Weteranka operacji plastycznych, nastolatka przebierająca się za postać z japońskiej kreskówki i ukraińska wyznawczyni New Age w mocnym makijażu. Co je łączy? Na pierwszy rzut oka, bardziej niż kobiety, przypominają lalki
84 – 46 – 80 takie wymiary miałaby Barbie, gdyby żyła naprawdę. Patrząc na skalę BMI zaliczylibyśmy ją do grona anorektyczek. Przy wzroście blisko 190 cm i długich, cienkich kończynach, nie mogłaby samodzielnie chodzić, ponieważ przeważałby ją wielki biust. Nosiłaby dziecięcy rozmiar buta i prawdopodobnie nie miała miesiączki. Przypominałaby raczej zmutowaną dziewczynkę niż zmysłowy blond-ideał wylansowany przez firmę Mattel…
„Żywa Barbie” wcale nie byłaby seksowna – ogłosiła Galia Slayen na łamach Huffington Post w kwietniu 2011 roku. Mimo to, nie brakuje kobiet, dla których szczytem ideału jest wygląd lalki. Dzięki internetowi wyznaczają trendy dla tysięcy nastolatek i dorosłych kobiet. Wzorem do naśladowania są już nie tylko piękne aktorki i top-modelki, ale zabawki małych dziewczynek. I, choć kobiety-lalki to na razie margines, niektórzy komentatorzy już okrzyknęli, że nowym wyznacznikiem atrakcyjności staje się sztuczność.
Kosmitka Valeria
Ma platynowe, idealnie proste włosy, ogromne szklisto-niebieskie oczy, wąski nos, nieproporcjonalnie duży, w porównaniu do bardzo szczupłej sylwetki, biust i nieziemsko cienką talię. Kiedy patrzy się na Valerię Lukyanovą, która kilka miesięcy temu stała się sensacją internetu, ciężko uwierzyć, że jest żywą kobietą, a nie wytworem Photoshopa. Valeria pochodzi z Ukrainy i od osiemnastego roku życia prowadzi stronę internetową, na którą codziennie wrzuca nowe zdjęcia. Jej kanał w serwisie YouTube ma już ponad 5 milionów odsłon, a profil na Facebooku ponad 215 tysięcy fanów żywo komentujących każdy krok kobiety – lalki ze Wschodu. Swoje zdjęcia Valeria ulepsza za pomocą programów graficznych. Proporcje ciała i przypominająca plastik skóra przez dłuższy czas budziły dyskusje i powodowały pytania, czy dziewczyna w ogóle istnieje! Valeria postanowiła zareagować. W dowód na to, że jej wygląd żywej lalki tylko nieznacznie podrasowany jest makijażem, zamieściła filmik pokazujący ją w całej okazałości. Widać na nim, że jej talia osy, trójkątna twarz i wielki biust to nie efekt retuszu. Valeria naprawdę wygląda jak istota nie z tego świata. „No cóż, przypomina mi Simsa” (postać z popularnej gry – przyp. red.) – to tylko jeden z wielu komentarzy na temat ukraińskiej Barbie.
Jej nienaturalny wygląd podkreślają stroje rodem z „Gwiezdnych Wojen” i makijaż upodabniający ją do przerażająco idealnej Barbie w stroju kosmitki. Na temat Valerii krąży w blogosferze wiele plotek. Jedni twierdzą, że ma 21 lat, inni, że 27. Mówi się, że na operacje plastyczne wydała ponad 100 tys. dolarów, a jej piersi mają rozmiar DD. Że przeszła operację nosa, ma sztuczne usta, policzki, używa szkieł kontaktowych i nadużywa botoksu. Ona sama utrzymuje, że szczupła figura to zasługa dobrych genów, specjalnych diet i zdrowego trybu życia. Przyznaje się jedynie do korekty nosa.
Pop-kobieta
Zachodnie media okrzyknęły Valerię ikonicznym symbolem przyszłości i tego, co robi z ludźmi pop-kultura. W ocenie wielu komentatorów, bardzo niebezpiecznym symbolem.
“Nie znam meandrów psychiki Valerii, ale kobieta, która zamienia samą siebie w imitację lalki, kobieta, która na większości zdjęć wygląda jak sztuczny twór, może łatwo odseparować się od prawdziwych myśli, uczuć i życia, a następnie stać się częścią syntetycznego świata fanów, którzy traktują ją w taki sposób, jak ona sama traktuje siebie – fenomen, przedmiot, a nie żywą istotę” – analizuje psycholog na łamach Fox News.
Krytycy uznali, że „żywa Barbie” nie powinna być promowana w mediach, bo źle wpływa na psychikę dorastających dziewcząt.
„Niezależnie od wieku, przykładanie zbyt dużej wartości do wyglądu fizycznego, może być potencjalne szkodliwe dla poczucia własnej wartości i pewności siebie jednostki. Równie zastanawiające jest to, dlaczego i w jakim celu tworzone są tego typu obrazki” – grzmiała Emma Gray, dyrektor brytyjskiej CBT & Counselling Service na łamach Daily Mail.
Valeria odpiera te ataki i przedstawia samą siebie jako artystkę. „Wszyscy koncentrują się na moim wyglądzie. Nikt nie wspomina, że byłam sopranistką. Występowałam w operze, gdzie śpiewałam w stylu New Age, napisałam ponad 70 piosenek o rozwoju duchowym. Dlaczego nikt nie mówi, o tym, że prowadzę seminaria i warsztaty na temat podróży kosmicznych i pomagam ludziom zrozumieć ich samych? Najprościej sprowadzić mnie do lalki, ale dzięki temu wszystkiemu mam dobry PR. Więcej ludzi poznało moją pracę. A ja używam mojego wyglądu, by dotrzeć do ludzi. Dostarczam im miłości i światła” – kończy w stylu pasującym do jej filozofii, której centralnym punktem są istoty pozaziemskie i bliski koniec świata.
Venus z kreskówki
Venus Angelic ma dopiero 15 lat, a już stała się gwiazdą internetu. Nastolatką, za którą podążają tłumy młodocianych fanek zafascynowanych jej imagem dziewczynki z japońskiej anime. Venus nie tylko wygląda, jak postacie z azjatyckich kreskówek, ale również przejawia cały repertuar ich zachowań. Cienki głosik, gesty robota, dziecinne zachowania i przesłodzone gesty to znak firmowy Venus. Nastolatka lubi podkreślać, że jej dziwny akcent to efekt znajomości pięciu języków, które „się wymieszały”. Na co dzień nosi dziecinne sukienki i kokardki we włosach, a jej kolekcja peruk w japońskim stylu pozwala jej na różne wcielenia: od słodkiej uczennicy po wojowniczkę.
Od ponad dwóch lat Venus prowadzi swój kanał w serwisie YouTube, na którym zamieszcza krótkie filmiki instruktażowe na temat makijaży i strojów „doll-like”. Spis tematów? Idealnie porcelanowa cera, usta w kształcie serduszka, wygląd chłopca z anime, wielkie oczy lalki i fryzura w kształcie kokardki. Look na japońską lolitę jest podstawą popularności Venus, której profil doczekał się już 27 milionów wyświetleń.
– Jestem dziewczyną i lubię dziewczyńskie rzeczy. Tak, jak to serduszko poniżej, które jest dla was – przedstawia się na swój sposób. – Nie sądzę, żebym kiedykolwiek chciała przestać. Myślę, że dojrzeję w swoim stylu i po prostu nadal będę robiła to, co lubię – podkreśla Venus.
– Wolę, żeby spełniała się artystycznie robiąc makijaże niż piła, paliła i traciła czas na imprezach – dodaje jej mama, która nie ma nic przeciwko temu, że jej dorastająca córka wciąż wygląda jak mała dziewczynka.
– Przyglądając się Venus odnoszę wrażenie, że niczym w soczewce skupia w sobie tożsamościowe dylematy współczesnych nastolatek. Venus nie jest już dzieckiem, ale nie jest jeszcze kobietą. Współczesne nastolatki bardzo wcześnie otrzymują z mass mediów nakaz bycia sexy, epatowania sex-appealem. Wydaje się, że naturalny etap przejścia z okresu dzieciństwa do dorosłości – okres nastoletni, został niemal wyrugowany. 12-13 letnie dziewczyny z mocnym makijażem i bezpruderyjnym strojem, bardziej przypominają dorosłe, pewne siebie kobiety, niż niewinne, niepewne dziewczynki – komentuje socjolog internetu, dr Magdalena Szpunar. Najbardziej niepokoi sytuacja, gdy ten mocno przerysowany wygląd to efekt niespełnionych ambicji mam, które od najmłodszych lat wysyłają swoje córeczki na konkursy piękności fundując im nierzadko operacje plastyczne. Dziecko wdrukowuje wtedy prosty przekaz – im jesteś atrakcyjniejsza, tym lepsza, wartościowsza, bardziej kochana i społecznie akceptowana – dodaje.
–
Barbie-mama
Jednak dążenie do bycia żywą lalką to nie tylko domena nastolatek i młodych dziewczyn. Za prekursorkę tego trendu można uznać 52-letnią dziś Sarah Burge, byłą modelkę, Brytyjkę i matkę trzech córek nazywaną „Human Barbie”. Sarah jest uzależniona od operacji plastycznych. Jest także ich żywą reklamą (lub antyreklamą, jak twierdzą złośliwi). W ciągu ostatnich lat przeszła ponad 150 zabiegów upiększających o łącznej wartości pół miliona funtów. Jest pod tym względem rekordzistką księgi Guinessa. Ma implanty w piersiach, policzkach i pośladkach, powiększone usta, poprawiany kilkukrotnie nos, podniesione łuki brwiowe, przeszła liposukcje, liftingi, zmieniała kształt twarzy. Stale wstrzykuje botoks i inne wypełniacze. Jedyną częścią ciała, jakiej nie poprawiała są stopy. Pierwszą operację (korekta odstających uszu) przeszła w wieku siedmiu lat. Za jej historią przeistoczenia się w żywą lalkę kryje się pewien dramat. Zazdrosny chłopak pobił ją tak dotkliwie, że ze zmasakrowaną twarzą trafiła do szpitala. Wyglądała okropnie. Ponieważ nie miała pieniędzy, poszła na układ z klinikami chirurgii plastycznej: oni za darmo poprawiali jej wygląd, a ona zapewniała im medialny szum. – Mówiłam o sobie: „żywa Barbie”, tylko dlatego, że to się łatwo sprzedawało. Nie znoszę Barbie! Nigdy się nią nie bawiłam, wolałam Action Mena – powtarza w wywiadach Sarah Burge, dla której operacje plastyczne stały się stylem życia i sposobem zarabiania pieniędzy. Od lat występuje jako ekspertka w tematach dbania o urodę i poprawiania wyglądu. O Sarah znów zrobiło się głośno, kiedy w maju tego roku, w programie Andersona Cooper’a, opowiedziała o tym, jak podarowała swojej siedmioletniej córce voucher na wstrzyknięcie botoksu. Prowadzący program był tym tak zdegustowany, że przerwał rozmowę i wyprosił ją ze studia.
Joanna Jałowiec
Facebook
RSS