie gejzery, tryskające wysokim nawet na trzydzieści metrów słupem gorącej wody w dość regularnych odstępach czasu to jedna z pierwszych naprawdę niesamowitych atrakcji. Obok gejzerów znajdują się też przerażająco głębokie „oczka wodne”, czy raczej studnie, również wypełnione gorącą wodą i zionące nieskończoną głębią. Można podejść do samej krawędzi i zajrzeć do środka, ale wyobraźnia powstrzymuje nas pół kroku wcześniej. Jeziorka, w których bulgocze kipiąca lawa, przebudzone wulkany, stosy okruchów zastygłej lawy i i kratery, z których wydobywa się dym i siarkowe wyziewy – to wszystko tworzy niewątpliwie egzotyczną scenerię, której bliżej do kosmosu, niż do dalekich miejsc na Ziemi. A jeśli jeszcze rzucimy w ten krajobraz turkusowe jeziorko, uwierzymy, że Europa to najbardziej egzotyczny kontynent, jaki można odwiedzić. Krajobrazy kształtowane przez wulkany i gejzery są naprawdę zjawiskowe. Przy tym wszystkim naprawdę spektakularne wodospady wydają się tylko skromną namiastką atrakcji.
Gdy już nasycimy się ich grozą, możemy całkowicie zmienić scenerię i wyruszyć na przejażdżkę łodzią wśród połyskujących błękitem gór lodowych w towarzystwie wesołych, pływających wokół nich fok. Poczujemy się, jakbyśmy nagle znaleźli się w zupełnie innym kraju. W przeciwieństwie do miejsc, w których bulgocze lawa, huczą wodospady i syczą gejzery, gdzie dosłownie i w przenośni wszystko wrze i płonie, tu panuje zaskakująca, dostojna cisza. Wszystko jakby zamarło i zostało zamrożone w chłodnych blokach lodu. Taka właśnie jest Islandia – kraj ognia i lodu.
Góry lodowe i foki to nie jedyne atrakcje, jakie spotkamy podczas wodnych wycieczek. Dla miłośników egzotycznej fauny nie lada gratką będzie spotkanie z wielorybami i delfinami – można je obserwować z całkiem bliska, a wypatrywanie, skąd wynurzy się morski olbrzym i obserwowanie nadwodnych akrobacji delfinów jest naprawdę ekscytujące.
Ciekawymi zwierzętami, które spotkamy na Islandii są też maskonury – piękne, podobne do pingwinów ptaki z intensywnie czerwonymi dziobami, żyjące na nadmorskich klifach i plażach. W wielu krajach chronione, na Islandii są ptakami łownymi.
Islandia to ogromna różnorodność krajobrazów. Objeżdżanie wyspy dookoła wzdłuż linii brzegu, poza główną drogą nr 1, to kluczenie drogami, których przebieg wyznaczają głębokie fiordy – do miejsca odległego o kilka kilometrów w linii prostej często trzeba jechać godzinę lub dłużej. Ale ten czas wcale się nie dłuży, bo piękno fiordów urzeka. Urzeka zieleń łąk, na których pasą się stada owiec lub koni, urozmaicanych jeziorkami, w których odbija się błękit nieba i upstrzonych tundrowymi kwiatami, urzekają surową tajemniczością skaliste wzgórza i wąwozy zbudowane ze skał magmowych, rwące rzeki, przez które przeprawa samochodowa jest przygodą samą w sobie. A w tych pustkowiach można spotkać strumienie i sadzawki z bardzo ciepłą lub wręcz gorącą wodą, w których z przyjemnością można się wykąpać i zrelaksować, nawet wtedy, gdy temperatura powietrza wynosi kilkanaście stopni i wieje chłodny wiatr.
Objeżdżanie wyspy dookoła niesie ze sobą niespodzianki – niektórzy są zaskoczeni, że główna droga kraju, droga nr 1, jest w pewnej części żwirowa. Islandzkie drogi nie rozpieszczają – ruch jest niewielki, ale dotarcie do wielu atrakcji wymaga posiadania samochodu terenowego, a także umiejętności jazdy w trudnym terenie i znajdowania przejezdnej ścieżki. W kilku miejscach, w których wydawało się, że drogi już wcale nie ma, spotykaliśmy nawet pracowników, których zadaniem była pomoc w przeprawieniu się samochodem przez rzekę – wskazywali oni, w którym miejscu zjechać z brzegu, na jakim odcinku jechać jej korytem i gdzie wydostać się na drugi brzeg.
Specyficzną egzotykę na drodze poczuliśmy jednak na dość łatwym technicznie odcinku szutrowym, który prowadził do jednej z większych atrakcji turystycznych wyspy. Przejazd nie byłby niczym nadzwyczajnym, gdyby nie to, że odcinek ten był dość uczęszczany i jeszcze nie zdążył opaść kurz po jednym samochodzie, gdy już nadjeżdżał następny, a za nim następny i następny… Przejechanie kilku kilometrów w widocznym z daleka, przemieszczającym się wraz z kolumną aut ogromnym obłoku kurzu miało smak egzotycznej przygody. Po południu, na wygodnej, asfaltowej drodze nasz samochód nagle stanął. Pomoc drogowa przyjechała zaskakująco szybko, serwisanci bez chwili zastanowienia wymienili kilka elementów instalacji elektrycznej, ze spokojem stwierdzając, że na islandzkich mocno zakurzonych drogach taka awaria to niemal codzienność i mogliśmy ruszyć w dalszą drogę przez malownicze pustkowia.
Gdy zatrzymywaliśmy się w miasteczkach, na stacjach benzynowych, w sklepach, z pewnym zaskoczeniem zauważaliśmy w różnych miejscach napisy i informacje w języku polskim. Czasami był to tylko islandzki i polski, a nie jak przyzwyczailiśmy się w innych krajach, angielski, niemiecki czy francuski.
Polacy są drugą po Islandczykach największą grupą narodowościową zamieszkującą wyspę – w ciągu ostatnich kilkunastu lat stanowili od 3 do niemal 6% jej ludności. Obecność Polaków w życiu codziennym na Islandii jest mocno zauważalna. Gdy w jakimś sklepiku przy drodze kupiliśmy do słuchania w samochodzie składankę islandzkich przebojów, odkryliśmy, że pierwsza piosenka na płycie nosiła tytuł „Eliza Wrona” i opowiadała o mieszkającej tam Polce.
To nie jedyna ciekawostka dotycząca ludzi. Islandia jest krajem o niespotykanie wysokim poziomie czytelnictwa – pomimo, iż językiem islandzkim posługuje się stosunkowo niewielka liczba ludzi, wydaje się bardzo wiele książek w tym języku – oryginalnych oraz tłumaczonych z innych języków. Książka jest najpopularniejszym, tradycyjnym prezentem gwiazdkowym, a niemal co dziesiąty Islandczyk napisał i wydał w życiu przynajmniej jedną książkę. Powszechna jest też dobra znajomość języka angielskiego. Podczas naszej podróży chętnie rozmawialiśmy z Islandczykami, zarówno młodymi, jak i starszymi i nie spotkaliśmy nikogo, kto nie mówiłby biegle po angielsku. Byliśmy pod wrażeniem gościnności ludzi zamieszkujących wyspę, chęci do pomocy w rozwiązywaniu małych i większych problemów oraz poczucia humoru, które szczególnie potrzebne okazało się w sytuacjach, gdy próbowaliśmy przysmaków tamtejszej kuchni.
Jednym z nich jest batonik Prince Polo, ale nie mam na myśli ani tego najważniejszego polskiego produktu eksportowego do Islandii, ani nawet potraw z sympatycznego maskonura. Niektóre islandzkie potrawy są naprawdę ekstremalne, na przykład sfermentowane mięso rekina o smaku, którego nie da się zapomnieć lub bitafiskur – mocno aromatyczne w specyficzny sposób, suszone ryby. – Kupcie jeszcze do tego masło, jeśli chcecie móc zjeść – poradziła nam nasza gospodyni.
Islandia to potęga i zniewalające piękno niezwykłej przyrody i hardcorowe doświadczenia kulinarne, ale nie tylko. Jak wszędzie, również i tam można zobaczyć ciekawe obiekty z dziedziny kultury materialnej. Objeżdżając wyspę, odwiedziliśmy obrosły legendą samotny dom na zielonej wyspie Elliðaey, przydomową ekspozycję rzeźb mieszkającego w przedziwnym domu ekscentrycznego współczesnego artysty nawiązującego swoją twórczością do rzeźb Einara Jonssona, którego muzeum odwiedziliśmy w Reykjaviku, charakterystyczne domy z porosłymi trawą torfowymi dachami i wiele innych ciekawych miejsc stworzonych przez ludzi. Zanurzyliśmy się w atmosferę Reykjaviku – stolicy i największego miasta Islandii, miasta europejskiego, ale klimatem przypominającego nieco miasto gdzieś na końcu świata.
Czego jeszcze nie było z kategorii „egzotyka” podczas tej wyprawy? Błękitnych lagun i kąpieli w ciepłych wodach pod palmami? Tak! Nie wszystko można mieć – palm nie będzie, bo wysokie drzewa są prawie nieobecne na tej pięknej, zielonej wyspie. Natomiast błękitna laguna i relaksujące, ciepłe kąpiele – jak najbardziej! Islandzka Błękitna Laguna jest największym na świecie basenem geotermalnym –jeziorem o mlecznoniebieskiej ciepłej wodzie, nad którą unoszą się kłęby pary. Jezioro to znajduje się w naturalnym zagłębieniu terenu, ale powstało wskutek działalności człowieka. Baseny są czynne przez cały rok, zdarza się, że podczas kąpieli na głowę pada nam śnieg, choć stopy parzą bijące z dna miniaturowe gorące źródełka. Ogromny, choć nie sprawiający wrażenia zatłoczonego, kompleks rekreacyjny Błękitna Laguna oferuje szeroką gamę zabiegów odnowy biologicznej oraz duży wybór własnych kosmetyków. Relaks w tym wyjątkowym miejscu jest naturalnym dopełnieniem tej egzotycznej podróży.
Adventure Club przygotował dwa programy wypraw na Islandię – dziesięciodniowy dookoła wyspy i siedmiodniowy, uwzględniający tylko jej południową część. Oba programy są oferowane dwa razy w roku.
Szczegółowy opis tras, w którym zostały wymienione z nazwy miejsca, o których opowiedziałam można znaleźć na stronie Adventure Club. Podano tam również terminy i wykaz świadczeń.
Program dziesięciodniowy dookoła Islandii: https://adventure-club.eu/wyprawa/dookola-islandii/
Program siedmiodniowy obejmujący południe wyspy: https://adventure-club.eu/wyprawa/islandia-poludnie-wyspy/
Zapraszamy!
Tekst: Anita Doroba
Foto – materiały własny, Anita Doroba
Facebook
RSS