Japoński producent zrobił psikusa wszystkim, prezentując prototyp, a później auto produkcyjne, które… wygląda tak samo. Honda E jest tak prosta i minimalistyczna, że można się nawet zachwycić. Przede wszystkim jednak to auto niemal idealne do miasta.
Taki cykl spotyka się rzadko: wiosną w Genewie pokazany został prototyp nowej elektrycznej Hondy E, po czym pół roku później debiutuje wersja ostateczna i… naprawdę trudno dopatrzeć się różnic. Chwyt bardzo ciekawy, bo zwykle wersja produkcyjna traci nieco uroku prototypu, zostaje ugrzeczniona.
Honda E ugrzeczniana być nie musi, bo już w chwili pierwszego pokazu była grzeczna. Auto jest wyjątkowo wyważone stylistycznie (wagowo również – osiągnięto idealny rozkład masy), proste i eleganckie. Z jednej strony nowoczesne, a z drugiej trąci bryłami Hondy sprzed 30-40 lat.
Wyjątkowo tu wygodnie
Nie wiemy jeszcze, jak auto sprawdza się w użytku codziennym, ale zapowiada się naprawdę komfortowo. Deska rozdzielcza to 5 ekranów: dwa skrajne zastępują lusterka boczne, za kierownicą znajdzie się ekran z zegarami, a dwa pozostałe stanowią centrum informacyjno-rozrywkowe.
Z Hondą E można będzie też porozmawiać, ponieważ wbudowana sztuczna inteligencja ma pomagać kierowcy i reagować na polecenia. A jeśli nie jest to Wasza bajka, aplikacja mobilna Hondy umożliwi sterowanie niektórymi funkcjami i monitorowanie stanu auta z telefonu.
Elektryczność tak, choć zasięg uziemia
Ponieważ E w nazwie odnosi się do elektrycznego napędu, musimy wspomnieć o zasilaniu. Nową małą Hondę będzie można ładować z gniazdka, ale producent zaleca własnej produkcji ładowarkę, która daje szybsze efekty. 80% baterii można osiągnąć w zaledwie pół godziny, do pełnego naładowania potrzeba niewiele ponad 4h. Zatem koniec z zostawianiem pojazdu na całą noc. Za to na pełnej baterii nie da się ujechać przesadnie daleko – zasięg ograniczono do 220 kilometrów. Mało na trasę, ale po mieście zdecydowanie w porządku.
Tym bardziej, że silniki o mocy 136 i 154 KM dają naprawdę dobre osiągi. Szybkie przyspieszanie i zwalnianie, typowe dla miejskiego tłoku na ulicach, powinno być naprawdę wygodne, a od 0 do 100 km/h Honda E rozpędzi się w zaledwie 8 sekund.
Szkoda, że tylko premium
Wygląd i gabaryty, a do tego pójście z duchem czasu w każdej dziedzinie, sprawiają, że Honda E mogłaby zostać nowym autem dla mas. Niestety, choć Honda chce do 2025 wymienić wszystkie modele na „elektryki”, technologia e-mobilności wciąż jest bardzo droga. Poza tym auto jest najmniejszym dotąd, w jakim klasyczne (i tanie) lusterka boczne zastąpią kamery.
Dlatego Honda E stanie się autem do miasta dla zamożnych Polaków, znakiem statusu społecznego. Za wersję ze słabszym silnikiem przyjdzie zapłacić 130 tys. zł, a za mocniejszą – 140 tysięcy. Przy tak wyśrubowanej cenie można się nawet przyczepić do ubogiej gamy kolorów do wyboru – jest ich tylko pięć, z których aż trzy to czerń i dwa odcienie szarości.