Fot. materiały promocyjne
Jak tornado wpadła na polski rynek muzyczny i wielbicieli jej głosu i osobowości scenicznej. Muzyk, artystka i grafik w jednej osobie. Twórcza, zmienna i otwarta na to, co nowe. Kim jest i jak definiuje swój sukces BOVSKA?
Czy już jako dziecko śpiewałaś i malowałaś czy te talenty zaczęły rozkwitać później?
BOVSKA, artystka, muzyk, grafik: Byłam podobno dzieckiem tańczącym, śpiewającym i rysującym. Niedawno sprzątając swój stary pokój w domu rodzinnym znalazłam swój rysunek. Była na nim dziewczyna z grzywką i mikrofonem w ręku. Więc chyba jestem tu gdzie miałam być (śmiech).
Czy pomysł na pseudonim artystyczny Bovska wyszedł od ciebie czy ktoś to tak po prostu powiedział i już się przyjęło?
Wymyślałam swój pseudonim będąc na Erazmusie w Niemczech. Byłam tam z okazji studiów na Akademii Sztuk Pięknych, ale miałam sporo czasu na to, by komponować piosenki. Sporo ich tam wymyśliłam i koleżanki zachęciły mnie to zorganizowania koncertu. W szkole był piękny fortepian. Poznałam tam również wiele fantastycznych osób. Wtedy właśnie użyłam pseudonimu po raz pierwszy. Był przed nim jeszcze przedrostek imienia, ale potem z niego zrezygnowałam i została po prostu Bovska.
Czy w latach wczesnej młodości miałaś swoje polskie i zagraniczne inspiracje muzyczne?
Moją najbardziej pierwotną inspiracją w dzieciństwie był Michael Jackson. Oglądałam „Smooth Criminal” i chciałam tańczyć tak jak on! Wciągał mnie w swoją opowieść muzyką i tańcem. Urzekł mnie po prostu. Później przechodziłam najróżniejsze fascynacje. Długo by wymieniać (śmiech).
Jak wspominasz swój udział muzyczny w hicie kinowym „Planeta Singli”? Jak tam trafiłaś?
W „Planecie Singli” pojawiła się moja piosenka „The man with an unknown soul”. To bonus pochodzący z pierwszej płyty „Kaktus” i jedyna piosenka z moich trzech albumów zaśpiewana w języku angielskim. Została zaanektowana przez reżysera, dzięki sugestii Łukasza Targosza, który pokazał Mitii Okornowi (przyp. red. – reżyser filmu) piosenkę. Łukasz Targosz jest autorem muzyki do tego filmu. Takie filmowe synchronizacje dają mi ogromną radość – piosenka zyskuje swoje nowe życie i kontekst. Miły jest także moment, gdy słyszy się ją siedząc w sali kinowej. Oby więcej takich filmowych przygód.
Masz ogromne doświadczenie i duże osiągnięcia na polu artystyczno-wokalnym. Czy jest coś niezwiązanego z muzyką, co z równie wielką pasją robisz, czy już na to nie wystarcza doby?
Jestem nie tylko muzykiem, ale moją drugą, równie ważną częścią twórczości, jest ta związana z wizualną stroną Bovskiej. Oprócz tego, że studiowałam na Uniwersytecie Muzycznym Fryderyka Chopina skończyłam studia na Akademii Sztuk Pięknych w Warszawie na wydziale grafiki. Nie bez powodu ciągnęłam przez tyle lat oba te kierunki. Nie potrafiłam, od wczesnych lat szkolnych, zdecydować, co jest dla mnie ważniejsze. Spełnienie przychodzi w połączeniu na obu tych polach. Jestem również ogromnym entuzjastą ekspresji ruchowej. Ruch jest jedną z najbardziej pierwotnych form wyrazu, jakie człowiek nosi w sobie, ale bardzo się od swojego ciała oddzielamy w procesie dorastania i edukacji. Nie przynosi to nic dobrego. Staram się być blisko niego. Interesuję się tańcem współczesnym jako formą sztuki.
Co mogłabyś doradzić młodym i zdolnym ludziom, którzy dopiero zaczynają stawiać pierwsze kroki w biznesie artystycznym?
Nie lubię dawać dobrych rad, bo każdy ma swoją indywidualną drogę. Dobrze jest słuchać ludzi, którzy mają doświadczenie w danej dziedzinie i których się podziwia, ale ostateczne decyzję należy podejmować zgodnie z własną intuicją, czasem na przekór konwenansom i utartym ścieżkom. Kluczem jest słuchanie własnej intuicji. Jeśli chcesz coś pokazać światu, to nie baw się w półśrodki. Spróbuj zawalczyć o coś, co w stu procentach podoba się Tobie. Wtedy zarazisz miłością do niego inne osoby. Trzeba też ogromnej wytrwałości w ciężkiej pracy. Bo jest ona duża, jeśli realizuje się swoje pasje, a nie widać jej na pierwszy rzut oka. Widzimy tylko efekt końcowy. Za nim zawsze kryje się ciężka praca. Ważną cechą jest także pokora, ale nie taka ugrzeczniona. Poszukuj, ale bądź pokorny wobec niepowodzeń. Czasem się potkniesz – czerp z porażki. To wszystko łatwo powiedzieć. Na pewno potrzebne jest też szczęście, ale jestem pewna, że ono w pewnym momencie się pojawia. Wystarczy, że pracujesz i konsekwentnie dążysz do marzenia. Ta droga jest esencją. Nie sam cel.
Co robi Magda Grabowska-Wacławek, gdy nie śpiewa?
W prywatnym czasie lubię się zmęczyć fizycznie – to mnie relaksuje i uwalnia od złych emocji. Lubię nie robić nic, choć to bardzo trudne. Uczę się tego wciąż. Spędzam czas z najbliższymi. Oglądam seriale, spaceruję, wyjeżdżam w piękne przyrodniczo miejsca. Odpoczywam patrząc na przyrodę, ale też rozmawiając z przyjaciółmi. Lubię też czytać książki.
Czy na początku swej kariery myślałaś o złotej płycie?
Nigdy nie myślałam o złotej płycie. Nie czuję także, aby słowo „kariera” było jakoś do mnie przystające. Brzmi trochę pretensjonalnie. Wyróżnienia czy nominacje do Fryderyków – to ogromnie miłe rzeczy. Wiadomo – to wspaniale jak inni doceniają twoją pracę. To dowartościowuje. Cieszę się tym. Ale w ogóle się na tym nie skupiam. Nagrody i splendor to nie jest mój cel. Ja chcę się dzielić muzyką, tym, co w niej jest zawarte. Jakimś zbiorem myśli, radością wspólnego śpiewania na koncertach. A poprzez tworzenie się spełniam. To daje mi poczucie pełni. To ma sens. Fajnie, że może to być moją pracą.
Opowiedz proszę, jak zwykle wygląda twoja trasa koncertowa, czy przygotowujesz się do niej jakoś specjalnie?
Obecnie gramy trasę koncertową dedykowaną nowej płycie „Kęsy”. Odbyliśmy do niej serię prób, na których materiał płytowy przygotowywaliśmy do grania na żywo. Po Polsce poruszamy się busem. Nasze instrumenty zajmują dużo miejsca. Na scenie jest nas trójka, ale zespół to więcej niż muzycy. Aby wszystko działało, wyglądało i brzmiało jeździmy także z naszym niezastąpionym technicznym, menedżerką, realizatorem dźwięku i realizatorem oświetlenia. Do tego jeszcze kierowca busa. W sumie to spora i wesoła ekipa. Jeśli ktoś nie lubi podróżować, nie powinien zostawać muzykiem koncertującym.
Co robi piosenkarz, gdy tuż przed koncertem czuje drapanie w gardle, a widownia już czeka na występ? Masz jakieś swoje sposoby na przeziębienie?
To bardzo niełatwe do zniesienia, gdy musisz zaśpiewać koncert w niedyspozycji głosu. Musisz wyjść na scenę pomimo gorączki, zapalenia gardła, czy złego samopoczucia. Myślę, że trzeba zaakceptować zaistniałą sytuację i się z nią pogodzić. To już dobry punkt wyjścia. Do tego możliwie dużo pić i nie mówić przed koncertem. Łyknąć siemię lniane, witaminę A. Są też ćwiczenia, które pomagają wydobyć głos. Sama staram się regularnie trenować swój głos z wokalnym coachem. To bardzo ważne, żeby o niego dbać. Adrenalina na scenie zrobi swoje i uda się zaśpiewać koncert. Potem będzie gorzej, dlatego trzeba po koncercie znaleźć czas na regenerację. Najlepszą jest po prostu sen.
Jak żyje się dwójce artystów w jednym domu? Twój mąż też jest twórcą.
Mój mąż jest producentem filmów animowanych. Jest niezwykle uzdolniony na wielu polach. Mam u niego ogromne zrozumienie, dla tego, co robię. Nie ogranicza mnie w moim działaniu. To daje mi poczucie bezpieczeństwa, wolności i akceptacji, co jest podstawą dobrego związku. Oczywiście nie zawsze jest różowo i kolorowo.
W domu bywamy rzadko, bo oboje intensywnie pracujemy. Ciągle jesteśmy w rozjazdach i w pracy, więc tym bardziej dbamy o wspólny czas razem. Nie zaniedbujemy wakacji, robimy sobie weekendowe wypady. Dom to moja bezpieczna przystań, do której wracam.
Jakie projekty wspominasz najmilej?
Mam ogrom wspomnień koncertowych. Sporo jest takich, które zostały w mojej pamięci ze względu na atmosferę, która zapaliła jakiś ogień. Ze względu na wyjątkowe spotkania z publicznością, czy na przykład trudniejsze wyzwanie. Nie zapomnę na przykład koncertu na Orange Warsaw Festival czy napięcia, jakie towarzyszyło mi podczas grania na scenie Opolskiego Festiwalu w koncercie Debiutów. Pamiętam też bardzo dobrze pierwsze koncerty z każdą z nowych płyt. Na przykład koncert premierowy płyty „Pysk” w klubie „Miłość Kredytowa 9″, gdzie towarzyszył nam zespół dęty. Mam też na swoim koncie kilka projektów graficznych, które są dla mnie ważne i cieszę się, że mogłam je zrobić. Na przykład lubię bardzo formę muralu, dlatego cieszę się, że trzy moje znajdują się w Warszawie, a będzie ich więcej. Poza tym ostatnio zaprojektowałam książkę (okładkę i layout) Kasi Olubińskiej „Bóg w Wielkim Mieście”, z której jestem bardzo zadowolona.
Teraz jednak mam bardzo mało czasu na pracę graficzną dla innych i robię to bardzo rzadko, bo dużo projektuję sama dla siebie. I to lubię robić najbardziej. Ostatnio ogromnym wyzwaniem był udział w projekcie Škody, gdzie śpiewałam i występowałam w pierwszej w Polsce reklamie transmitowanej na żywo w telewizji, a potem odbył się 40 minutowy koncert. To było ogromne wyzwanie dla mnie. Wiele się nauczyłam. Uwielbiam próbować nowych rzeczy. Oby więcej takich na mojej drodze.
Czy masz przyjaciół lub bliskich znajomych w świecie muzyki i grafiki czy wybierasz raczej znajomości niezwiązane z tymi dziedzinami?
Większość moich przyjaciół ma twórcze zawody, zwyczajnie dlatego, że od lat poruszam się głównie w środowisku artystycznym. Ale mam też przyjaźnie z osobami, które nie zajmują się sztuką. Na przykład Wiktoria i Justyna – moje dwie przyjaciółki z liceum. Każda z nas w życiu zajmuje się kompletnie czy innym, a jednak jesteśmy sobie bliskie, a nasza konwersacja na WhatsApie toczy się nieustannie od bardzo dawna. Pewnie ma kilometry (śmiech). Spotykamy się też regularnie.
Czy możesz potwierdzić na swoim przykładzie powiedzenie, że jedyną stałą jest zmienność?
Potwierdzam, w kontekście nurtu życia. Lepiej się temu poddać, bo brak akceptacji tego faktu prowadzi do frustracji. Nie należy bać się zmian. Moje życie to ciągła zmiana. Nie wiem, co przyniesie kolejny dzień i ten element zaskoczenia jest ekscytujący. Jednak są też w życiu wartości niezmienne. Uważność na drugiego człowieka i czułość względem niego, wzajemny szacunek. Życie w zgodzie z własnym sumieniem i przekonaniami. Dbanie o najbliższych – przyjaciół i rodzinę. Bycie wdzięcznym za to, co przychodzi do ciebie każdego dnia. Brzmi banalnie, ale sprawia, że żyje się lepiej. Dla mnie ważny jest też punkt powrotny. Że, mimo iż jestem w biegu, mam swoje miejsce, w którym czuje się bezpiecznie, mimo iż słaba ze mnie pani domu (śmiech).
Jakie masz plany zawodowe na 2019 rok? Kolejne płyty i wyjazdy?
Liczę na to, że zagram w 2019 niejeden koncert. Ba, mam apetyt na wiele! Poza tym, na pewno zacznę pracować nad kolejnymi piosenkami i nakręcę niejeden teledysk. Mam też chrapkę na daleką podróż w nowe nieznane miejsce. Ale o planach wolę nie rozmawiać. Wolę je realizować.
Podaj proszę naszym Czytelniczkom swoją definicję sukcesu zawodowego i prywatnego?
To naprawdę trudne pytanie. Nie wydaje mi się, abym mogła podać jedną definicję. Jednak jest kilka ważnych elementów. Jeśli już odkryjesz, co chcesz w życiu robić, to po prostu konsekwentnie do tego dąż, mimo przeciwności, które się pojawiają i mimo porażek, które są nieuniknione. Nie skupiaj się na porażkach, tylko się od nich odbijaj. Uważam też, że podstawą jest słuchanie własnej intuicji w kontekście swojej pracy twórczej. Trzeba też zaakceptować pojawiające się lęki. One są zawsze, gdy robi się coś pierwszy raz, gdy wychodzi się poza swoją strefę komfortu. Bez tego nie ma rozwoju. Uważam ponadto, że ważne jest, aby szanować ludzi, z którymi się pracuje i pielęgnować relacje. I coś, co zabrzmi może banalnie – podchodzić do życia z entuzjazmem i poczuciem humoru. To pomaga żyć lepiej. Życie staje się piękniejsze. Prywatnie? Szacunek do drugiego człowieka to podstawa przyjaźni i miłości. Rozmowa i spędzanie wspólnie czasu to podstawa budowania dobrych relacji. I trzeba lubić siebie. Akceptować swoje słabości i próbować coś z nimi zrobić. Jednak, gdy lubi się siebie, łatwiej żyć.
Rozmawiała: Dagmara Wójcik – Jędrzejewska
Redakcja: Anna Chodacka – Penier, Aneta Zadroga
Facebook
RSS