Za życia pozostawała w cieniu słynnego męża Diego Rivery. Dziś jej obrazy wiszą w muzeach na całym świecie, „Vogue” zorganizował wystawę ubrań noszonych przez malarkę, a ona sama zyskała status artystki-ikony. Jej burzliwe życie naznaczone cierpieniem fascynuje ludzi na całym świecie
Magdalena Carmen Frieda Calderon urodziła się 6.07.1907 r. w Coyoacan na przedmieściach Meksyku jako trzecia z czterech córek fotografa Guillermo Kahlo.
Wypadek
Dorosłe życie Fridy i jej późniejszą twórczość naznaczył wypadek, któremu uległa w wieku 18 lat, wracając ze szkoły. Autobus, którym jechała, zderzył się z tramwajem z takim impetem, że poranionej dziewczynie lekarze początkowo nie dawali szans na przeżycie. Liczne złamania kości, połamany w kilku miejscach kręgosłup, uszkodzona macica – te obrażenia na wiele lat staną się przyczyną fizycznego i psychicznego bólu Fridy. Po długiej rehabilitacji i wielu miesiącach spędzonych w szpitalu, Frida zaczęła chodzić o własnych siłach. W sumie, w ciągu całego życia, przeszła ponad 30 operacji. Pod wpływem dramatycznych przeżyć Frida zaczęła malować obrazy. Sztuka połączyła ją z najważniejszym mężczyzną w jej życiu – Diego Rivera.
Ropuch
Diego, charyzmatyczny, meksykański malarz, nie miał aparycji amanta, co nie przeszkodziło wielu kobietom szaleć na jego punkcie. Postawny, zwalisty, nazywał sam siebie mianem „ropucha”. Słynął z nieposkromionej żądzy, miał dominującą osobowość i twórczą energię, którą zarażał kolejne wybranki. Frida zafascynowana talentem Diego, którego uważała za mistrza, postanowiła zostać jego żoną. Nawiązali romans, kiedy on rozstał się z drugą żoną, pisarką Lupe Martin. Diego zainteresował się jej niezwykłą urodą i talentem, szybko też przyjął rolę mentora Fridy. Łączyły ich poglądy: umiłowanie rewolucji, poparcie dla komunizmu, zainteresowanie mitologią aztecką. Ślub wzięli w 1929 roku. Cieniem na małżeńskim szczęściu Fridy położył się niedostatek spowodowany wypadkiem – nie mogła mieć dzieci, a obsesyjnie pragnęła urodzić Diego dziedzica. Po trzecim poronieniu załamała się. Sztuka okazała się lekarstwem na cierpienie. Malowała, by znaleźć ujście dla swoich bolączek i frustracji, nie uważając się za artystkę i nie konkurując ze słynnym mężem. Niespełnione nadzieje, powroty i rozstania, nieustająca, wzajemna inspiracja i wymiana myśli sprawiły, że życie tych dwojga przekładało się wprost na sztukę, którą tworzyli.
Trójkąty
Sześć lat po ślubie Frida odkryła romans łączący Diego z jej młodszą siostrą Cristiną. To wydarzenie było równią pochyłą ich małżeństwa. Nastał czas oskarżeń, scen zazdrości, rozstań, powrotów i licznych skoków w bok Diego. Wkrótce zainteresowanie innymi mężczyznami zaczęła przejawiać Frida. W 1937 roku do Meksyku przyjechał Lew Trocki, który zatrzymał się w domu artystów i wkrótce nawiązał romans z malarką. Dwa lata później, na wystawie swych prac w Nowym Yorku, Frida spotkała fotografa Nicolasa Murray’a, z którym połączyła ją trwająca 10 lat, z przerwami, relacja. W 1939 roku Diego i Frida rozwiedli się, co przełożyło się na fatalny stan emocjonalny malarki. Frida ścięła włosy po męsku, wpadła w depresję i zaczęła nadużywać alkoholu. Na dodatek pogorszyły się bóle połamanego w młodości kręgosłupa. Cierpienia duszy Fridy znajdują odbicie w jej obrazach. Stają się wyjątkowo mroczne i niepokojące, a tamten okres świetnie podsumowuje jeden z cytatów malarki: „W swoim życiu przeżyłam dwa wypadki. Jeden to autobus, który mnie połamał, drugi to Diego. Diego był tym gorszym.” On nie może bez niej żyć. Jesienią 1940 roku Diego zaczyna walczyć o powrót Fridy i proponuje ponowne zawarcie ślubu. Artystka stawia warunki: żadnego seksu, utrzymuje się sama. Pod koniec roku pieczętują związek i przeprowadzają do domu w Coyoacan, który Frida zamienia na swoje królestwo. Maluje ściany na niebieski kolor (stąd dziś nazywany jest Casa Azul – niebieski dom) i gromadzi zbiory meksykańskiego rękodzieła.
Gipsowy gorset
Rok 1954 okazał się dla Fridy bardzo ciężki. Z powodów zdrowotnych konieczna była amputacja chorej nogi. Już kilka lat wcześniej stan zdrowia malarki znacząco się pogorszył. Przeszła kilka zabiegów i operacji, a po utracie kończyny, do końca swych dni poruszała się na wózku inwalidzkim. Mimo ciężkiej sytuacji pozostała wierna swojemu stylowi – malowała leżąc w łóżku, z nienagannym makijażem, w charakterystycznych meksykańsko-indiańskich strojach, starannie uczesana. Przyjmowanie coraz większych ilości środków przeciwbólowych utrudniało jej tworzenie. Zmarła w tydzień po swoich 47. urodzinach. Przed śmiercią zdążyła jeszcze dopisać na jednym z swoich obrazów zdanie: „Niech żyje życie” (Viva la vida).
Magda Nowak