Stymulacja non stop i niekończący się orgazm w chmurze, a może bardziej tradycyjnie, ale z wyrafinowanym robotem? Doktor Aleksandra Przegalińska, zajmująca się sztuczną inteligencją w Massachusetts Institute of Technology, mówi o tym, kto kupuje dziś seksroboty i jakie znaczenie będzie miał seksbiznes dla rozwoju cyfrowych technologii.
Być może tym, co najszybciej zrewolucjonizuje nasze życie, wcale nie będą autonomiczne samochody czy drukarki 3D w każdym domu, lecz roboty na tyle atrakcyjne, że wiele osób po prostu przestanie się interesować partnerkami i partnerami z krwi i kości. Pierwsze seksroboty już istnieją i mają swoich użytkowników oraz użytkowniczki (pojawił się model dla kobiet), ale przypominają raczej interaktywne lalki niż wyrafinowane i do złudzenia ludzkie i inteligentne maszyny.
– Dla użytkowników to jest na razie technoprzykrość. Roboty są swego rodzaju suplementem przypominającym, że nie ma tej realnej osoby, z którą pewne rzeczy można zrealizować. Przynajmniej tak to dzisiaj wygląda – ocenia dr Aleksandra Przegalińska w rozmowie z Marcinem Prokopem.
I dodaje: – Jestem przekonana, że jest grupa ludzi, którzy kupią te maszyny. Ale z tego, co wiem, badania pokazują, że kupują je w konkretnym momencie życia, a później odkładają. To jednak nie są partnerki czy partnerzy na stałe, raczej narzędzie w rodzaju wibratora, tylko trochę bardziej rozbudowane. Mam wrażenie, że seksrobotyka jeszcze nie odpaliła, bo nie mamy odpowiednich robotów.
Nalezy podejrzewać, że w przyszłości seksroboty będą atrakcyjniejsze, ale przed twórcami robotów jest jeszcze dużo pracy. Jeden z trudniejszych do przeskoczenia problemów polega np. na tym, że roboty (nie tylko te stworzone do seksu) z twarzą i mimiką przypominającą ludzką bardzo często wywołują u ludzi strach. To bariera nawet przy „zatrudnieniu” robotów na szerszą skalę w handlu lub usługach.
A może cyfrowy seks, ale z bodźcami zmysłowymi odczuwanymi dokładnie tak samo, jakby były rzeczywiste? Już teraz cyfrowa rzeczywistość jest dla wielu ciekawsza, pomimo tego, że dysponujemy dość prymitywnym interfejsem. Co będzie wtedy, gdy praktycznie zniknie granica między tym, co realne, a tym, co wirtualne? Jednak na razie ten kierunek rozwoju zaawansowanego technologicznie seksbiznesu pozostaje raczej w sferze science fiction. Warunek urzeczywistnienia tej wizji to przeniesienie umysłu człowieka, włącznie z odczuwaniem zmysłowym, do jakiejś postaci cyfrowej, a do tego, przynajmniej tak się wydaje, droga jeszcze daleka.
– Kusi mnie wizja technozatopienia, w której powstaje sfera umysłów zuploadowanych do sieci, komunikujących się może bez werbalnego języka, tylko za pomocą myśli, a podmiotowość czy świadomość trochę się w tym rozpływają. Ale to raczej technonirwana niż technoorgazm – mówi dr Aleksandra Przegalińska.
Wobec szybkiego rozwoju AI trudno pozostać obojętnym. Tym bardziej, że już teraz korzystamy z pracy maszyn, których działania, a dokładniej procesowania informacji, nie rozumiemy. Reakcje na pytanie, co nas czeka w przyszłości, są zwykle skrajne: sztuczna inteligencja budzi albo strach, albo entuzjazm.
– Bardzo bym się cieszyła, gdyby AI pomogła rozszerzać horyzont poznawczy człowieka. Myślę, że do tego służy sztuczna inteligencja, dopóki jeszcze służy, bo może być tak, że ta zabawa się skończy, jak w „Terminatorze”. Ale niestety obstawiam, że bardziej będzie się rozwijać seksrobotyka – podsumowuje dr Aleksandra Przegalińska.
Źródło: informacja „Z tymi, co się znają”