Maria Magdalena Milczarek – jak sama o sobie mówi – „polska Włoszka”. Pomimo początkowych obaw, znakomicie dostosowała się do nowej sytuacji w świetle włoskiego słońca. Czas koronawirusa spędza na rozwoju nowych umiejętności, powrotu do projektowania odzieży i szeregu twórczych i nowych umiejętności w towarzystwie Polaków i Włochów.
Pani Mario, jako wstęp, proszę opowiedzieć naszym Czytelnikom Pani historię. Jak znalazła się Pani w obecnym miejscu?
Maria Magdalena Milczarek: Od niedawna mieszkam na Sycylii, dokładnie w Palermo. Przeprowadziłam się ze względu na pracę. Mam biuro podróży i firmę eventową. Organizuję kobiece wyprawy z sesją zdjęciową, wokalne, taneczne i przeróżne okolicznościowe, nie tylko na Sycylii… to także Bali, całe Włochy, Hiszpania.
Miałam teraz wprowadzać nowość – USA, Kolumbia i Indie. Sycylię wybrałam na miejsce zamieszkania, ponieważ zakochana jestem w tej wyspie i stylu życia.
Jaka była Pani reakcja po ogłoszeniu pandemii w Polsce i na świecie?
Moja początkowa reakcja była dosyć trudna. Kiedy we Włoszech zaczęło być coraz głośniej o obecności koronawirusa, stwierdziłam, że wrócę do Polski (wtedy jeszcze było bezpiecznie), aby być z bliskimi – zawsze to bezpieczniej. Kupiłam lot do Polski. W międzyczasie jeszcze odbył się projekt z Kobietami z okazji Dnia Kobiet.
Dziewczyny wyleciały, ale już zaczęło być dosyć nieciekawie. W tym czasie mój lot, który miałam kupiony, został odwołany. Kupiłam więc drugi, by szybciej dostać się do Polski, ale niestety, lot był rano, a ja spakowana już i gotowa, o godz. 23 dostałam SMSa, że lot jest odwołany. Wtedy też lawiną wszystkie zaplanowane podróże zaczęły się sypać. Wszyscy zaczęli odmawiać, prosić o zwrot zaliczek itd. Zaczęłam się bardzo martwić i stresować, z racji tego, że mi nikt nie zwrócił zaliczek uprzednio wpłaconych, a ludzie reagowali różnie. Jedni okazywali więcej serca, inni nie. Zaczęłam się martwić. Pamiętam, że tego samego dnia, oglądałam wieczorem film i nagle, podczas transmisji pojawiły się w TV wiadomości…
To już znaczyło, że jest poważnie. I faktycznie, informacje były bardzo nieciekawe. Zamknięcie granic kraju, miasta, zakaz wychodzenia z domu (bardzo rygorystyczne warunki) i jedna wielka niepewność. Było mi wtedy bardzo ciężko. W ciągu kilku godzin, straciłam zawodowo wszystko to, na co pracowałam bardzo ciężko kilka lat (oprócz biura podróży zajmuję się także śpiewem – tu również wszystkie koncerty zostały odwołane, współpraca w Neapolu także została wstrzymana), do tego pojawiła się panika i tęsknota.
Nie znałam wcześniej takich uczuć, jakie w środku mogą się pojawić. Tak wyglądały moje pierwsze 3 dni a później zabrałam się do działania stwierdzając, że nie mogę się położyć i płakać. Skoro tu zostałam, to znak, że mam właśnie TU, z tego miejsca COŚ do zrobienia. Tak właśnie powstała grupa pozytywnych wibracji #caffenabalkonie.
Jak wygląda Pani włoska rzeczywistość każdego dnia?
Staram się nie wpadać w rutynę, tylko stale znajduję sobie zajęcie, żeby nie myśleć za dużo. Z racji tego, że tu na Sycylii życie tętni na balkonach (razem z sąsiadami pijemy kawę, rozmawiamy, o 18:00 codziennie wszyscy razem śpiewają), bardzo spontanicznie założyłam grupę #caffenabalkonie, by pić razem wirtualną kawę, by dawać sobie wzajemny uśmiech i żeby też opowiadać troszkę jak wygląda życie na Sycylii. Ku mojemu zaskoczeniu, liczba osób bardzo szybko wzrasta.
Śmiejemy się, że stworzyliśmy wszyscy razem takie nasze, jak to jedna grupowiczka określiła, „wirtualne miasteczko”. W projekcie wspierają mnie także artyści – Stefano Terrazzino, Sycylijczyk i Janek Traczyk, którzy bardzo umilają nam czas. Śpiewamy, gotujemy, wraz z moim sąsiadem Salvo uczymy włoskiego, koncertujemy, ćwiczymy, grupowicze dają nam co chwilę jakieś śmieszne wyzwania, które oczywiście spełniamy.
Codziennie o godz. 13:00 pijemy naszą wirtualną kawę, łączę się z grupą poprzez live. Najbardziej cieszy mnie fakt, że jesteśmy razem. Zarażamy się uśmiechem, bo w tym momencie jest to dla nas wszystkich największe lekarstwo. Serce wzrasta, kiedy widzimy, że to, co robimy ma sens i cieszy chociaż kilka osób. Dla nas to jest najważniejsze.
W jaki sposób radzi sobie Pani, wraz z innymi osobami z Pani otoczenia, z obecną sytuacją epidemii?
Radzę sobie, bo innego wyjścia nie ma (śmiech). Muszę być dzielna. Na szczęście mam obok wspaniałego sąsiada, który jest także cudownym przyjacielem. Nie możemy wychodzić z domu, ale razem z Salvo stwierdziliśmy, że tyle ile będziemy w stanie, chcemy innym umilić ten trudny czas. Na chwilę obecną to właśnie tak spędzam czas.
Cały czas coś wymyślamy, kreujemy, obserwujemy co ludzie lubią, czego chcą więcej i każdego dnia chcemy dodać odrobinę otuchy i energii innym. Całe szczęście żyjemy w dobie sprawności internetowej i możemy łączyć się z Polską i Polonią z całego świata.
Jak zachować równowagę i pogodę ducha, niezależnie od okoliczności? Co w ludziach czy przyrodzie cały czas wywołuje u Pani radość i zachwyt?
Ja swoją równowagę odnalazłam w twórczości. Wróciłam do tego, co kocham od zawsze, a w codziennym pędzie zapomniałam o tym. Skupiłam się na pracy jednej, drugiej, na projektach, zapominając w tym wszystkim o sobie…
W tym całym smutku i zmartwieniu, jakie mam w sercu, czuję, że dostałam drugie życie i nie zamierzam go zmarnować. Powstał wreszcie mój pierwszy autorski utwór, który stworzyłam wraz z Jankiem Traczykiem, projektuję ubrania, na które nigdy nie było czasu i realizuję się artystycznie tak, jak zawsze tego chciałam. Póki co zdalnie, ale jak tylko wszystko wróci do normy to zamierzam realizować wszystkie plany i zawalczyć o swoje marzenia.
Fot. Archiwum własne Bohaterki