Czy pandemiczne przejście z kin stacjonarnych na streaming online jest eko? Bez wątpienia, mniej dwutlenku węgla emitujemy w domowym zaciszu niż w salach multipleksów, jednak cały maraton ulubionego serialu na Netflixie czy HBO w znacznym stopniu przyczynia się do pogłębiania śladu węglowego. W jaki sposób biznes może przeciwdziałać zmianom klimatu podczas piątkowego wieczoru ze streamingiem w roli głównej?
Digital nie do końca eko
Jak podaje zespół francuskiego think-thanku The Shift Project, środowisko cyfrowe odpowiada za 4 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych i śladu węglowego. Dla porównania, analitycy z Center for Climate and Energy Solutions (C2E2) szacują, że niewiele więcej, bo za 6 proc. emisji odpowiedzialny jest cały sektor leśnictwa. Co ciekawe, przeważająca część szkodliwych efektów ubocznych dystrybucji internetowej to usługi związane z transferem plików wideo (80 proc.). Francuzi idą nawet o krok dalej i według wyliczeń opublikowanych w raporcie “Climate Crisis: The Unsustainable Use of Online Video” z roku 2019 m.in. na pozór niewinne popołudnia z YouTubem przyczyniają się do większych szkód klimatycznych niż całe lotnictwo cywilne (2% światowej emisji).
Ponadto, jeśli nie zmienimy swoich przyzwyczajeń, analitycy The Shift Project przewidują, że do roku 2025 ekosystem streamingowy jest w stanie objąć poziom 8 proc. światowej emisji gazów cieplarnianych. Think-thank wysuwa tezę, iż kluczem do rozwiązania problemu jest tzw. digital sobriety, czyli “cyfrowa trzeźwość”, która przewiduje m.in. racjonalną politykę energetyczną. Przede wszystkim produkcja sprzętu RTV, takiego jak telewizory oraz smartfony (choć nie tylko) w roku 2017 pochłonęła 45 proc. zapasów prądu przeznaczonych dla środowiska cyfrowego. Doliczając również wykorzystanie baz danych, serwerowni, a także infrastruktury internetowej, oba obszary wykorzystywały 55 proc. energii branży. Głównym winowajcą ponownie jest transfer danych, który według amerykańskiego koncernu Cisco Systems rokrocznie rośnie o 25 proc. na całym świecie.
Streaming zagrozi planecie?
Tak jak w przypadku całego środowiska digital, wpływ streamingu na klimat zależy od dalszych wzrostów przesyłu danych. Na ten moment transfer plików wideo odpowiada za dokładnie 1,76 proc. światowej emisji, spośród których największy udział ma odbiór całych materiałów (60 proc.), a jeden z najmniejszych… połączenia live. Zgadza się, rozmowa na Zoomie była mniej szkodliwa niż dokument na Netflixie. Sama wędrówka plików w 2018 roku przyczyniła się do emisji ponad 300 ton CO2 — w tym 34 proc. śladu węglowego było efektem korzystania z usług VOD. Co za tym idzie, 30 min odbioru treści wideo równa się emisji 1,6 kg CO2. Dla porównania jest to ekwiwalent przejechania prawie 9-km trasy samochodem diesla.
Dystrybutorzy treści zdają sobie sprawę z ryzyka kolejnych wzrostów przesyłu danych. Niektóre koncerny już teraz deklarują chęć przeciwdziałania efektom swojej działalności, m.in. zmieniając dostawcę prądu na produkty z OZE. W polskich warunkach odbiór całkowicie zielonej energii również jest możliwy, a z tego typu usług mogą korzystać zarówno duże stacje telewizyjne, jak i np. niewielkie zespoły redakcyjne. Całkiem dobrym przykładem jest także YouTube. Coraz więcej twórców buduje naprawdę obiecujące biznesy, które mają ogromny wpływ na młodych widzów. Aby promować postawy ekologiczne wśród najmłodszych, całe kanały mogą przechodzić na prąd z OZE, co w efekcie przełoży się na większą wiarygodność ich marki.
Netflix z milionową emisją CO2
Przykładem spółki, która chce osiągnąć całkowitą neutralność klimatyczną, jest m.in. Netflix. Według danych koncernu tylko w roku 2020 globalny gigant usług streamingowych przyczynił się do emisji 1,1 mln ton CO2. Jak wyjaśnia dr Emma Stewart, dyrektor ds. zrównoważonego rozwoju Netflixa, połowa tego wskaźnika obejmuje fizyczną produkcję filmów i seriali oraz treści licencjonowanych. Eksperci z brytyjskiego Save on Energy szacują, że tylko trzeci sezon popularnego Stranger Things odtworzono 64 mln razy, co przekłada się na 189 tys. ton dwutlenku węgla. Zespół spółki ma naprawdę sporo do nadrobienia, ponieważ jeszcze w 2017 roku analitycy Greenpeace obliczyli, że zaledwie 17 proc. energii koncernu pochodzi ze źródeł odnawialnych, a aż 30 proc. z węgla.
Na bardzo podobnym poziomie utrzymywało się HBO, a jeszcze gorzej — Hulu. Raport Netflixa “Environmental Social Governance” z roku 2019 pokazuje już znaczną zmianę, ponieważ sami przedstawiciele spółki deklarują wyłączne użycie produktów z OZE w segmencie usług internetowych, jednak ta kategoria nie obejmowała m.in. wysokoemisyjnego utrzymania serwerowni. Krok w stronę źródeł odnawialnych zawsze jest dobrym sygnałem dla odbiorców danego brandu, lecz działania proekologiczne muszą być przede wszystkim szczere i konsekwentnie rozwijane. W polskich warunkach takie decyzje mogą być odebrane z jeszcze większym entuzjazmem, ponieważ energia z OZE w naszej części kontynentu nie ma tak dużej konkurencji, jak m.in. na Zachodzie.
Tym samym polskie firmy — już niezależnie od branży — są w stanie zagospodarować bardzo mocny trend, który zagwarantuje im znaczną przewagę nad konkurencją. Dla samych klientów jest to bardzo wyraźny sygnał, że ich ulubiona marka jest świadoma globalnych wyzwań, przed którymi stoi szczególnie młodsze pokolenie. Jeśli środowisko internetowe weźmie sobie do serca lekcję serwowaną przez potencjał OZE, już wkrótce będziemy mogli się cieszyć w dużej mierze odświeżoną wersją nie tylko świata cyfrowego, ale również całej planety.
Autorka: Julia Piątkowska, ekspertka ds. marketingu ekologicznego z Respect Energy.
Facebook
RSS