Cóż tak strasznego mogła uczynić 22-letnia dziewczyna, że sam führer w ogniu wojny znalazł chwilę i kazał ją zabić? Miała czelność nazywać zło złem, gdy inni jak w amoku unosili się na silnej fali nazizmu
Czasami o wielkości nie decydują wielkie rzeczy. Wśród najbardziej znanych słów naszej dzisiejszej bohaterki są z pozoru błahe stwierdzenia: „chcę być tylko jednym, to jest człowiekiem” czy „wy tylko mówicie, ale nikt nic nie robi”. Same w sobie wydają się zwyczajne, powszednie.
Bo co jest niezwykłego w stwierdzeniu, że chce się być człowiekiem?! Otóż wiele, gdy te słowa padają w ramach niezgody na bycie nazistką, w ramach sprzeciwu wobec zatracenia ludzkich wartości. Cato Bontjek van Beek nie był zwykłą dziewczyną, ponieważ miała odwagę przypominać ludziom o podstawowych wartościach, gdy ci woleli jej słów nie słyszeć.
Urodzona 14 listopada 1920 w Bremie, Cato miała holenderskie korzenie. Ojciec zajmował się ceramiką, matka była tancerką i malarką. Podobnie jak jej brat i siostra, Cato cieszyła się dużą swobodą za młodu, a rodzice dbali o jej wykształcenie. Uczyła się holenderskiego i niemieckiego w szkole w Amsterdamie, a w wieku 17 lat wyjechała jako w ramach wymiany au pair na 8 miesięcy do Wielkiej Brytanii.
W 1933, gdy Hitler centralizował władzę wokół siebie, jej ojciec wyprowadził się do Berlina. Cato długo pozostawała z dala od „epicentrum” wydarzeń, dołączając do niego dopiero w 1940 roku. W tym czasie wojna już zbierała żniwo nie tylko na froncie. Z jej kamienicy deportowano żydowską rodzinę i – jak opisała w liście do ciotki – czuła, że zbliża się coś strasznego.
Od wczesnych miesięcy w Berlinie zaangażowała się w działalność opozycyjną. Nie myślcie, że było to coś wielkiego. Dzieliła się chlebem z francuskimi jeńcami, podawała im listy, pomagała w pisaniu ulotek, które później kolportowano do mieszkańców Berlina.
Cato była członkinią opozycyjnej grupy nazwanej przez Gestapo Czerwoną Orkiestrą. Choć nazwa wskazuje na komunistyczne tendencje, to tworzyli ją tak komuniści, jak konserwatyści, tak żydzi, jak katolicy i ateiści. 20-latka nie była prominentną członkinią, ale też społeczność nie była liczna. Cato zasłynęła wybuchem gniewu podczas jednego z konspiracyjnych spotkań. Krzyknęła wtedy, że „wy tylko mówicie, ale nikt nic nie robi”.
Bezradność wobec nazizmu to nie było coś, czemu się poddała. Z narażeniem wolności, a nawet życia działała w opozycji do września 1942 roku. Wtedy berlińskie ogniwo Czerwonej Orkiestry rozsypało się, a Gestapo wyłapało wielu jej członków. Cato znalazła się w więzieniu Plötzensee, jej siostrze udało się uciec.
Nawet za kratami nie traciła wigoru, choć – jak przyznał we wspomnieniach jej brat – nie zdawała sobie sprawy, jaki wyrok ją czeka. Myślała, że dostanie kilka lat, tymczasem w styczniu 1943 sąd wojenny skazał ją na śmierć razem z 15 innymi opozycjonistami, w tym siedmioma innymi dziewczętami.
Taka kara była niemal nieuniknionym następstwem udziału w zdradzie stanu, jaki jej postawiono. Sam sąd złożył jednak wniosek, by odstąpić od wymierzenia kary w przypadku części skazanych, w tym 22-letniej Cato. Sam Adolf Hitler nakazał jednak ścięcie wszystkich. Wyrok wykonano 5 sierpnia 1943. Po śmierci jej ciało zostało oddane do celów badawczych.
Matka Cato przez 12 lat walczyła o pośmiertne cofnięcie zarzutu zdrady oraz wyroku śmierci na jej córce. Dopiero w 1998 udało się oczyścić młodą kobietę z zarzutów.
Do dziś mało znana w świadomości międzynarodowej, Cato stała się jedną z niemieckich bohaterek II wojny światowej. W społeczeństwie wciąż zniesmaczonym grzechami ojców i dziadków dziarska dziewczyna roznosząca paszkwile na Hitlera prawie pod jego oknem to przykład tego, że można być przyzwoitym, choćby w najmniej sprzyjających okolicznościach.