Mówi o sobie, że kocha świat, swoje dzieci i pomoc innym ludziom. W swoim Hotelu Lenart stworzyła artystyczną oazę dla spragnionych wypoczynku w ramionach polskiego wzornictwa z duszą i jej pięknymi obrazami. Mama i działaczka charytatywna z sercem na dłoni i ciągle nowymi pomysłami na życie i biznes. Niezwykła kobieta, której nie pokonały przeciwności losu. Wręcz sprawiły, że stała się jeszcze silniejsza.
Czy hotel Lenart w Wieliczce nadal gości zwierzęta gratis?
Elżbieta Lenart , właścicielka hotelu Lenart w Wieliczce: Tak, nadal gościmy je gratis. Zwierzęta są naszymi przyjaciółmi i prawie wszyscy pracownicy je posiadają.
Uważam, że jestem osobą pracowitą, odpowiedzialną i honorową. Talenty się ujawniają lub nie, ale to coś jest nam dane i powinniśmy poddać się tej energii i sile. Pożytkować ją dla siebie i dla innych, gdyż wszystko, co niesie dobro i szczęście jest pozytywne. Mój hotel jest całkowicie moją energią z moimi fantazjami, a nawet obrazami czy innymi pięknymi rzeczami rzemieślników, którymi lubię się otaczać i – mam nadzieję – też sprawiają przyjemność innym, zwłaszcza jeżeli połączenia są nietypowe, a być może też służą za inspirację dla innych.
Cała metalowa elewacja jest siatką z wplecionymi abstrakcyjnymi drzewami z blachy nierdzewnej i ma chronić wszystkich gości przed wpływem wszelkiego rodzaju fal które są niewidoczne a nas codziennie otaczają. Te drzewa przejawiają się na ścianach, drzwiach, suficie i w moich obrazach. W hotelu chciałam połączyć też naszą polską tradycję i koronki na stołach (nasze piękne obrusy) i na podłodze, polskie meble /rękodzieło. Zaczyna się od holu poprzez restaurację, korytarze i pokoje – inne na każdym piętrze. Nie było to łatwe wyzwanie, ale chciałam, aby goście którzy do mnie wracają, mogli ciągle coś nowego odkrywać.
U nas ciągle się coś dzieje. Setki konferencji, kongresów, eventów i wesel, przyjęć i bankietów, dancingów (tzw. wieczorki co sobotę), koncertów, małych pomocy i doradztwa oraz wsparcia i spektakularnych wydarzeń z koncertem ostatnio np. Zakopower z darami dla szpitala dziecięcego czy akcja charytatywna ratowania wilków z koncertem legendarnego zespołu The Animals & Friends.
Ma pani niezwykłe umiejętności artystyczne i dekoracyjne. Wszystkie aranżacje w hotelu to pani autorskie dzieła. Skąd czerpie pani inspiracje?
Z życia! Człowiek ma całe życie kontakt z innymi osobami i jeżeli umie czerpać wiedzę z doświadczeń i również dawać to innym, to dzieją się fajne sprawy. Ponadto, trzeba chcieć i potrafić uczyć się nowych rzeczy, mieć otwarty umysł. Dla mnie nie ma rzeczy niemożliwych. Jestem po Akademii Ekonomicznej w Krakowie, więc jestem też ekonomistką. Pracowałam po studiach w biurze 5 lat, ale czasy komunizmu bardzo mnie przytłaczały i ograniczały. Wyjechałam więc do Berlina, do państwa zachodniego, czyli kapitalistycznego. Tam pracowałam oczywiście „na czarno” jako gastarbeiterka. Sprzątałam, byłam kelnerką, statystką w filmach z udziałem gwiazd kina amerykańskiego, a nawet krupierką w nielegalnym kasynie z bronią pod ladą. Mój bagaż różnych doświadczeń jest przeogromny. Po drodze otworzyłam galerię sztuki współczesnej i zaczęłam studiować dla siebie historię sztuki poza uczelnią. Poznałam wielu wspaniałych artystów, brałam udział w licznych wernisażach, zwiedziłam wiele galerii, w tym zagranicznych. Odwiedzałam pracownie niezwykłych artystów. Dużo z podróżowałam. Po 40-tce, nauczyłam się jeździć na nartach, desce surfingowej. Złamałam nogę i wtedy z nudów zaczęłam malować obrazy.
To wszystko robi naprawdę duże wrażenie. Może pani zatem opowiedzieć coś więcej o początkowych założeniach hotelu i aranżacjach?
Połączyłam w nim elementy stare i nowe, tj. nowoczesną bryłę z abstrakcyjną fasadą metalową ze stali nierdzewnej w kształcie drzew od zewnątrz, a od strony wewnętrznej – na przykład okna są w postaci wykuszy, czyli wystające poza fasadę tafle szklane. Ale obecne są też elementy tradycyjne, np. nasze polskie koronki, zarówno w postaci serwetek na stołach w restauracji, ale też tego typu elementy na podłogach, dywanach, a także w kilku pokojach. Elementy wspólne to też drzewa. Dlatego sale nazwane są odpowiednio: Klonowa, Wiśniowa czy Oliwkowa. Roślinne motywy są również na taflach szklanych drzwi i na klatce schodowej. Wykorzystane są też figury geometryczne: trójkąt, kwadrat, prostokąt, koło, np. zagłówki w pokojach czy ozdobne koła podświetlane na Sali Klonowej, elementy inspirowane są genialnym artystą – Kandyńskim. Dodatkowo, każda z części litery „L” i oba piętra różnią się kolorami i fakturami dywanów oraz lampami. W pokojowych łazienkach na betonowych podłogach zamieszczone są cytaty znanych osób. Wszystko robię według własnego uznania, nie musi podobać się to każdemu, każdy ma inny gust. Nie wszyscy przecież lubią np. kolor niebieski i żółty (śmiech). Założenie i cel zbudowania hotelu, moim zdaniem był trafny i mam nadzieję, że wnosi coś pozytywnego do poglądu o Polsce i Polakach. Dlatego też wyznaję zasadę: „DWA RAZY POMYŚLEĆ, RAZ ZROBIĆ”.
Jak wygląda pani typowy (bądź nietypowy) dzień w pracy?
Długo śpię rano, po południu przyjeżdżam do hotelu na spotkania lub rozwiązuję zwykłe, codzienne problemy. Wieczorem odpowiadam na maile, zajmuję się mediami, jak: facebook, pineterest, instagram, google+ i odpowiadam na opinie. A całkiem w nocy, jak mam natchnienie to maluję, maluję do późna i jestem wtedy dopiero szczęśliwa.
Jakie ma pani plany na zawodową najbliższą przyszłość?
Wybudować lub kupić hacjendę w ciepłych krajach i malować. Zestarzeć się godnie, zostać babcią i nic spektakularnego. Jestem z pokolenia, kiedy w trakcie studiów był stan wojenny, mieszkałam w Nowej Hucie więc pamiętam, jak były armatki z wodą po ulicach, pacyfikacje ludzi i komuna, bieda i wszystko na kartki… Bywało tak, że w sklepach był tylko ocet i głodowało się kilka dni, bo nauka i praca, a potem trzeba było stać w kolejkach po chleb i papier toaletowy, i stać tak przez cały dzień.
Poza własnym biznesem, udziela się pani również charytatywnie. Na czym się pani skupia? Proszę nam o tym opowiedzieć.
Pomagam, komu mogę i nawet przygarnęłam na wiosnę rudą kicię, a potem „Baryłkę”, dużego odleczonego psiaka – słodycz, która doznała wiele złego, ale chyba nie chce tego pamiętać. Tak szczerze to czasem wolę zwierzęta niż ludzi.
Jakie cechy powinna posiadać przedsiębiorcza kobieta, by odnieść sukces w prowadzeniu własnego biznesu?
Upartość, wytrwałość, pracowitość i udowadnianie ciągle, że jest się równą mężczyznom we wszystkich aspektach życia i pracy, bo Polska to jednak dziwny kraj, gdzie ciągle kobiecie przypisywane są pewne role społeczne do odegrania.
Jak sukces połączyć z życiem prywatnym? Pani, jako aktywna kobieta biznesu oraz mama, wie to z doświadczenia.
Mam dwóch synów, którzy ze mną pracują w hotelu i pomagają mi cały czas. Są już dorośli, roczniki 1989 i 1991 – Norbert i Konrad. Wspólnik – mąż, ojciec moich dzieci = największa porażka, jestem mu już niepotrzebna, przeszkadzam. Z jego strony spotykała mnie ciągła krytyka… Zapewne powie, że uczestnicząc w takim programie – „się lansuję” a ja nie chcę tego tematu poruszać oficjalnie, bo jest dla mnie klęską życiową. Ale ja przestałam się już zamartwiać i obwiniać, bo to niestety jest typowe dla wszystkich normalnych i uczciwych kobiet, które budują dom, a ten facet od ołtarza już dawno wie, że w nim nie zamieszka.
Proszę powiedzieć kilka słów o swoich pasjach?
Wstaję teraz w południe i cieszę się każdą chwilą. Jak mam natchnienie, wsiadam w samochód i jadę przed siebie. Nasza piękna natura też jest dla mnie natchnieniem – kocham także las i góry i one napawają mnie energią i szczęściem. Urządziłam ok. 500 wesel i jestem szczęśliwa, że wszystkim dobrze się układa. Widać moja karma jest taka, jaka jest, przyjmuję ją z pokorą i potrafię cieszyć się szczęściem innych ludzi. Mam też szczęści spotykać w moim hotelu „przez przypadek” wyjątkowe osoby. W życiu i biznesie wyznaję jedną ważną zasadę: nigdy nie robić niczego złego dla osiągnięcia korzyści.
Niniejszy materiał pochodzi z E-booka „Akcja 100 na 100. Wybitne Polki”, do przeczytania tu (Uwaga! E-book jest DARMOWY!):