Trzecia top modelka świata, muza Karla Lagerfelda, od 13 lat na wybiegu. Zdobiła okładki największych magazynów i wzięła udział w niezliczonej ilości kampanii reklamowych. Od niedawna w nowej roli – żony. Czy ma plan B na życie, za co kocha Nowy Jork, a za co Polskę? Anja Rubik
Czy od zawsze wiedziałaś, że będziesz modelką?
Już jako dziecko lubiłam się przebierać w ciuchy mojej mamy i organizowałam pokazy wspólnie z koleżankami. Kiedy mieszkaliśmy w RPA, chciałam żeby mama zapisała mnie na kurs modelingu, który odbywał się w okolicy. Niestety się nie zgodziła. Wtedy jeszcze nie zastanawiałam się, kim będę. W szkole średniej myślałam o afrykanistyce, ale jednak miłość do mody zwyciężyła. Zawsze interesowałam się tym światem, coś mnie tam ciągnęło…
Słyszałem, że w dzieciństwie byłaś „chłopczycą”. Patrząc na ciebie trudno w to uwierzyć…
Chłopczycą? Może nie tak do końca… Prawdą jest, że lubiłam chodzić po drzewach, rzadko bawiłam się lalkami, pociągało mnie to, co nieznane, wszystko chciałam sprawdzić. Lubiłam doświadczać tego co nowe, co czasami bywało niebezpieczne… Od małego jednak lubiłam czuć się kobietą – zdecydowanie kręciły mnie dziewczęce ubrania.
Jakie cechy charakteru są najbardziej istotne w pracy modelki?
Cierpliwość, wytrwałość, pracowitość i łatwość nawiązywania kontaktów.
Czy przed wyjściem na wybieg czujesz jeszcze jakąś tremę?
Zawsze czuję tremę. Trema to nieodłączny towarzysz pracy jaką wykonuję, bo brak tremy to wpadanie w rutynę, a wtedy już jest źle… (śmiech)
Czy pamiętasz swój pierwszy pokaz?
Pierwszy pokaz… nie licząc tych konkursowych, miałam już 13 lat temu. Jak ten czas szybko leci (śmiech). Pamiętam go dobrze: to był Paryż i pokaz Chanel. Od razu skok na głęboką wodę.
Praca modelki jest niebezpieczna. Co twoim zdaniem jest największym zagrożeniem w świecie modelingu?
Zachłystywanie się własnymi sukcesami oraz możliwość wpadnięcia w nieodpowiednie towarzystwo.
Czy jesteś ryzykantką?
Zależy w jakiej dziedzinie, ale raczej tak. Jak mawiają: „Nie ma ryzyka, nie ma zabawy!”
Mówisz o sobie, że jesteś szczęściarą… Największy dar, jaki otrzymałaś od losu?
Oj trochę tego jest… ale przez skromność nie wymienię (śmiech).
Zostałaś ostatnio uznana najlepiej ubraną Polką. Czy takie rankingi są dla ciebie istotne?
Powiem tak – jest to na pewno bardzo miłe.
A twoim zdaniem, kto najlepiej się ubiera w Polsce?
Za rzadko bywam w Polsce, żeby oceniać ale na mojej liście na pewno znalazłyby się Lucyna Szymańska i Joanna Przetakiewicz.
Jakbyś określiła swój styl?
Zakładam na siebie to, co lubię i co mi się podoba – nie śledzę trendów. Lubię mieszać style: rock, hippy i grunge.
Co powinna mieć każda kobieta w szafie, czyli „must have” Anji Rubik…
Dobrze dopasowane dżinsy, uniwersalny żakiet pasujący i do dżinsów, i do sukienki na wieczór, mała czarna, obcisłe skórzane spodnie, , obowiązkowo, fajny t-shirt.
Czy będąc w Nowym Jorku tęsknisz za Polską?
Obecnie najbardziej tęsknię za Nowym Jorkiem, do którego nie mogę dotrzeć od paru miesięcy, z powodu pracy, a wcześniej ślubu i przygotowań do niego.
Mówisz, że Nowy Jork to twój dom. To twoje miejsce na ziemi?
Jak na razie nie wyobrażam sobie mieszkać gdziekolwiek indziej. Ale kto wie, co przyniesie przyszłość…?
A za co kochasz Polskę?
Jestem Polką i wiele rzeczy tu kocham. Począwszy od miejsc. Bardzo lubię Warszawę, Zakopane ale i zaciszne miejsca nad morzem czy w górach. Jestem dumna że jestem z kraju Kopernika, Chopina, Marie-Curie Skłodowskiej, Witkacego, Polańskiego, Jana A.P. Kaczmarka, Wałęsy, Jana Pawła II i wielu innych wspaniałych ludzi… Mogłabym tak wymieniać jeszcze długo.
Pamiętasz chwilę, kiedy dotarło do ciebie, że jesteś znana na całym świecie?
To następowało stopniowo (śmiech). Pamiętam jedną taką sytuację… Kiedyś podeszła do mnie Rihanna, żeby pogadać, doskonale wiedząc, kim jestem. Wówczas stwierdziłam, że to dobry znak mojej kariery.
Czy przyjaźń w świecie mody jest możliwa?
Jest możliwa, ale jednocześnie często bywa trudna. Ludzie ze świata mody wciąż się gdzieś przemieszczają i to zazwyczaj nie w tych samych kierunkach, a napięte grafiki i różne plany skutecznie utrudniają utrzymywanie bliższych relacji.
Czy gdybyś teraz zaczynała karierę, zdecydowałabyś się na udział w takim programie?
Chyba nie jestem w stanie odpowiedzieć na to pytanie. Obecne realia, media, sytuacja na rynku mody itp. są tak inne od tych, w których ja zaczynałam swoją przygodę z modelingiem… Jednak, znając siebie, sądzę, że chyba miałabym za mało śmiałości…
Mówisz, że nie stosujesz żadnych diet. Jak więc wygląda twój dzienny jadłospis?
Rano tylko kawa. Jem dopiero wczesnym popołudniem, ale nie z powodu żadnej diety, tylko po prostu nie lubię jeść wcześniej. Na lunch, o ile mam czas, najczęściej wybieram sałatkę. Natomiast jeśli jestem w trakcie pracy, często zjadam jakąś kanapkę na planie. Najwięcej jednak, i to wbrew wszystkim regułom zdrowego odżywiania, zjadam na kolację, późnym wieczorem, bo dopiero wtedy mam czas. Są to najczęściej ryby i dużo, dużo warzyw. Mój jadłospis totalnie zmienia się, gdy przyjeżdżam do Polski. Tu się wręcz objadam (śmiech). Zresztą, nie tylko w domu. W Warszawie moje ulubione miejsca to restauracja „U kucharzy” i cukiernia pani Gessler. Tam zawsze popełniam grzech obżarstwa. Poza tym, codziennie piję dużo wody, nie opycham się fast fordami, ani chipsami.
Nadal jesteś uzależniona od czekolady?
Tak, bardzo. Czekolada to chyba mój nałóg (śmiech).
Czy jest jeszcze coś w świecie mody, co chciałabyś osiągnąć?
Oczywiście! Jest jeszcze sporo takich rzeczy i myślę, że straszne byłoby, gdybym już nie miała żadnego celu przed sobą…
A twoje marzenia?
Marzenia to dla mnie bardzo osobista sprawa… Wolę o nich nie mówić, z jednego prostego powodu – boję się, że kiedy je głośno wypowiem, mogą się nie spełnić…
Jak długo chcesz jeszcze być modelką?
Tak długo, jak ci najlepsi będą chcieli ze mną pracować.
Masz już „plan B” na życie?
Oczywiście. Ale, jak wspominałam wcześniej – na razie cicho-sza! Wolę nie zapeszać… Może spotkamy się jeszcze kiedyś i wówczas będę mogła powiedzieć czy mój „plan B” wypalił (śmiech).
Rozmawiał: Łukasz Kędzior