O meblach zwykle myślimy pod kątem użytkowania, ale od niektórych trudno oderwać wzrok i walory praktyczne schodzą na dalszy plan. To nie znaczy, że ich nie ma, o czym przekonuje twórczość stolarska Edwarda Johnsona.
Jak meble, to drewniane. W końcu stare szafy i komody „po dziadkach” są w stanie przetrwać stulecie, a te z płyt meblowych i oklein rozchodzą się po paru latach. To oczywiście stereotyp, do którego należy podchodzić ostrożnie. Przekonuje o tym choćby praca Edwarda Johnsona, słynącego z niezwykłych mebli koncepcyjnych, korzystających tak z litego materiału, jak z oklein i dodatków.
Jego meble falują, wiją się, drżą, okłamują oko. A przecież stoją w miejscu. Dziś mamy dla Was przykład jego twórczości: meble wyglądające, jakby były wycięte w całości z pnia monstrualnego dębu i docięte według linii słoi. To jedno ze złudzeń, po które Johnson sięga, by – jak to określa – podejmować wyzwania i wprowadzać innowacje.
Trudno mu tego odmówić, gdy zdajemy sobie sprawę, jak powstały pokazane na zdjęciach komoda oraz biurko. To, rzecz jasna, nie lite fragmenty wielkiego pnia, ale meble pokryte stworzonym z niezwykłą precyzją fornirem imitującym przekrój drzewa.
By dać złudzenie powstania słoi na powierzchni mebli, Johnson mozolnie dobierał do siebie cienkie listwy z drewna bukowego i jesionowego, układając je koncentrycznie dla stworzenia jednolitej powierzchni. Zbite razem listwy leżały długo w jego pracowni niedaleko Portsmouth zanim powstała z nich powierzchnia przyszłych mebli.
Setki, tysiące elementów składają się na poszczególne meble z serii Centrum i Radium. Wykonywane jako pojedyncze egzemplarze, te meble mają nie tylko zalety trwałego, naturalnego drewna, ale też wzornictwo tak frywolne, jakiego zwykle spodziewamy się po meblach z łatwych w modelowaniu syntetyków.
Zdjęcia: Edward Bryan / Edward Johnson
Facebook
RSS