Optymistka zarażającą innych entuzjazmem, nadzieją i pasją do życia. Minister rynku pracy w BCC, członkini komisji trójstronnej oraz zespołu dialogu społecznego i prawa pracy, mediatorka, wykładowca akademicki i współwłaścicielka Adore HR. Dominika Staniewicz w branży HR sięga po same laury
Jak to się stało, że trafiła pani do branży HR?
Dominika Staniewicz, właścicielka firmy Adore HR:
Branża HR była trochę konsekwencją moich poprzednich doświadczeń zawodowych. Przez kilka lat prowadziłam szkoły językowe, gdzie na co dzień pełniłam obowiązki HR managera. Następnie otrzymałam pracę w agencji HR jako menadżer operacyjny i od tego się zaczęło.
Co panią najbardziej cieszy w wykonywam zawodzie?
Nie mogę powiedzieć, że uczenie się nowych rzeczy, bo niewiele z nowości w tym zawodzie już pozostało. Natomiast ogromną satysfakcję sprawia mi, że po wielu latach, ludzie potrafią się odezwać za coś, co dla nich zrobiłam. To miłe i, co tu dużo ukrywać, łechczące ego i dobre samopoczucie.
Jak narodził się pomysł stworzenia Adore HR?
Z moim wspólnikiem znaliśmy się dużo wcześniej. Zdarzyło się tak, że rekrutował mnie do projektu. Jego ówczesny pracodawca popełnił kilka błędów, to zaś przyczyniło się do tego, iż podjął decyzję o odejściu z pracy. Może trochę mu w tym pomogłam. On miał kompetencje, i nadal ma, wraz z pasją do sprzedaży, ja natomiast świetnie się czuję w strategiach i działaniach operacyjnych. Jest to całkiem dobry tandem, o czym świadczy np. nagroda II miejsce w kategorii małe agencje roku 2014. Nasza wychowanka otrzymała ostatnio nagrodę Rekruter Roku i do tego otrzymaliśmy tytuł agencja polecana przez GW. To bardzo miłe, że w tak krótkim czasie, zauważyło nas środowisko.
Jakimi wartościami kierowała się pani zakładając firmę?
Zasadą: rób to, co kochasz.
Sprawdzony sposób na zadowolonego klienta?
Jest kilka elementów, jednak nie jest to recepta na wszystkich. Po pierwsze, słuchaj i poświęcaj mu uwagę. Spraw, aby czuł się dowartościowany. Dotrzymuj ustalonych terminów. Ostrzegaj przed niepowodzeniami z wyprzedzeniem. Przepraszaj, jeśli coś pójdzie nie tak (nie zawsze jest to twoja wina, ale i tak trzeba przeprosić). Nie stroń od osobistego kontaktu. I najtrudniejsze: spełniaj jego oczekiwania (tu polecam, aby oczekiwania klienta zracjonalizować, wtedy łatwiej jest je spełnić).
Co jest najtrudniejsze w pani pracy i jak sobie pani z tym radzi?
Chyba powinnam powiedzieć, że praca z ludźmi. Tak, właśnie praca z ludźmi, mimo mojego zawodu. Ludzie potrafią być wspaniali, ale przy tym ogromie kontaktów na pierwszy front wysuwają się ludzie niesłowni i nieprofesjonalni. Za każdym razem, gdy takie zdarzenie ma miejsce, utwierdzam się w przekonaniu, że jedyna pewna rzecz w tym zawodzie, to płynność ludzkich decyzji i zachowań. Jak sobie z tym radzę? Chyba po prostu się uodporniłam i pozwalam, aby ludzie mnie zaskakiwali pozytywnie, a ich mankamenty przestały mnie dziwić.
Czy to, kim jesteśmy prywatnie, wpływa na to, jak działamy w biznesie?
To zależy od człowieka. Mój wizerunek zawodowy to twarda, pewna siebie, idąca do przodu. Prywatnie, jestem wręcz matką Polką, nie podnoszę głosu, dużo rozmawiam, uwielbiam czas spędzony z moimi córkami i gotowanie dla przyjaciół. Gdy jestem w nowym środowisku często stoję z boku i obserwuję, dopiero gdy poczuję się pewniej, wychodzę z cienia. Ale znam też ludzi, których zachowanie w biznesie jest identyczne z zachowaniem w życiu prywatnym. Na pewno nie da się tego zupełnie oddzielić, ale w życiu pełnimy różne role i nie wszystkie bywają tożsame.
Jest pani negocjatorem wpisanym na listę w Ministerstwie Pracy i Polityki Społecznej. Czy może pani przytoczyć uniwersalne zasady, które ułatwiają rozwiązanie konfliktu?
Zasada podstawowa to słuchać. Druga to słuchać, a trzecia pozostać obojętnym emocjonalnie. Równie ważną zasadą jest dbanie o równość stron w procesie komunikacji i jednocześnie nie dopuszczanie do „podgrzania atmosfery”. Ostatnia rzecz to szukanie punktów wspólnych, które mogą być przedmiotem porozumienia.
Czym pasjonuje się pani obok pracy?
Uwielbiam bycie mamą, to chyba moja największa pasja. Zaraz po tym jest śpiewanie i pisanie książek. Zimą snowboard, a latem rower i spacery.
Trzy składniki sukcesu…
Robić to, co się lubi. Mieć cel, jaki chce się osiągnąć oraz korzystać z okazji, jakie serwuje nam życie, nie zapominając przy tym, że bez ludzi, którzy nas otaczają, sukces byłby niemożliwy.
Gdyby miała pani milion dolarów…
Zabezpieczyłabym dzieci na przyszłość. Zadbała o ich edukację. Pozostałą kwotę ulokowałabym na koncie i żyjąc z odsetek pracowałabym dla fundacji lub organizacji non profit oraz pisała książki, od czasu do czasu zwiedzając świat.
Czy w biznesie przydaje się pokora?
Tak i nie. Trzeba wiedzieć, jak z tej cechy korzystać. Pokora i umiejętność przyznania się do błędu, inaczej mówiąc, odwaga cywilna jest ogromną wartością. Często jest też podstawą sukcesu.
Jaki projekt, z dotychczas realizowanych, był dla pani najtrudniejszy?
Zapewne pyta pani o projekt zawodowy, ale ja postrzegam wszystko jako projekt. Całe życie jest dla mnie projektem i z tej perspektywy, najtrudniejszy projekt, który nadal trwa, to moje córki. Chciałabym pokazać im świat i dać takie narzędzia, aby mogły samodzielnie osiągnąć sukces – swój własny sukces i były szczęśliwymi kobietami.
W jaki sposób uzyskuje pani życiowy balans?
Staram się nie zgubić siebie w życiu. Codziennie mam postawione i zapisane cele do wykonania. Po ich realizacji, nie udaję, że pracuję, po prostu idę do domu. Tam zajmuję się i dziewczynami i sobą. Wieczory zawsze należą do mnie. Często sięgam po książkę lub biorę kąpiel, taką babską z bąbelkami. Staram się, aby większość mojego życia posiadała pewien rytm. Jeśli się zdarzy, że w godzinach przeze mnie ustalonych, nie zrobię wszystkiego, po czasie dla rodziny, siadam do komputera i kończę zadania, lub wstaje wcześnie rano, aby od momentu przyjścia do pracy, nie mieć żadnych zaległości.
Czy my, kobiety, mamy predyspozycje do tego, żeby osiągać sukcesy w biznesie i sięgać po najwyższe stanowiska?
Zarówno kobiety, jak i mężczyźni, mają predyspozycje, aby osiągać cele i realizować marzenia. Ważne, aby te marzenia były osiągalne. Sukces nie jest równoznaczny z wysokim stanowiskiem, ale z osiągnięciem naszego własnego, prywatnego celu. Z tej perspektywy, każdy odnosi swoje sukcesy. Warto o tym pamiętać.
Co by pani poradziła paniom, które chciałyby rozpocząć własny biznes albo zmienić swoje życie, ale boją się spróbować?
Po pierwsze strach ma wielkie oczy, po drugie: jeśli nie spróbujesz, to się nie dowiesz, po trzecie: jedyna rzecz pewna w życiu to zmiana. Jeśli dobrze zaplanujemy zmianę i się do niej przygotujemy, szanse na to, że nam się nie uda są znikome. Za to, jeśli nie spróbujemy, jest prawie pewne, że będziemy miały do siebie pretensję o to, że nie spróbowałyśmy.