Na rynku można znaleźć coraz więcej różnego typu urządzeń, które mają monitorować dzieci – sprawdzać, czy śpią i jak śpią, czy oddychają, czy się dobrze czują. Z zasady mają zwiększać bezpieczeństwo maluchów, a rodzicom zapewnić spokój. Specjaliści jednak nie są jednak tak entuzjastyczni, jak producenci.
Bycie mamą, czy tatą małego dziecka to z pewnością niełatwe zadanie. Dobrze byłoby jeszcze podarować sobie trochę luksusu i się wyspać. Tylko kto będzie wtedy pilnował malucha? A jeśli poduszka zakryje mu usta i będzie przeszkadzała w oddychaniu? Albo stanie się jeszcze coś innego o czym nie pomyślałem, nie pomyślałam? Niejeden rodzic zadaje sobie takie pytania. W odpowiedzi na te lęki producenci elektroniki zaczęli ścigać się w wymyślaniu gadżetów, które mają uspokoić posiadaczy potomstwa i zapewnić dzieciom bezpieczeństwo. Czy jednak urządzenia te spełniają te zadania?
Kamery, śpiwory, piżamy dla małego dziecka
Na rynku znaleźć można różne wynalazki. Najwięcej jest wszelkiego rodzaju kamer, które reagują na ruch i dźwięki. Są przy tym zaskakująco sprytne. Wyposażone w sztuczną inteligencję potrafią wykryć płacz, zauważyć, że dziecko przekręciło się do potencjalnie niebezpiecznej pozycji czy zakryło sobie twarz. Tego typu kamery są nawet w stanie monitorować oddech. W przypadku kłopotów alarmują rodzica. Mama czy tata mogą też rankiem odczytać zapis przebiegu snu małego Jasia czy Asi, albo nie wychodząc z łóżka, na ekranie smartfona podejrzeć, co dziecko właśnie robi.
Mało tego, na rynku pojawiły się też monitorujące tętno piżamy, śpiworki czy zakładane na klatkę piersiową opaski… albo też skarpetki mierzące nasycenie krwi tlenem. Wydaje się, że spokój na całą noc zapewniony.
Niestety, to może być błędne założenie. Autorzy pracy naukowej, która w 2018 roku ukazała się w „The Journal of the American Medical Association” (JAMA) zwracają uwagę, że stosujący takie urządzenia rodzice praktycznie na pewno od czasu do czasu będą niepokojeni fałszywymi alarmami. Wystarczy złe rozpoznanie ruchu czy inny artefakt.
Ale to nie wszystko. Nawet jeśli urządzenie będzie działało wystarczająco dokładnie, kliniczna zasadność takiej obserwacji pozostaje niepotwierdzona. Czasami urządzenie może wykryć faktyczne zaburzenie jakiegoś parametru, ale może ono nie mieć znaczenia dla zdrowia dziecka – wyjaśniają naukowcy. A wystraszony rodzic może na przykład nawet udać się na oddział ratunkowy.
Naukowcy stwierdzają, że „takie doświadczenia, zamiast zapewnić rodzicom spokój, mogą generować lęk i stwarzać fałszywe poczucie, że dziecku grozi śmierć”. Trudno może też być im oprzeć się pokusie spędzania czasu przed ekranem smartfona i przyglądaniu się dziecku, zamiast np. korzystania z czasu na sen.
Nie tylko jednak o stres rodzica chodzi, którego, nawiasem mówiąc, stan psychiczny jest bardzo ważny dla dziecka. Fałszywy alarm może też narazić malucha na niepotrzebne wizyty u lekarza czy różnego rodzaju zbędne badania – zwracają uwagę eksperci. O patogenach krążących w placówkach medycznych nie wspominając.
Czy to w ogóle działa?
Autorzy tego samego, opublikowanego w JAMA opracowania zauważyli, że producenci często unikają bezpośrednich stwierdzeń mówiących, że dany wyrób diagnozuje jakieś zaburzenie, czy czemuś zapobiega. Jednocześnie naukowcy zwracają uwagę na wzbudzające u rodziców lęki reklamowe slogany typu: „Jaki dźwięk twoje dziecko może wydawać, kiedy przestanie oddychać?”
Co istotne: badacze zauważają, że „nie ma medycznych wskazań, aby stosować w domu monitoring zdrowych dzieci”. Rodzice często decydują się przy tym na elektroniczną obserwację dziecka z obawy przed nagłą śmiercią łóżeczkową (ang. sudden infant death syndrome – SIDS). Jednak American Academy of Pediatrics stwierdza, że „nie należy stosować domowych urządzeń monitorujących aktywność sercowo-oddechową jako strategię zmniejszającą ryzyko nagłej śmierci łóżeczkowej”.
Dlaczego? Obecnie nie ma danych, według których komercyjne urządzenia tego typu obniżałyby u zdrowych dzieci zagrożenie SIDS, choć z czasem i rozwojem techniki może się to zmienić. Przypominają też, że urządzenia takie są zwykle sprzedawane jako produkt konsumencki, a nie medyczny, a to oznacza dużo mniej restrykcyjne wymagania odnośnie jakości.
Podkreślają jednocześnie zagrożenie polegające na tym, że rodzice opierający się na elektronice mogą zacząć gorzej przestrzegać zasad odpowiednich warunków snu dziecka, co może doprowadzić do zwiększenia ryzyka. Według AAP, to właśnie te zasady mają podstawowe znaczenie.
Eksperci zwracają jednak uwagę, że nie ma również konkretnych przeciwwskazań do stosowania takich gadżetów, jeśli rodzice tego chcą oraz, że czasami mogą one podnieść komfort i poziom spokoju. Warto jednak zwracać uwagę nawet na drobiazgi – na przykład światło z diody umieszczonej na urządzeniu może przeszkadzać dziecku w zaśnięciu.
Uwaga na jakość
Obawy o precyzję sprzedawanych przyrządów nie są tylko teoretyczne. Zespół z Madison Health w Ohio przetestował dwa popularne urządzenia do monitorowania natlenienia krwi niemowląt. Trudno im było uznać je za miarodajne. Oprócz tego, że były niedokładne, to jeden z nich nierzadko wskazywał prawidłowy poziom tlenu, podczas gdy faktycznie był on obniżony.
– Są to produkty konsumenckie, a porównuje się je z urządzeniami używanymi w klinikach – mówi autor eksperymentu dr Chris Bonafide. – Według mnie pokazaliśmy, iż nie jest to uczciwe porównanie. Wyraźnie widać, że nie działają one na poziomie przyrządów szpitalnych – podkreśla ekspert, który również zwraca uwagę na możliwość pojawienia się u rodziców fałszywego poczucia bezpieczeństwa.
Jak tłumaczy, przy nieprawidłowym wskazaniu normalnej wartości jakiegoś parametru, dziecko może być nawet poważnie chore, a rodzic nie zareaguje.
– Moja główna obawa dotyczy tego, że ludzie staną się beztroscy. Uznają, że skoro odczyty z monitoringu dziecka są w porządku, to nie muszą przestrzegać zasad bezpiecznego snu. Korzystanie z takiego urządzenia jest o wiele łatwiejsze, niż przestrzeganie tych reguł. A jeśli przyrząd nie zadziała, sytuacja staje się bardzo zła – mówi dr Bonafide.
Naukowiec i lekarz doradza, aby osoby, które chcą jednak korzystać z tego typu urządzeń, wcześniej porozmawiały na ten temat z pediatrą. Oprócz znajomości ograniczeń, powinni z lekarzem omówić m.in. plan działania, co zrobić w przypadku alarmu.
Marek Matacz dla zdrowie.pap.pl